Film: „W głowie się nie mieści.”

Psychoterapeuta Gdańsk1 lipca 2015 roku ma w Polsce premiera bajki pod tytułem: „W głowie się nie mieści”. Jest to historia nastolatki Riley, której życiem kieruje 5 emocji: Radość, Strach, Gniew, Odraza i Smutek. Gdy będzie musiała przeprowadzić się z ojcem do San Francisco, górę nad Radością wezmą inne emocje… Akcja filmu rozgrywa się przede wszystkim w mózgu dziewczynki, na pomysł zobrazowania popularnej metafory o małych ludzikach sterujących naszym zachowaniem wpadło studio Pixar. Zapowiada się ciekawie!

„Koncept jest wybitnie prosty – umysłem bohaterki, nastoletniej Riley, zarządza pięć elementarnych emocji: Radość, Smutek, Gniew, Strach i Odraza. Radość to niepoprawna optymistka o ciele wróżki w pstrokatej sukience. Smutek przybiera kształt apatycznej, trupioniebieskiej okularnicy. Gniew łączy Hellboya ze SpongeBobem, Strach to wychudzony pracownik dużej korporacji, a Odraza ma zieloną skórę i punkowy fryz. Emocje sterują reakcjami Riley za pomocą elektronicznej konsoli, zapisują wspomnienia dziewczynki w specjalnych szklanych kulach i często nie mogą dojść ze sobą do porozumienia, chociaż to Radość wydaje się mieć decydujący głos – przynajmniej do czasu. Kiedy Riley, zwykle pogodnie usposobiona, przeprowadza się z rodzicami do innego miasta, zaczynają się prawdziwe kłopoty: nastolatka ma problem z adaptacją do nowego środowiska. Żeby tego było mało, w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności Radość i Smutek wydostają się na zewnątrz centrum dowodzenia emocjami i muszą rozpocząć wędrówkę po nieznanych zakątkach umysłu nastolatki. Czasu mają niewiele, bo ich nieobecność grozi rozpadem kształtującej się osobowości.”

fragment opisu filmu zaczerpnięty z portalu Filmweb.pl

Psychoterapeuta GdańskPsychoterapeuta Gdańsk

Psychoterapeuta GdańskPsychoterapeuta Gdańsk




 


PSYCHOLOG W GDAŃSKUPSYCHOTERAPEUTA GDAŃSK

Kampanie społeczne: „Reaguj na przemoc wobec dzieci – masz prawo!”

Psychoterapeuta GdańskKampania Rzecznika Praw Dziecka „REAGUJ – MASZ PRAWO” wydała serię filmów „instruktażowych” dotyczących tego, jak można się zachować w sytuacji, gdy jest się świadkiem przemocy fizycznej, czy psychicznej wobec dziecka. Akcja jasno i klarownie odpowiada na pytanie: „Jak reagować?” w sytuacjach, kiedy jesteśmy świadkami przemocy wobec dzieci ze strony naszych sąsiadów, na ulicy, w supermarkecie, na przyjęciu a także jak wykorzystywać do tego celu instytucje. Zdecydowanie łamie niebezpieczny stereotyp mówiący o tym, że to „nie nasza sprawa”. Kampania podpowiada również co zrobić w sytuacji, kiedy to nasze dzieci doznają przemocy w szkole, czy u lekarza.

Psychoterapeuta Gdańsk„Przeprowadzone na zlecenie RPD, przez TNS OBOP w 2012 roku badania pokazują, że jedna trzecia badanych uważa, iż nie powinni się wtrącać w to, jak rodzice postępują z dziećmi i w sytuacje stosowania kar fizycznych. Najczęściej powodem braku ich reakcji jest niechęć do wtrącania się w sprawy innych (29%). Niemal połowa respondentów (47%) nie zareagowałoby uznając zasady nietykalności rodziny lub nie czująć się „uprawnionymi” do tego. Powodem brak działania u prawie jednej czwartej badanych (23%) okazał się być strach. Z badań wynika jednak, że społeczeństwo odczuwa wyraźną potrzebę reagowania na krzywdę dziecka. Działania te są jednak mało zdecydowane, w konsekwencji nie są w stanie uchronić dzieci przed tragedią. Spośród wszystkich badanych jedynie połowa wykazała gotowość do zgłoszenia zauważonej przemocy jakiejkolwiek instytucji zajmującej się problemem stosowania przemocy wobec dzieci.”

cytat zaczerpnięty ze strony internetowej Kampanii: www.jakreagowac.pl


PSYCHOTERAPEUTA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Pacjent w szpitalu psychiatrycznym.”

Psychoterapeuta GdańskNa portalu internetowym „Psychiatria.pl” ukazał się krótki artykuł dotyczący miejsca pacjenta w szpitalu psychiatrycznym. Autorką jest Katarzyna Irzeńska:

„Jest wiele mitów na temat leczenia psychiatrycznego. Wśród społeczeństwa leczenie pacjenta w szpitalu psychiatrycznym najczęściej oznacza, pisząc kolokwialnie „wylądowanie w wariatkowie”, a przecież szpital psychiatryczny to taka sama placówka medyczna jak inne, tylko uwaga skupiona jest u pacjenta na jego „głowie”.

Jak się trafia do szpitala psychiatrycznego?

Do szpitala skierować pacjenta może lekarz ubezpieczenia zdrowotnego i z gabinetu prywatnego. Do psychiatry w ramach świadczeń finansowanych z NFZ nie potrzeba skierowania, choć do części poradni bywają kolejki. W ramach stacjonarnych świadczeń udzielanych pacjentowi, szpital zobowiązany jest do zapewnienia ubezpieczonemu bezpłatnych badań diagnostycznych i leków. W trakcie hospitalizacji  Świadczeniodawca nie może wystawiać pacjentowi recept na leki, preparaty diagnostyczne, wyroby medyczne do realizacji w aptekach ogólnodostępnych.

Ważność skierowania do szpitala wynosi 14 dni.  Bardzo istotnym elementem przyjęcia pacjenta na oddział jest jego pisemna zgoda, w przypadku osób nieletnich lub ubezwłasnowolnionych przyjęcie na oddział następuje poprzez pisemną zgodę jej przedstawiciela ustawowego.

W nagłych przypadkach osoby z zaburzeniami psychicznymi mogą być przyjęte na oddział psychiatryczny bez skierowania, musi to nastąpić jednakże po badaniu przez lekarza na izbie przyjęć.

Wydawanie opinii lekarskiej, świadectwa o stanie zdrowia jest możliwe tylko i wyłącznie po zbadaniu przez lekarza pacjenta.

Do szpitala psychiatrycznego może być również przyjęta bez zgody osoba w ściśle określonych sytuacjach. Z uwagi na to, że takie przyjęcie stanowi zawsze naruszenie wolności osobistej o słuszności przyjęcia zawsze orzeka sąd opiekuńczy. Poniżej przedstawiamy 3 sytuacje w których możliwie jest przyjęcie do szpitala bez zgody.

1. Jeśli dotychczasowe zachowanie osoba chorej psychicznie gdy wskazuje na to, że z powodu tej choroby zagraża bezpośrednio własnemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób.

2. Dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że z powodu zaburzeń psychicznych zagraża bezpośrednio swojemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób, a zachodzą wątpliwości, czy jest ona chora psychicznie, może być przyjęta bez zgody do szpitala w celu wyjaśnienia tych wątpliwości. Pobyt w szpitalu nie może trwać dłużej niż 10 dni.

3. Osoba, której dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że nieprzyjęcie do szpitala spowoduje znaczne pogorszenie stanu jej zdrowia psychicznego, bądź która jest niezdolna do samodzielnego zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych, a uzasadnione jest przewidywanie, że leczenie w szpitalu psychiatrycznym przyniesie poprawę jej stanu zdrowia. O potrzebie przyjęcia do szpitala psychiatrycznego osoby w takim przypadku orzeka sąd opiekuńczy miejsca zamieszkania tej osoby – na wniosek jej małżonka, krewnych w linii prostej, rodzeństwa, jej przedstawiciela ustawowego lub osoby sprawującej nad nią faktyczną opiekę. W stosunku do osoby objętej oparciem społecznym, o którym mowa w art. 8, wniosek może zgłosić również organ do spraw pomocy społecznej (np. MOPS). Dotyczy to osób, którym z powodu choroby psychicznej grozi pogorszenie stanu zdrowia np. z powodu głodzenia się. (…)”


cały artykuł do przeczytania na stronie internetowej:

www.psychiatria.pl/artykul/pacjent-w-szpitalu-psychiatrycznym/12667.html


PSYCHOTERAPEUTA GDAŃSKPSYCHOLOG W GDAŃSKU

Nowości wydawnicze: „Psychoterapia to jest moja partia polityczna.”

Psychoterapia GdańskWydawnictwo „Różnica” wydało ostatnio książkę pod tytułem: „Psychoterapia to jest moja partia polityczna”. Autorem jest Mariola Wereszka. Książka jest zbiorem niezwykle ciekawych rozmów z psychoterapeutami, którzy tworzyli krakowską szkołę psychoterapii.


Tak o książce wypowiedziały się same osoby zainteresowane oraz wybitne postaci ze środowiska psychoterapii:

Psychoterapia to jest moja partia polityczna” to opowieści wybitnych profesjonalistów i wspaniałych ludzi o historii i współczesności krakowskiej psychoterapii i psychoterapii w Polsce, którą współtworzyli. Początki każdej nowej idei, nowej praktyki klinicznej wiążą się z ogromnym zaangażowaniem ich twórców. Jest ono widoczne u większości Psychoterapia Gdańskopowiadających. Są to opowieści o rozwoju własnym, rozwoju idei i praktyki psychoterapii, rozwoju zespołu ludzi, różniących się poglądami, ale połączonych wspólnym celem – poszukiwaniem sposobów pomocy ludziom cierpiącym. Psychoterapeuci krakowscy zawsze wyróżniali się siłą angażowania się, umiejętnością współdziałania, mimo różnicy poglądów i różnic osobowych. Krakowska psychoterapia była i chyba jest nadal intelektualnym i emocjonalnym sporem wybitnych indywidualności o to jaka ma być, aby była jak najbardziej użyteczna. Treści tego sporu są również widoczne w tej książce, ale widoczny jest także ich efekt – ciągły rozwój i zaangażowanie.

prof. Czesław Czabała


Psychoterapeuci krakowscy otworzyli drogę do budowania szkoły wyjątkowej na owe czasy. Słowo “psychoterapia” nie istniało wówczas w podręcznikach psychiatrii. Dla psychiatrów wykształconych “biologicznie” otwierała się nowa, fascynująca perspektywa relacji z pacjentem. Prezentowana książka jest niezwykłą publikacją. Daje szansę wędrowania po meandrach psychoterapii z doświadczonymi przewodnikami. Ich wiedza, zapał, umiłowanie pracy z pacjentem, to drogowskaz dla nas, psychoterapeutów.

prof. Hanna Jaklewicz


Krakowska szkoła psychoterapii wydaje się być z zewnątrz niesłychanie jednorodna. Natomiast, zaprezentowany poczet terapeutów krakowskich, nie tylko ilustruje ogromną złożoność tego środowiska, ale jest zbiorem arcyciekawych wykładów, uznanych nauczycieli i liderów grup krakowskich. Kiedy Freud na przełomie XIX i XX wieku formułował nową, w stosunku do farmakoterapii, „terapię słowem” (talking cure) dla leczenia zaburzeń psychicznych, opartą o kontakt psychiczny i dialog, nie miał zapewne wyobrażenia, jak szerokim nurtem popłynie ta rzeka. Kiedy wnuczęta pytają: „jak to dawniej było?”, zgodnie z przywilejem przekazywania transgeneracyjnych wartości, mandatów i historii, dowiedzą się: od prof. Marii Orwid, że właśnie ta partia polityczna, której warto poświęcić wszystkie swoje siły, to psychoterapia; od prof. Jerzego Aleksandrowicza, że psychoterapia jest ideą nadwartościową; od prof. Jacka Bomby, że ongiś kształcenie psychiatry obejmowało nierozerwalnie psychoterapię z farmakoterapią; od prof. Bogdana de Barbaro, że trzeba z teorii korzystać rozsądnie, by nie przesłaniała pacjenta… I wiele, wiele innych, ciekawych poglądów oraz wspomnień, które jednocześnie są, i historią, i pasjonującym wykładem. Niewątpliwie jednak, krakowskie środowisko psychoterapii jest, w zasadniczym wymiarze, spójne. Oprócz, niepodważalnych wartości poznawczych, Czytelnik będzie miał możliwość doświadczyć jak, począwszy od czasów Kępińskiego aż do dzisiaj, wspólne jest dla wszystkich autorów, żarliwie wyrażane credo autentycznego niesienia pomocy pacjentowi psychiatrycznemu.

dr Katarzyna Walewska”

Psychoterapia Gdańsk(fragmenty opisu książki zaczerpnięte ze strony internetowej Wydawnictwa)


więcej na temat książki można znaleźć tutaj: www.wydawnictwo-roznica.pl


PSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKUPSYCHOTERAPIA GDAŃSK

Konferencje, sympozja psychologiczne w Polsce: „Dorośli – niedorośli. Wewnętrzne i systemowe uwarunkowania niedojrzałości.”

Psychoterapia Gdańsk5 września 2015 roku odbędzie się konferencja pod tytułem: „Dorośli – niedorośli. Wewnętrzne i systemowe uwarunkowania niedojrzałości.” Wydarzenie będzie miało miejsce w Szpitalu Specjalistycznym imienia J. Babińskiego w Krakowie (ul. J. Babińskiego 29).


Gościem zagranicznym będzie pani Margot Waddell, członkini Brytyjskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego oraz psychoterapeuta dziecięcy. Zaproponuje uczestnikom dyskusję i próbę odpowiedzi na pytania o specyfikę rozwoju współczesnej młodzieży. Margot Waddell pracuje od 30 lat jako konsultant, psychoterapeuta dzieci i młodzieży w klinice Tavistock w Londynie, gdzie prowadzi również zajęcia dydaktyczne. Wiele publikuje i wykłada zarówno w Anglii, jak i poza jej granicami. W jej publikacjach widoczne jest trwające zainteresowanie relacją pomiędzy światem wewnętrznym i zewnętrznym, pomiędzy byciem jednostką a zwierzęciem stadnym. Od początku istnienia serii wydawniczej Tavistock Clinic (czyli od 1998 roku) jest jej redaktorem. Rozszerzone wydanie jej książki „Inside Lives; Psychoanalysis and the Growth of the Personality” opublikował Karnac w 2002 roku. Understanding 12 to 14 year-olds opublikowało wydawnictwo Jessica Kingsley w roku 2005.

Lekarz medycyny Anna Depukat (specjalista psychiatra) przedstawi opisy przypadków pacjentów z zaburzeniami osobowości pozostających w leczeniu oddziałów ogólnopsychiatrycznych. Kwestia, jaką będzie chciała rozważyć, to: „Czy pacjenci z głębokimi zaburzeniami osobowości tak często muszą pozostawać w grupie „no option” dla psychiatrii?” Anna Depukat pracuje w kobiecym oddziale ogólnopsychiatrycznym Szpitala Babińskiego, prowadzi również praktykę prywatną jako psychiatra oraz psychoterapeuta w podejściu psychodynamicznym. W ramach przygotowań do doktoratu zajmuje się pacjentkami z głębokimi zaburzeniami osobowości i oceną prognostyczną czynników ryzyka zachowań samobójczych u pacjentek hospitalizowanych.

Psychoterapeuci z Oddziału Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic – Katarzyna Synówka i Jacek Kowaleczko (prowadzący na oddziale grupę psychoterapeutyczną) powiedzą o pacjentach, którzy nie są w stanie dorosnąć, ponieważ nie mogą uznać odrębności i znaczenia innych ludzi, czy wręcz używają ich przedmiotowo. Prelegenci opowiedzą o roli grupy w leczeniu tych osób. Grupa terapeutyczna może bowiem pomóc w leczeniu lub pozostać w koalicji z chorą częścią pacjenta tworząc specyficzny psychiczny azyl.

Katarzyna Synówka jest psychologiem, psychoterapeutą certyfikowanym Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, a Jacek Kowaleczko jest specjalistą psychiatrą i psychoterapeutą. Oboje są członkami nadzwyczajnymi Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej.


więcej szczegółów dotyczących konferencji można znaleźć tutaj:

www.konferencja-olzoin.pl


  PSYCHOTERAPIA GDAŃSK GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Wykłady i spotkania psychologiczne w Trójmieście: „O dziecięcym strachu.”

Psychoterapia Gdańsk27 czerwca 2015 roku o godzinie 12.00 odbędzie się spotkanie pt.: „O dziecięcym strachu.” Wydarzenie będzie miało miejsce na Uniwersytecie Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie (ul. Polna 16/20). Na pytania rodziców będzie odpowiadała psycholog Joanna Trzaska. Spotkanie jest próbą odpowiedzi na pytania i dyskusję o tym:

– Czym jest strach?

– Jak dzieci przeżywają emocje, niepokój?

– Jak rodzice radzą sobie z lękami swoich dzieci?

– Jakie metody stosować, by oswoić strachy?

Psychoterapia GdańskWydarzenie jest kolejną edycją spotkań z cyklu „O emocjach” (organizawanych w ramach „Strefy Rodzica SWPS”). Organizatorzy serdecznie zapraszają rodziców i ich dzieci. W programie zaplanowane są również atrakcje dla maluchów – Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej wraz z wydawnictwem „EneDueRabe” przygotowali bajkoczytanie i warsztaty na podstawie książki „Billy i potwór” Birgitty Stenberg. Podczas spotkania odbędzie się również kiermasz książek Wydawnictwa EneDueRabe.

Wstęp wolny, po wypełnieniu formularza (formularz jest dostępny na stronie internetowej Uniwersytetu SWPS w Sopocie: www.swps.pl)


 „O emocjach” to cykl spotkań dla dzieci i dorosłych, stworzony na wzór niezwykle popularnych w Szwecji warsztatów, których celem jest pokazanie jak na podstawie wybranych książek można rozmawiać z dziećmi na tematy ważne dla ich rozwoju emocjonalnego. Punktem wyjścia każdego ze spotkań jest starannie dobrana książka, która w sposób bezpośredni bądź pośredni dotyczy konkretnej emocji.


„Strefa Rodzica to nowy projekt Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, w którym na pierwszym miejscu stawiamy dzieci i rodziców. Chcemy odpowiedzieć na pytania i rozwiać wątpliwości, które często pozostają bez odpowiedzi w procesie wychowania. Strefa Rodzica ma przybliżać, pogłębiać lub weryfikować wiedzę i umiejętności rodziców, niezbędną w pełnieniu jednej z najważniejszych życiowych ról – byciu ojcem lub matką. Mamy zamiar zwrócić uwagę rodziców na konieczność łączenia w procesie wychowania wiedzy i intuicji. Umiejętność słuchania oraz świadomość wyzwań stojących przed współczesnymi rodzinami, pozwolą znaleźć wyjście z niejednej sytuacji. Dzisiejsze świadome rodzicielstwo to przede wszystkim chęć zrozumienia relacji między rodzicem a dzieckiem na wszystkich etapach rozwoju, to aktywne wychowanie i słuchanie siebie nawzajem.”

fragment zaczerpnięty ze strony internetowej www.swps.pl


więcej informacji o warsztacie można znaleźć tutaj: www.swps.pl


 PSYCHOTERAPIA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Prasa: „Niezapomniany H.M.”

Psychoterapia GdańskNa łamach „Polityki” ukazał się ciekawy artykuł dotyczący słynnego pacjenta o pseudonimie H.M. Autorem tekstu jest redaktor tygodnika, Marcin Rotkiewicz:

„Inicjały H.M. zna każdy psycholog, neurolog i neurochirurg na świecie. Kryjąca się za nimi osoba to najgruntowniej przebadany i opisany pacjent w historii medycyny. Z poświęconych mu artykułów naukowych trudno jednak wydobyć coś poza suchym opisem faktów. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy postanowili przywrócić ludzki wymiar tej historii. Dzięki nim można pokusić się o rekonstrukcję niezwykłego losu człowieka, który przyczynił się do postępu nauki, ale powinien być także wielkim wyrzutem sumienia współczesnej medycyny.

Jego imię i nazwisko, Henry Gustav Molaison, zostało ujawnione dopiero po śmierci pod koniec 2008 r. Urodził się w 1926 r. i spędził całe swoje życie w Hartford, w stanie Connecticut, niedużym mieście niedaleko Bostonu. Jego ojciec był elektrykiem, potomkiem rodziny francuskich osadników. Jedyny syn Henry wyrósł na postawnego, sympatycznego, obdarzonego poczuciem humoru nastolatka. Jak wskazują zapiski w szkolnych archiwach, w testach na inteligencję wypadał powyżej średniej.

Rodzinie Molaison w czasach powojennej prosperity powodziło się dobrze. Henry dorabiał sobie jako bileter w miejscowym kinie, ale pragnął pójść w ślady ojca i zostać elektrykiem. Całe jego dzieciństwo i młodość wydają się sielanką. Poza jednym zdarzeniem – na siedmioletniego Henry’ego wpadł rozpędzony rowerzysta. Chłopak stracił na chwilę przytomność, na kilka ran na głowie i twarzy lekarz założył mu 17 szwów.

Być może właśnie to zdarzenie stało się przyczyną późniejszych nieszczęść. W dniu 16 urodzin Henry dostał pierwszego ataku padaczki. Jechał wtedy z rodzicami samochodem. Początkowo ojciec myślał, że syn się wygłupia, ale po chwili zorientował się, że jest z nim naprawdę niedobrze. Henry wylądował w szpitalu. Od tamtej pory nigdy nie siadał na miejscu obok kierowcy.

Ataki padaczki pojawiały się coraz częściej. W szkole, do tej pory lubiany, stał się obiektem docinków kolegów. W liceum podczas uroczystego rozdawania dyplomów nie pozwolono mu wejść na podium, ponieważ obawiano się ataku epilepsji. Henry miał to nieszczęście, że żył w czasach silnych wpływów eugeniki – ideologii pozwalającej rozmnażać się wyłącznie zdrowym jednostkom. Miejscowy lekarz powiedział mu wprost: powinieneś unikać kontaktów seksualnych i zapomnieć o małżeństwie; mógłbyś spłodzić więcej chorych jak ty.

Henry wykonywał jedynie proste prace, m.in. w miejscowym sklepie z dywanami. W wieku 26 lat stał się człowiekiem kompletnie pozbawionym perspektyw. Doświadczał kilku małych napadów padaczkowych dziennie, w trakcie których na kilkadziesiąt sekund tracił kontakt z otoczeniem, zamykając bezwiednie oczy oraz krzyżując ręce i nogi. Raz na tydzień dochodziło do poważnego napadu, połączonego z konwulsjami i dłuższym brakiem przytomności. Żadne wówczas stosowane leki nie przynosiły poprawy. Jedyną nadzieją wydawała się operacja mózgu.

Dwie dziurki w głowie

Przeprowadzenia tego ryzykownego zabiegu podjął się neurochirurg William Beecher Scoville ze szpitala w Hartford, wówczas jednego z największych w USA. Tak jak Henry pochodził z Hartford, tyle że z bogatej dzielnicy. Scoville był przebojowy, przystojny i kochał szybką jazdę sportowymi samochodami. W garażu miał kilka Jaguarów. Wrodzona skłonność do brawury dawała o sobie znać również w praktyce lekarskiej. W swojej karierze wykonał m.in. kilkaset zabiegów lobotomii, okrytych ponurą sławą operacji na mózgu, wtedy uznawanych za dobrą metodę leczenia schizofrenii, depresji i innych zaburzeń psychicznych. Operacja Henry’ego też niosła ze sobą ryzyko. Sam Scoville nazwał ją eksperymentem, gdyż zamierzał wyciąć spory fragment mózgu pacjenta.

25 sierpnia 1953 r. dr William Scoville wiertłem wykonał dwa otwory w czaszce znieczulonego, ale całkowicie przytomnego pacjenta. Następnie włożył przez nie szpatułki i zaczął wyjmować fragmenty mózgu. Usunął m.in. obydwa hipokampy – drobne struktury przypominające wyglądem konika morskiego. Wówczas ich rola była nieznana. (…)

Po powrocie do domu Scoville opowiedział o tym żonie: „Wiesz, co się dziś wydarzyło? Próbowałem usunąć pacjentowi epilepsję, a wyciąłem mu pamięć. Niezła zamiana!”. Podobno nie miał wówczas najmniejszych wyrzutów sumienia. W karcie pacjenta pozostawił wpis informujący, że stan Henry’ego dzięki operacji uległ poprawie – liczba silnych napadów epilepsji zmniejszyła się (jak się później okazało, do jednego na kilka miesięcy). Chirurg odnotował jednak, że operowany utracił pamięć. (…)

Niesamowite było to, że kompletnie zanikła u niego zdolność zapamiętywania. Henry przypominał sobie jedynie zdarzenia sprzed 25 sierpnia 1953 r. – tak jakby bieg wypadków zatrzymał się na zawsze tego dnia. Każda nowa informacja ulatywała z jego głowy już po kilkudziesięciu sekundach. Nie poznawał ludzi, których widział przed kilkoma minutami, zupełnie nie pamiętał, co przed chwilą robił i o czym mówił. Mógł czytać gazetę, odłożyć ją, a kilka minut później zacząć lekturę od nowa. Spojrzenie na datę wydania nic pomagało, ponieważ Henry nie miał pojęcia, która jest godzina, dzień, miesiąc, rok. Każdego ranka budził się i nie wiedział, gdzie się znajduje. Nie potrafił odnaleźć drogi do łazienki ani z niej wrócić. Dopóki sobie coś powtarzał, mógł utrzymać informację w pamięci, ale wystarczyło, że coś odwróciło jego uwagę, i natychmiast wszystko ulatywało mu z głowy. (…)

Pamięć Henry’ego nie poprawiała się, a wspomnienia sprzed 1953 r. coraz bardziej bladły. Jednocześnie okazało się, że w bardzo niewielkim stopniu jego pamięć długotrwała funkcjonowała nadal – zapewne dzięki temu, że Scoville nie usunął całkowicie hipokampów. (…)

Z kolei sny Henry’ego wydawały się świadczyć, że śpiąc utrwalamy to, co trafiło do naszej pamięci długotrwałej. Henry’ego budzono w środku nocy i pytano, co mu się śniło przed chwilą. Zawsze były to wyłącznie obrazy zdarzeń z czasów przed operacją. (…)

Problem z Henrym był też taki, że niemożliwe stawało się nawiązanie z nim bliższej więzi. Bo jak zaprzyjaźnić się z człowiekiem, który przy każdym kolejnym spotkaniu de facto widzi cię po raz pierwszy w życiu? Jego matka w przypływie szczerości mówiła, że opieka nad synem była strasznie ciężka, o wiele trudniejsza niż zajmowanie się małym dzieckiem, gdyż nawet ono ma jakieś poczucie czasu. Hiltsowi udało się odnaleźć jedyny zapisek o kimś, kogo można by chyba nazwać przyjacielem Henry’ego. Nazywał się Bucker, był kiedyś kucharzem wojskowym, a później dozorcą w Hartford Regional Center, gdzie przez jakiś czas po operacji pracował Henry (zajmował się testowaniem balonów). Ten bezpośredni i sympatyczny człowiek pomagał mu w pracy i mówił, że czuje się z nim związany. (…)”


cały artykuł można przeczytać tutaj:

www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1504430,1,o-czlowieku-z-amputowana-pamiecia.read


PSYCHOTERAPIA GDAŃSKTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA W GDAŃSKU

Wywiady: „Dobry ojciec to taki, który jest obecny w życiu córki, ale nie 'przydusza’ jej swoją obecnością.”

Psychoterapia Psychodynamiczna GdańskW „Wysokich Obcasach” ukazał się wywiad z psychoterapeutą, profesorem Bogdanem de Barbaro. Rozmawia Agnieszka Jucewicz:

Agnieszka Jucewicz: Co może dać ojciec córce, czego mama jej nie da?

Psychoterapeuta Bogdan de Barbaro: Gdybym dzisiaj był ojcem, powiedzmy, pięcioletniej córki, to chciałbym pokazywać jej świat pozytywnie. Uczyć ją odróżniania dobra od zła, brzydkiego od ładnego, bliskich relacji od dalekich, kiedy jest bezpiecznie, a kiedy nie.

Matki też to robią.

No właśnie, zgadzam się. Boję się, że zaraz usłyszę od innych terapeutów: „Ale jak to? Nie widzisz różnicy?”. Mój kłopot polega na tym, że gdybym chciał jakoś różnicować ojca od matki, to obawiam się, że zacząłbym iść w stronę takich, pożal się Boże, „maczowskich” cech: że mężczyzna ma uczyć dzieci wytrwałości i siły – a przecież wiadomo, że kobiety są często od mężczyzn i silniejsze, i bardziej wytrwałe. Z jednej strony jesteśmy zanurzeni w kulturze, w której dominuje wzorzec rodzicielstwa, gdzie matka jest bliżej dzieci, a ojciec odpowiada za bezpieczeństwo ekonomiczne i system wartości, ale z drugiej – właśnie próbujemy ten wzorzec przezwyciężyć. Byłem niedawno na konferencji psychoterapeutów z USA, na której jedna z prelegentek, mówiąc o matce i jej więzi z dziećmi, dodawała: „Ale także ojciec”. Bardzo mnie ciekawi, co z tego wyniknie, i nie podejmuję się odpowiedzieć na pytanie: jak powinno być? Uważam, że lepiej by było, gdyby każda para mogła sobie wypracować swój model, który ich oboje będzie satysfakcjonował, niezależnie od różnych presji – kultury, mediów czy przodków.

Mnie nie tyle interesuje, „jak powinno być”, ile jak jest. Może więc obejrzyjmy sobie ten wzorzec.

Dla syna ojciec jest modelem identyfikacyjnym: „Popatrz, jaki jestem. Podpowiadam ci, jak być”. Dla córki – przy założeniu, że ważna i cenna jest różnica płciowa, różnica, a nie wyższość – ojciec jest tym, który uczy, jak bezpiecznie być blisko mężczyzny. To najcenniejsze, co córka może od niego dostać.

Co to znaczy blisko i bezpiecznie?

Kiedy np.idą razem na wycieczkę – jest pięknie, on jej objaśnia świat, uczy wrażliwości, ona, będąc blisko niego, może bezpiecznie sobie ten świat pooglądać. Jak on jest z nią wśród ludzi, to może ją uczyć, jak szanować innych, ciekawić się nimi, inspirować. My tu mówimy cały czas o ojcu „wystarczająco dobrym”, czyli takim, który jest obecny w życiu córki, w kontakcie z nią, który poświęca jej swój czas i uwagę, ale też nie „przydusza” jej swoją miłością.

O ojcu córki mówi się często „jej pierwszy mężczyzna”.

I mnie się podoba to określenie, chociaż może ono brzmieć dwuznacznie. Nieraz go używam w rozmowie z pacjentkami. Ta dwuznaczność na początku czasem je niepokoi, ale potem dostrzegają związek między tym, kogo widziały w ojcu, a tym, kogo potem widzą w swoich partnerach. Ich postacie się przenikają.

Co to znaczy? Że kobieta szuka swojego ojca w innych mężczyznach?

Nie szuka kogoś identycznego, ale przyciągają ją ci, którzy w jakichś fragmentach są podobni. To się dzieje najczęściej nieświadomie i kłopot polega na tym, że jeśli ta pierwotna relacja nie była dość dobra, to i te wybory będą nią naznaczone. Może być tak, że ojciec był chłodny, krytyczny, pił czy bił, i nieświadomie szuka się takiego, z którym tę relację będzie można powtórzyć. Stąd często córki alkoholików wybierają sobie na partnerów uzależnionych mężczyzn. Dopiero w terapii się okazuje, z czego to wynika. Czy to jest ochota „przedłużenia” tamtego związku, czy ta dziewczyna po prostu nauczyła się, jak być z kimś takim, i woli nie próbować niczego innego, czy to jest wyraz jej tęsknoty? Córki ojców kochają bezwarunkowo i bywa, że jest to miłość nieszczęśliwa.

Jak ojciec wpływa na kształtowanie się kobiecości córki?

Może podarować jej zachwyt nad tą kobiecością, zwłaszcza gdy córka będzie świadkiem tego, jak ojciec kocha, szanuje i zachwyca się jej matką. To jest fundament.

Nie wtedy, kiedy zachwyca się nią? Kiedy mówi jej, jaka jest piękna, jaka mądra?

Zależy, jak często jej to mówi i z jaką intencją. W nadmiarze to będzie niebezpieczne. Bo to nie córce powinno się mówić: „Ty jesteś moją ukochaną, najpiękniejszą, jedyną”, tylko żonie. Ojcowie bezbrzeżnie zachwyceni córkami – ich urodą, wrażliwością, pięknym spojrzeniem – mogą je tym skrzywdzić. Bo wtedy zaburza się granica międzypokoleniowa, która jest niezbędna do prawidłowego rozwoju dziecka.

Czyli to niedobrze, jeśli ojciec traktuje córkę jak księżniczkę i nieba by jej przychylił?

Jeśli traktuje żonę jak królową i ta księżniczka widzi, gdzie jest jej miejsce, to w porządku. Ale jeśli ojciec traktuje córkę jak księżniczkę, a żona w tym czasie zmywa gary, to niedobrze. Dla wszystkich. Dla dziecka – bo dostaje władzę, której nie rozumie. Dla tego małżeństwa – bo taki „romans” córki z ojcem je osłabia. Dla matki – bo jest poniżana. Zastanawiałbym się wtedy, dlaczego ten mężczyzna jest tak sfrustrowany w relacji z żoną, że swoje uczucia „przeadresowuje” do córki. Jeśli ta koalicja ojca z córką będzie się zacieśniać, to może też dojść do tzw. pętli interakcyjnej.

Co to takiego?

Na przykład ta odrzucona na rzecz córki żona zacznie odrzucać seksualnie męża, w wyniku czego odrzucony mąż będzie jeszcze bardziej faworyzował i kokietował córkę, a w efekcie będzie jeszcze bardziej odrzucany przez żonę, że jej nie uwodzi. I kryzys będzie się pogłębiał.

Jak z tym będzie się czuć ta córka?

Może jej to schlebiać. Może mieć poczucie, że wygrywa rywalizację z matką, ale też może stracić to, co kobiety wynoszą z dobrych relacji z matkami, czyli poczucie kobiecej więzi i przynależności.

I co w dorosłości może się z taką „księżniczką” dziać?

Różnie może być. Dużo będzie zależało od tego, z kim ona będzie siedzieć w szkolnej ławce, co zobaczy w rodzinie sąsiadów albo u przyjaciółki. Czy ten ojciec będzie agresywny, czy czuły, czy ta matka będzie się w stanie do niej przebić mimo wszystko. Tym, co jednak często się dzieje w takich sytuacjach, jest to, że „księżniczka” podświadomie nie chce opuszczać tego „pierwszego mężczyzny”. On pozostaje dla niej numerem jeden i za każdym razem, kiedy próbuje szukać partnera, między nią a nim staje obraz jej ojca.

Ona szuka u innych mężczyzn podobnego zachwytu?

Zależy, czym był zabarwiony ten zachwyt. Jeśli miał podtekst seksualny albo jeśli ojca niekoniecznie seksualnie, ale emocjonalnie to podniecało, to ona może się wręcz bać podobnego zachwytu. Może się bać bliskości, bo ma poczucie, że bliskość z mężczyzną jest niezdrowa. To nie będzie kobieta, która powie: „Ach, jakie mam piękne, powabne ciało, będę w ramionach innego czuć się bezpiecznie, a moje zmysły będą chętne do wspólnego tańca”. Nie, raczej poczucie grzeszności może się rozlewać na jej życie seksualne.

Dlaczego w okresie dojrzewania ojcowie często odsuwają się od córek, ochładzają tę relację?

Ze strachu przed jej seksualnością. Bo granica między bliskością uczuciową a zmysłową jest często płynna. I wtedy może się pojawiać z tyłu głowy pytanie: na ile ten pocałunek jest rodzicielski, a na ile nie?

Dojrzewająca córka może budzić w ojcu takie skojarzenia?

W olbrzymiej większości nie, bo dzięki tabu kazirodztwa ta relacja jest erotycznie zablokowana. Ale ojcowie rzeczywiście często się wycofują, bo czują, że córka musi mieć też prawo do prywatności, do intymności. Wiedzą, że do łazienki czy do pokoju już się nie wchodzi bez pukania. To nie znaczy, że ojciec ma nie mówić córce: „Jak pięknie ci dziś w tej sukience”, ale wszystko zależy od tego, na jakich strunach on tę pieśń miłości gra. Czy to komplement, który sprawia, że ona leci na spotkanie ze swoim Zdzichem przeświadczona, że pięknie wygląda, czy też zostaje w domu, żeby jeszcze raz to usłyszeć? Bo za tym „ślicznie wyglądasz” kryje się jeszcze inny komunikat, wprost lub nie wprost wypowiedziany: „Musisz uważać na innych facetów. Jedyny bezpieczny facet to ja”. To zresztą ciekawe, co robią ojcowie, kiedy wokół córki zaczynają się kręcić absztyfikanci.

Ja od ojców nawet kilkuletnich córek słyszę szczery niepokój. Jakby się na wojnę szykowali.

To jest naturalne do pewnego momentu. Boją się, że ktoś im bliski zostanie zabrany. Jeśli ona jest nastolatką, to on niewiele może zrobić, żeby mieć kontrolę nad jej wyborami. Badania zresztą pokazują, że wpływ rodziców na los dziecka jest coraz mniejszy, a coraz większy mają rówieśnicy, internet i środowisko. Kiedyś autorytet był oparty na wiedzy, a w świecie, w którym wnuki mają większą wiedzę od dziadków, to zaczyna być groteskowe. I ja to w swoim gabinecie też obserwuję. Więc wygłaszanie kazań może być wręcz kontrproduktywne, jeśli dziecko przechodzi przez fazę buntu. Jedyne, co ma sens, to przekazywanie wartości przez realizację tych wartości.

Ale jak to zrobić?

Samemu dokonywać dobrych wyborów, a poza tym być razem, rozmawiać, wspólnie coś robić, dbając o siebie nawzajem. Coś, co w anglosaskiej kulturze nazywa się quality time. To znacznie lepiej wyposaża córkę w umiejętność dokonywania dobrych wyborów niż prelekcje na temat tego, że „jak ktoś pije, pali i nadużywa, to rodzina się kiwa”.

A kiedy to jest już wybór partnera na życie, nie chłopaka na bal maturalny?

To dobrze by było, gdyby ojciec potrafił z godnością przyjąć fakt, że córka idzie do innego. I to w dodatku nie do tego wymarzonego. Bo córka ma raczej nie liczyć na to, że z ust ojca padnie: „Boże, jaki on cudowny!”. Prędzej matka to powie.

To wynika z lęku, że ten mężczyzna nie będzie dla niej dość dobry, czy z zazdrości?

Możliwe, że z zazdrości, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Ja na zazdrość nie patrzę jakoś negatywnie, o ile nie zamienia się w zawiść czy agresję. Dla mnie, jako ojca, najważniejszym kryterium jest: czy z tym partnerem moja córka ma dobrze? Czy jest kochana i kochająca?

Czasem im jest ze sobą dobrze, ale ojcu zięć się nie podoba.

Nie musi, ale musi go szanować. I powstrzymać się od komentarzy i okazywania niechęci. Ojciec jest głosem obecnym w sercu córki. Jeśli to głos dezaprobaty, to wtedy psuje jej związek. To nie muszą być nawet teksty typu: „Aleś sobie wybrała!”, „Co z niego za mężczyzna!”, tylko taka negatywna nuta. Już to wystarczy, żeby sączyć do jej małżeństwa jad. Co innego, jeśli ojciec wie, że w tym związku jest przemoc albo jakieś nadużycie, to wtedy powinien wrócić do dawnej roli, wtrącić się i pomóc. Ja bym tak w każdym razie zrobił. (…)”


cały artykuł do przeczytania na stronie internetowej „Wysokich Obcasów”:

www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,127763,18163241,Dobry_ojciec_to_taki__ktory_jest_obecny_w_zyciu_corki_.html#TRwknd


 PSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSKPSYCHOLOG GDAŃSK

Rozmowy: „Czym właściwie jest psychoterapia?”

Psychoterapia Psychodynamiczna GdańskFilm przedstawia rozważania i próbę odpowiedzi na pytanie: „Czym właściwie jest psychoterapia?”. Rozmawiają psychoterapeuci: dr Amira Simha – Alpern i Gerald J. Gargiulo.

OBEJRZYJ FILM TUTAJ:

www.youtube.com/watch?v=ux0eer14fx8&list=PLjjb9RF_KeLRRQHvDuYRPi3-XMMg91TRf&index=7


Dr Amira Simha – Alpern jest psychologiem, psychoanalitykiem, profesorem i superwizorem w Derner Institute at Adelphi University oraz członkinią Suffolk Institute for Psychotherapy and Psychoanalysis. Wielokrotnie publikowała artykuły dotyczące tematyki zaburzeń odżywiania, tożsamości wielokulturowych, lęków, traum, poczucia winy i relacji terapeutycznej. Ukończyła szkolenie psychoanalityczne w Derner Institute for Advanced Psychological Studies.


Dr Gerald J. Gargiulo jest psychoterapeutą, psychoanalitykiem, poetą, obecnie pracuje w ramach prywatnej praktyki zawodowej w Stamford, Connecticut w Stanach Zjednoczonych. Zasiada w zarządach edytorskich takich periodyków jak: Psychoanalytic Psychology, The Psychoanalytic Review i The International Journal of Appiued Psychoanalytic Studies. Opublikował ponad sto artykułów (zarówno akademickich jak i popularnonaukowych) dotyczących znaczenia psychoterapii. W swoich tekstach chętnie łączy wątki duchowe, filozoficzne i psychologiczne. Wykłada na uniwersytetach w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii.


„Psychoanaliza to teoria na temat funkcjonowania ludzkiego umysłu, metoda jego badania, a także leczenia. Podstawowym założeniem psychoanalizy jest istnienie nieświadomości. Znaczna część naszego umysłu nigdy nie jest i nie stanie się świadoma. Także doświadczenia świadome mogą zostać zapomniane, czyli wyparte do nieświadomości, a mimo to pozostają aktywne i wpływają na treść i jakość życia. Psychoanaliza jako teoria dotycząca ludzkiego umysłu wywarła wielki wpływ na prądy intelektualne w XX wieku i nadal jest bardzo inspirująca dla współczesnej humanistyki. Specjaliści różnych dziedzin (filozofowie, krytycy sztuki, literatury, filmu) oraz sami psychoanalitycy mogą posługiwać się teorią psychoanalityczną dla interpretacji zjawisk kulturowych, społecznych i politycznych. Psychoanaliza jako metoda badania i leczenia zakłada, że na kształtowanie się osobowości, poza czynnikami wrodzonymi i dziedzicznymi, mają wpływ relacje z rodzicami, a także ważne doświadczenia – narodzin, seksualności, miłości i nienawiści, utraty i śmierci – które przeżywamy od początku życia i które często są źródłem wewnętrznych konfliktów. Te doświadczenia oraz fantazje na ich temat tworzą wzorce, które pozostają nieświadome i określają relacje wobec siebie i innych ludzi w późniejszym życiu. Psychoanaliza umożliwia osobom, które się jej poddają poznanie niektórych nieświadomych mechanizmów i konfliktów, i uzyskanie większego wpływu na własne życie. Psychoanaliza to teoria i metoda stworzona na przełomie XIX i XX wieku przez wiedeńskiego lekarza Zygmunta Freuda (1856-1939), który pokonując opór środowiska we Wiedniu, skupił wokół siebie wielu psychiatrów i specjalistów innych dziedzin, zafascynowanych jego nowatorskim myśleniem na temat funkcjonowania umysłu. Koledzy i uczniowie Freuda rozpropagowali jego teorię w innych krajach Europy i obu Ameryk. Dzięki pracy kolejnych pokoleń jego uczniów i następców psychoanaliza nadal dynamicznie się rozwija, tworząc nowe psychoanalityczne teorie, inspirowane różnymi aspektami teorii Freuda. Jego dzieło okazało się tak oryginalne i inspirujące, że stało się fundamentem współczesnej psychologii i pierwowzorem wielu istniejących metod psychoterapeutycznych. Zygmunt Freud wraz ze współpracownikami założył w 1910 roku Międzynarodowe Stowarzyszenie Psychoanalityczne (International Psychoanalytical Association – IPA), które działa nieprzerwanie od tamtego czasu, ma obecnie ponad 12 tysięcy członków i zrzesza powyżej 100 organizacji psychoanalitycznych z bardzo wielu krajów na wszystkich kontynentach. (…) Psychoanalizę, która jest głębokim i intensywnym procesem badania umysłu i pozwala poznawać to, co w nas nieświadome, mogą podjąć osoby, które chciałyby dowiedzieć się więcej o swoim życiu psychicznym i o mechanizmach, które nim kierują, a są trudne do zrozumienia. Psychoanaliza może być sposobem na rozwój osobowości i osiągnięcie wewnętrznej wolności, dzięki czemu zwiększają się zdolności do nawiązywania długotrwałych głębokich relacji z innymi oraz twórczego wykorzystywania własnych możliwości. Dlatego też psychoanaliza jako metoda leczenia jest wskazana dla osób, które mają w życiu poważne problemy. Mogą to być na przykład trudności w nawiązaniu bliskiej relacji z inną osobą, albo kłopoty w istniejącym związku, problemy z własną seksualnością, konflikty w relacjach społecznych, powtarzające się porażki w pracy. Osoba, która miała w przeszłości traumatyczne doświadczenia może borykać się z powracającymi wspomnieniami tych zdarzeń i z brakiem zaufania do innych, co utrudnia lub uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie wśród ludzi. Zdarza się, że człowiek, który utracił bliską osobę, nie może przestać jej opłakiwać i żyć dalej własnym życiem. Ktoś inny z kolei może czuć, że jego kreatywność jest z niejasnych przyczyn zahamowana, co utrudnia mu pracę lub naukę. Niekiedy psychologiczne problemy przejawiają się pod postacią rozmaitych objawów. Są ludzie, których życie jest ograniczone przez sztywność zachowania i konieczność wykonywania określonych rytuałów. Są tacy, którzy doznają paniki na otwartej przestrzeni i tacy, którzy przeżywają ją w zatłoczonych czy zamkniętych pomieszczeniach. Lęk jest bardzo częstym objawem u ludzi zgłaszających się na psychoanalizę – może dotyczyć czegoś bardziej lub mniej określonego, ale często jest to lęk egzystencjalny, dotyczący na przykład tego, co przyniesie przyszłość i czy dadzą oni radę sprostać jej wyzwaniom. Często mają oni także przeżycia depresyjne – obniżony nastrój, zahamowaną aktywność, brak nadziei, smutek. Wiele osób skarży się także na różne dolegliwości cielesne, dla których nie znaleziono fizycznego uzasadnienia. Ludzie, którzy decydują się na psychoanalizę na ogół podejrzewają, że przyczyna ich trudności i niepowodzeń może leżeć w nich samych i pragną ją poznać, by rozwiązać psychiczne konflikty, które powodują, że życie jest dla nich tak trudne. Leczenie psychoanalizą, podobnie jak każde inne, ma na celu przyniesienie pacjentowi ulgi w cierpieniu. Psychoanalityk nie koncentruje się jednak na usuwaniu objawów cierpienia, tylko szuka jego przyczyn w nieświadomości, sięgając do najwcześniejszych doświadczeń pacjenta i analizując ich wpływ na jego aktualne relacje i zachowanie.”

cytat zaczerpnięty ze strony internetowej Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego


TERAPIA W GDAŃSKUPSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSK

Prasa: „Mroczna strona ludzkiej kreatywności.”

Psychoterapia Psychodynamiczna GdańskMargit Kossobudzka i Michał Rolecki, redaktorzy „Gazety Wyborczej” napisali ciekawy tekst o związku pomiędzy zaburzeniami psychicznymi a kreatywnością:

„Nowe badania sugerują istnienie związku między kreatywnością a chorobami psychicznymi. Ale wielu uczonych nadal nie wierzy w tę korelację. Bardzo trudno artyście pozbyć się łatki człowieka nieprzewidywalnego, zwariowanego, a nawet nieco szalonego. Nie dość, że artyści są często tak właśnie postrzegani przez „zwykłych” ludzi, to jeszcze nauka „dokłada im” swoje. Od pewnego czasu pojawiały się prace sugerujące, że za wyjątkową kreatywność (cechę przypisywaną właśnie artystom, ale też wszelkiego rodzaju twórcom, np. dziennikarzom) trzeba zapłacić cenę. Może nią być, łagodnie ujmując, pewna „niestabilność emocjonalna”, czyli mówiąc wprost: zaburzenia i choroby psychiczne. Najnowsza praca opublikowana w piśmie „Nature Neuroscience” wplątuje w to geny.

Między rozsądkiem a szaleństwem

Praca opiera się na badaniu populacji Islandczyków i sugeruje, że czynniki genetyczne, które zwiększają ryzyko rozwoju choroby dwubiegunowej i schizofrenii, występują znacznie częściej u osób mających profesję wymagającą dużej kreatywności.

W ich DNA częściej znajdują się warianty genów, które związane są z ryzykiem wystąpienia tych chorób.

Malarze, muzycy, pisarze i tancerze średnio o 25 proc. częściej są posiadaczami „szalonych” wariantów genów niż osoby mające zawód oceniany przez naukowców jako mniej kreatywny, jak np. rolnicy, rzemieślnicy czy sprzedawcy.

Kari Stefansson, założyciel deCODE, firmy genetycznej mieszczącej się Rejkiawiku i współautor pracy, twierdzi, że wyniki badań prowadzą do wspólnych korzeni chorób psychicznych i kreatywności.

– Żeby być kreatywnym, musisz myśleć inaczej – mówił w wywiadzie dla „The Guardian”. – A kiedy myślimy inaczej, jesteśmy inni i wiele osób postrzega nas jako dziwnych, obcych, a nawet szalonych.

Uczeni zebrali genetyczne i medyczne dane 86 tys. Islandczyków. Na ich podstawie twierdzą, że u osób kreatywnych warianty pewnych genów podwajają ryzyko schizofrenii, a rozwoju choroby afektywnej dwubiegunowej podnoszą o jedną trzecią.

Genetycy przyglądali się też, jak powszechne są te warianty genów u członków Islandzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Okazało się, że występują one u nich o 17 proc. częściej niż wśród osób nienależących do Akademii.

Uczeni sprawdzali też (dla porównania) dane medycznych baz pacjentów ze Szwecji i Holandii. Pośród 35 tys. przebadanych osób, te poStrzegane jako kreatywne (biorąc m.in. pod uwagę zawód, który wykonują), prawie 25 proc. częściej miały w swoim DNA warianty genów związanych z ryzykiem rozwoju chorób psychicznych.

Stefansson jest przekonany, że geny te mogą wpływać na sposób, w jaki dane osoby postrzegają świat czy myślą, ale u większości z nich nie czynią nic złego.

Tylko u około 1 proc. populacji genetyczne czynniki, doświadczenia życiowe i inne wpływy mogą w ostateczności prowadzić do rozwoju choroby psychicznej. (…)

Czym jest kreatywność?

W ubiegłym roku do podobnych wniosków doszli szwedzcy badacze. Według nich schizofrenicy i osoby kreatywne mają we wzgórzu mózgu mniej receptorów dopaminy D2 niż przeciętni ludzie. Wzgórze odpowiada za wstępną ocenę bodźców zmysłowych i przesyłanie ich dalej. Działa jak filtr informacji dopływających do kory mózgowej. Zbyt mało receptorów dopaminy we wzgórzu sprawia, że do kory mózgowej napływa więcej nieposegregowanych informacji. To umożliwia łatwiejsze dochodzenie do niezwykłych, ale właściwych odpowiedzi na standardowe pytania. Ale być może ten zalew informacji odpowiada zarówno za niezwykłe pomysły, jak i za urojenia.

Albert Rothenberg, prof. psychiatrii na Uniwersytecie Harvarda, uważa jednak, że nie ma wystarczających dowodów na powiązanie kreatywności z większym ryzykiem rozwoju chorób psychicznych, a dane są źle interpretowane.

– To jest romantyczne przesłanie rodem z XIX wieku, że artysta jest wyrzutkiem społeczeństwa, szarpanym przed wewnętrzne demony – komentuje.

W 2014 r. Rothenberg opublikował książkę – wywiady o ich kreatywności z 45 noblistami. I nie odkrył śladów choroby psychicznej u żadnego z nich. – Problemem jest ustalenie kryteriów kreatywności – mówi. – Przynależność do środowiska artystycznego nie czyni nas wcale osobą kreatywną. Ale faktem jest, że wiele osób z chorobami psychicznymi stara się znaleźć dla siebie pracę jako artysta nie dlatego, że są w niej dobrzy, ale dlatego, że ona ich pociąga. A to może fałszować dane. Niemal wszystkie szpitale psychiatryczne korzystają z terapii sztuką, więc kiedy pacjent wraca już do domu, często pociąga go taka właśnie profesja.Jest jeszcze inna kwestia. Stany manii dawały twórcom unikatowe, niesamowite pomysły, które, korzystając z wrodzonych talentów, zamieniali w dzieła, gdy przychodził okres umiarkowanej depresji. Można powiedzieć, że choroba uczyniła z nich geniuszy. Wirginia Woolf, Samuel Clemens (Mark Twain), Hermann Hesse, Tennessee Williams, Ernest Hemingway, Edgar Allan Poe, Paul Gauguin, Vincent van Gogh… (…)

Odziedziczony talent i… coś jeszcze

 Naukowcy z Karolinska Institutet po przebadaniu blisko miliona osób twierdzą, że artyści i naukowcy częściej pochodzą z rodzin, w których występuje choroba afektywna dwubiegunowa i schizofrenia, depresja i zaburzenia lękowe oraz skłonności do uzależnień. Badania te potwierdzają inne, wcześniejsze odkrycia – że osoby kreatywne są niezwykle podatne na zaburzenia psychiczne, w szczególności na chorobę afektywną dwubiegunową, są też dwukrotnie bardziej niż reszta narażone na ryzyko samobójstwa.Może zatem artyści i twórcy cierpią na zaburzenia psychiczne częściej właśnie z powodu wykonywanych zawodów – dlatego że tworzą? Wolny zawód to nieregularne dochody i nieregularny tryb życia. Sukces w końcu osiągają nieliczni, a sława może uderzyć do głowy…Najprawdopodobniej nie. Z tych samych badań wynika, że twórcy pochodzą z rodzin, w których takie zaburzenia występują częściej. Gdyby zaburzenia psychiczne były skutkiem uprawianego zawodu, nie występowałyby w korelacji rodzinnej. Zatem najwyraźniej artyści dziedziczą skłonność do niektórych zaburzeń psychicznych – i wybierają zawody twórcze właśnie z powodu takich, a nie innych cech psychicznych, które odziedziczyli. (…)”

cały artykuł do przeczytania na stronie internetowej „Gazety Wyborczej”:

www.wyborcza.pl/1,75400,18104004,Mroczna_strona_ludzkiej_kreatywnosci.html