Aktualności: „Mały książę.”

7 sierpnia 2015 roku miała miejsce polska premiera bajkowej ekranizacji kultowej książki pt. „Mały Książę”. Film opowiada o zmaganiach z dorastaniem, o lęku przed zależnością i bliskością z innymi. Animacja zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Warto się wzruszyć i zadumać!

Gabinet Psychoterapii GdańskFragment recenzji z portalu internetowego Filmweb.pl:

Gabinet Psychoterapii Gdańsk„’Mały Książę Marka Osborne’a to nietypowa hybryda. Historia Małego Księcia z kart książki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego nie tylko wtłoczona jest tu w ramy zupełnie innej opowieści, ale i zostaje pociągnięta dalej, poza ambiwalentny finał oryginału. Wyznaczany przez produkcje Pixara czy DreamWorks standard komputerowej animacji dla najmłodszych łączy się z kukiełkową stylistyką rodem z realizacji Henry’ego Selicka („Koralina”) czy Wesa Andersona („Fantastyczny Pan Lis”). A przesłanie z wydanego ponad pół wieku temu literackiego pierwowzoru podparte jest skrojonym na dzisiejsze czasy antykorporacyjnym morałem. Brzmi jak recepta na filmową katastrofę, która nie zadowoli ani fanów powieści, ani najmłodszych widzów, mających spotkanie z książkowym Księciem jeszcze przed sobą. A jednak się udaje. Oczywiście, o ile przełkniemy fakt, że akcja filmu rozgrywa się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, gdzie „Mały Książę” nie jest międzynarodowym bestsellerem ani powszechnie znaną historią. Na osiedlu zuniformizowanych domków mieszka mała dziewczynka ze swoją matką. Kobieta jest zapiętą pod szyję szeregową pracownicą jakiegoś koncernu, która chce zawczasu wdrożyć córkę w rygor bycia trybikiem korporacyjnej machiny. Precyzyjnie rozpisany plan wakacyjnej nauki weźmie jednak w łeb, kiedy dziewczynka zaprzyjaźni się z ekscentrycznym sąsiadem. Stary pilot opowie jej o pewnym mieszkającym na asteroidzie chłopcu i nauczy ją, że w życiu nie liczą się jedynie biznesplany oraz tabelki. Wyobraźcie sobie, że typowa bohaterka filmu studia DreamWorks nagle odkrywa istnienie rzeczywistości rodem z filmu Selicka – i będziecie mieli pojęcie, w jakim kierunku zmierza ten „Mały Książę”. To droga od studyjnej animacyjnej rutyny do autorskiej przypowieści z sercem na dłoni. (…)”

[całą recenzję można przeczytać tutaj: http://www.filmweb.pl/reviews/Ma%C5%82a+i+Ksi%C4%85%C5%BC%C4%99-17680# ]


PSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK

Prasa: „Psychochondria.”

Gabinet Psychoterapii GdańskW tygodniku „Polityka” ukazał się bardzo ciekawy artykuł o hipochondrii, nadmiernym zażywaniu leków i niepotrzebnych (?) wizytach u psychiatry:

„W ubiegłorocznych badaniach CBOS jedna trzecia Polaków wyznała, że martwi się o swoje zdrowie psychiczne. Prawdziwy problem w tym, że często niesłusznie.

Czy jestem chora psychicznie? Internet podpowie. Setki, a może i tysiące Polaków, jako przerywnik między służbowymi mailami i raportami wypełniają np. Skalę Depresji Becka, kwestionariusz SLC-90, mierzący nasilenie najczęstszych objawów psychopatologicznych. Tysiące pozostałych zbierają diagnozy na forach, od podobnych sobie internautów. „Moje objawy: nawet kiedy jestem w otoczeniu ludzi, którzy są mi przyjaźni, czuję się samotna; czasem odczuwam dziwny lęk; obgryzam paznokcie i nie mogę się powstrzymać. Co mi może być? Potrzebuję specjalisty?” – pyta autorka, awansem podpisująca się Schizophrenic. Kto inny waha się, czy może koleżanka zapadła na borderline, bo ma wahania nastroju i robi co innego, niż mówi. „Jak Twoja koleżanka jest niezrównoważona i często wybucha z błahych powodów i ma niestały obraz swojej osoby – to może mieć borderline” – pada autorytatywna odpowiedź. (Tak naprawdę borderline to poważne zaburzenie osobowości, wykształcające się pod wpływem zaburzeń rozwojowych lub traum z dzieciństwa – nie można na to nagle zapaść).

Internista dawał

To ludowe ożywienie psychiatryczne widać w gabinetach. Do dr. Władysława Sterny, psychiatry z Gorzowa Wielkopolskiego, przychodzą ostatnio pacjenci od progu zgłaszający objawy depresji, które recytują płynnie, jak dobrze wykutą lekcję. Albo w ogóle z wydrukami ulotek leków: „Poproszę taki i taki” – mówią, jak do ekspedienta za ladą. „Dlaczego?” – pyta lekarz. „Jak to dlaczego? Bo potrzebuję”. – To trochę znak czasów. Presja edukacji prodepresyjnej przekracza chwilami granice zdrowego rozsądku. Wynik w Skali Depresji Becka trzeba umieć zinterpretować, odnieść go do właściwej grupy porównawczej. Zapewniam panią, że jeśli ja bym wypełnił tę skalę, ot, tak – też uzyskałbym trochę punktów. Powiem więcej: jeśli ktoś ma tych punktów zero, to się o niego martwię – dodaje dr Sterna. (…)”


cały tekst jest dostępny na stronie internetowej tygodnika „Polityka”:

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1561649,1,psychiatryczna-hipochondria.read


GABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSKPSYCHOTERAPIA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Od czego zależy skuteczność psychoterapii?”

Na portalu „Mam Terapeutę” można przeczytać ciekawy artykuł dotyczący skuteczności terapii. Zachęcam do lektury!

Gabinet Psychoterapii Gdańsk„Zacznijmy od tego, co każdy spodziewa się usłyszeć od psychoterapeuty: tak, psychoterapia działa i potwierdzają to badania jej efektywności prowadzone od kilkudziesięciu lat. Co więcej, skala poprawy i trwałość zmian u różnych klientów jest podobna niezależnie od metody terapeutycznej i podejścia teoretycznego. Co więc jest kluczem do sukcesu?

Psychoterapeuta: Troszczę się o ciebie.

Otto Kernberg był zdania, że „dobrymi terapeutami mogą być ludzie o bardzo różnych osobowościach. (…). po pierwsze terapeuta powinien być inteligentny — to bywa bardzo pomocne. Po drugie powinien mieć rodzaj emocjonalnej otwartości. Z jednej strony powinien być osobowościowo wystarczająco dojrzały, równocześnie pozostając otwartym na prymitywne doświadczenia (…). Dobrze, jeśli nie jest nadmiernie paranoidalny, infantylny lub obsesyjno-kompulsywny. (…) dobrze, aby nie miał w sobie zbyt wiele patologicznego narcyzmu.” W dużej mierze opinia tego znanego psychoanalityka potwierdziła się w badaniach. Okazało się, że osobowość, system wartości, a także samopoczucie psychoterapeuty w danym dniu mają umiarkowane znaczenie dla procesu terapii. Warto, by terapeuta miał na tyle bogate doświadczenie życiowe i psychiczne, by empatyzować z klientem, ale jednocześnie by wystarczająco się od niego różnił, aby go wspierać. Jeśli chodzi zaś o osobowość, to uważam podobnie jak Kernberg, że nie tyle chodzi o jakiś typ osobowości, ile o to, by psychoterapeuta nie był skrajnie wycofany, sztywny lub nastawiony na realizację celów. Co więcej, nie powinien oceniać klientów nie tylko dlatego, że tak mówi kodeks etyki zawodowej, ale dlatego, że jest im po ludzku życzliwy, ciekawi się nimi, a nawet lubi i okazuje serdeczność. Z takiej szczerej i otwartej postawy wynika też gotowość do konfrontowania klienta z nieprzyjemnymi odczuciami, co jest szczególnie ważne dla osób, które mają kłopot z granicami interpersonalnymi. Jeśli psychoterapeuta naprawdę nie troszczy się o osobę, która co tydzień mówi o swoich najgłębszych sekretach, nie wróży to powodzenia terapii.

Klient: Czy mnie można pomóc?

Tak w życiu, jak i w terapii bardzo pomocna jest szeroko pojęta wiara w sens, z której rozwija się zaufanie do terapeuty. Czasami psychoterapeuta musi wierzyć w szanse wyjścia z trudnej sytuacji za dwie osoby, ale jeśli klient sam w którymś momencie nie zacznie pokładać nadziei w poprawę, to wiara samego terapeuty „góry nie przeniesie”.

Ważne jest także, czy klient jest gotów do wprowadzenia zmian i udźwignięcia ich konsekwencji. Szanse na zmianę są niepomiernie mniejsze, jeśli „chciałabyś, ale…”, niż w przypadku, gdy boisz się trudności, ale sięgasz po pomoc, działasz i bierzesz odpowiedzialność za skutki. Pamiętajmy, że nikt nie żyje w społecznej próżni i zmiana u klienta wywołać może przeobrażenia w jego relacjach. Na przykład, gdy dotąd potulnie znosząca niedzielne obiadki córka zacznie przyjeżdżać raz na miesiąc i na dodatek zacznie się sprzeciwiać, by matka wybrała jej kafelki do łazienki, może to się spotkać z dezaprobatą otoczenia. Dlatego też w czasie psychoterapii ważne jest wsparcie społeczne, czyli kontakt z bliską osobą, która kibicuje klientowi w tym trudnym okresie, staje po jego stronie. Oczywiście w jakiejś mierze kimś takim jest psychoterapeuta, ale umówmy się, że to nie jest cały świat. Ponieważ psychoterapia bywa procesem bardzo emocjonującym, pomocne jest też, gdy sam klient akceptuje to, co przeżywa i jest otwarty na nowe doświadczenia. (…)”


całość jest dostępna tutaj:

http://mamterapeute.pl/skutecznosc-psychoterapii/


TERAPIA W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK

Portale internetowe: „7 zasad asertywnego rodzica.”

Na portalu internetowym „Mamadu.pl” pojawił się krótki artykuł – poradnik dotyczący mówienia „nie” dzieciom. Zachęcam do lektury!

Gabinet Psychoterapii Gdańsk„Asertywność to cecha, którą warto posiadać. Każdy z nas potrafi powiedzieć “nie”, ale nie każdy umie obronić swoje zdanie w sytuacji, gdy dochodzi do konfrontacji i dyskusji. Najciężej mają w tej kwestii rodzice.

Kto ma dzieci ten wie, że często trudno im odmówić, a jeszcze ciężej uargumentować swoją decyzję. Dodatkowo nie jest łatwo, gdy wcześniej się na coś zgadzaliśmy, a teraz w podobnej sytuacji mamy zupełnie inne zdanie. Rodzic, który odmawia ma różne myśli: “ranię swoje dziecko”, “może się zgodzę, to ostatni raz”, “przykro mi, że muszę znowu odmówić”, “jestem złą/złym mamą/tatą”.

Niepotrzebnie! Odmawianie jest czymś naturalnym i potrzebnym. Dziecko uczy się, że nie wszystkie jego życzenia mogą być spełniane, że są pewne zasady, które obowiązują w otaczającej go rzeczywistości. Uczy się jak zachowywać się w sytuacji, gdy dostaje odmowę, jak radzić sobie z emocjami, które temu towarzyszą. Asertywny rodzic nie jest złym rodzicem, ale skutecznym.

Co w takim razie robić, żeby być takim rodzicem? Wystarczy zadać sobie pytanie z czym kojarzy się asertywność. Ja widzę to tak:

1. Nie zgadzam się i wiem dlaczego

To podstawowa zasada. Gdy mówimy nie musimy wiedzieć co dokładnie nami kieruje. Jeśli mówisz “nie kupię Ci tej zabawki”, to uzasadnij dlaczego. Dziecko ma prawo wiedzieć jaki jest powód odmowy, ale przede wszystkim to pomaga tobie. “Nie kupię Ci tej zabawki, bo masz już taką samą w domu” – jasny i prosty komunikat, który dokładnie uzasadnia naszą decyzję. (…)”


cały tekst jest do przeczytania tutaj:

http://mamadu.pl/120479,7-zasad-asertywnego-rodzica-po-piate-wiem-ze-odmawianie-nie-rani-mojego-dziecka


GABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSKPSYCHOTERAPIA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Silny stres wyzwala lęki z dzieciństwa. Jak sobie z tym radzić?”

Na portalu internetowym „Deon.pl” pojawił się ciekawy artykuł dotyczący zapamiętywania i uaktywniania się lęku w naszym życiu od strony neurobiologicznej. Zapraszam do lektury!

Gabinet Psychoterapii Gdańsk„Przeprowadzono wiele badań psychologicznych na temat dziecięcych lęków. Od dłuższego czasu przyjmuje się, że lęki trwają przez całe życie. Gdy przyjrzeć się temu bliżej, sprawa staje się bardziej skomplikowana. Lęki wczesnodziecięce mogą też zniknąć.

Lękliwe cztero- i pięciolatki mogą jako dzieci dziesięcio-, jedenasto-i dwunastoletnie przejawiać zupełnie przeciętny poziom lęku. Małe traumatyzujące przeżycia dzieciństwa, a nawet głębsze lęki znikają więc, lecz nie znikają bez śladu. W nastolatku i dorosłym bardzo silny stres wyzwala dawne dziecięce lęki.

Fakt ten potwierdzają doświadczenia na zwierzętach. Z badań przeprowadzonych w 1996 roku wynika kilka jednoznacznych wniosków. Wytrenowano wówczas w ten sposób szczury, że bały się pewnego dźwięku.

Potem oddziaływano na nie tak, że przestały na ten dźwięk reagować strachem. Wydawało się więc, że ich wcześniejszy lęk znikł. Ale to był tylko pozór. Kiedy tym samym szczurom podniesiono poziom lęku (przez wstrzyknięcie im pewnych hormonów, a także lekkie wstrząsy elektryczne), wtedy wrócił dawny, pozornie zapomniany lęk: szczury znowu wpadały w panikę, słysząc tamten dźwięk. Znaczyło to, że wcześniej „poradziły sobie” z lękiem dość powierzchownie, natomiast pozostał on w głębszych warstwach ich emocjonalności.

Lękliwość dotyczy również człowieka. Oczywiście istnieją małe lęki, drobne frustracje w życiu dziecka, które nie odzywają się w późniejszym życiu. Ale trudne przeżycia, na przykład utrata matki czy odejście ojca, a także rozwód rodziców, wywołują w dziecku poważne lęki. (…)”


cały tekst jest do przeczytania na stronie internetowej:

www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,639,silny-stres-wyzwala-leki-z-dziecinstwa-jak-sobie-z-tym-radzic.html


GABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSKPSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKU

Wywiady: „Najpierw skrzywdzone, potem karane.”

Gabinet Psychoterapii GdańskNa łamach „Wysokich Obcasów” ukazał się wywiad dotyczący przestępczości seksualnej. Rozmawiają redaktorka gazety, Bożena Aksamit i prof. Maria Beisert:

Przychodzi do mnie dziewięcioletnia córka i mówi: „Mamo, przytulaliśmy się z nauczycielem na wuefie”. Jak się zachować?

Poprosić: „Powiedz coś więcej”. Ten nauczyciel mógł klepnąć dziewczynkę w plecy albo objął ją ramieniem i powiedział: „OK, dzisiaj było świetnie”. Choć pani zapaliła się czerwona lampka, reakcja nie powinna być gwałtowna, można jeszcze spytać: „Czy chcesz teraz o tym porozmawiać?”. Moment wydaje się dobry, skoro córka sama przyszła. Jej zachowanie mogło być związane z dodatnią emocją i chciała podzielić się tym, że pan nagrodził ją dobrym gestem, albo ma wątpliwości i wypuściła próbny balon, żeby zobaczyć, co matka na to. Unikałabym krzyżowego ognia pytań: czy cię dotknął, gdzie, kiedy?

A gdy córka powie: „Mamo, wujek Marysi dotykał ją tam, gdzie nie powinien”?

Reagować tak samo. Należałoby dowiedzieć się, czy historia nie dotyczy naszego dziecka. Zdarza się, że maluchy tak sprawdzają, jaka będzie reakcja dorosłego. Jak już opowie i wiemy, że sprawa dotyczy Marysi, musimy ocenić, czy interwencja jest konieczna. Mamy do czynienia z bardzo delikatną sferą seksualną i wchodzenie na siłę z pomocą może zaszkodzić. Zachęciłabym córkę: „Super, że o tym mówisz, chodź, porozmawiajmy”.

Należy ją pochwalić?

Najpierw nagradzamy dziecko, że nam o tym powiedziało. Potem należy spytać, czy możemy o tym rozmawiać, czy Marysia na to pozwoliła, i podkreślić, że ja, mama, uważam, że należy tak zrobić. Dobrze by było wiedzieć, kim jest ta dziewczynka, czy jest zostawiona bez pomocy, a może ma troskliwych rodziców, ale woli powiedzieć koleżance. I ostatnia sprawa – musimy sprawdzić, czy Marysia nie zastrzegła tajemnicy. Jeśli tak, należy delikatnie zwolnić z niej córkę, czyli nakłonić ją, aby poprosiła koleżankę o zwolnienie z sekretu i wyjaśniła, że mama wie i chciałaby pomóc.

Taka droga ujawniania wykorzystań seksualnych jest częsta. Dziecko nie ma odwagi iść do rodziców, ale ufa komuś, kto jest na tym samym poziomie rozwoju, wie o nim, że nie wpadnie w panikę i zrozumie. Ofiara przemocy seksualnej zwierza się osobie bliskiej w nadziei, że razem znajdą rozwiązanie. Często nadzieja dotyczy tego, że koleżanka ma fajnych rodziców. (…)”


cały wywiad jest do przeczytania tutaj:

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,15087257,Najpierw_skrzywdzone__potem_karane.html


PSYCHOLOG W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK

Wpisy na blogach: „Baby blues czy żałoba po utracie życia sprzed narodzin dziecka?”

Gabinet Psychoterapii GdańskNa portalu internetowym „Dzieci są Ważne” pojawił się wpis dotyczący depresji poporodowej. Warto przeczytać!

„Najbardziej burzliwy moment po urodzeniu pierwszego dziecka? Po kilku dniach spędzonych w szpitalu wracam do domu pełnego moich własnych rzeczy. Stoi to samo łóżko z pachnącą pościelą, półka z książkami, szafki kuchenne, wanna… wszystko znajome, a jednocześnie zupełnie obce, bo czuję, że już nigdy nic nie będzie tak samo, że coś zostało bezpowrotnie utracone, jakaś część mnie samej.

I myślę: oho, to jest ten baby blues… Wylewam morze łez i żadne słowa nie są w stanie mnie pocieszyć. Dodatkowo jestem z siebie niezadowolona, bo miałam cichą nadzieję, albo nawet byłam pewna, że te poporodowe damskie smuteczki mnie nie dotkną. Tak dobrze się przygotowałam do otwarcia na doświadczenie narodzin. Dojmujący smutek mija po kilkunastu godzinach mocnego snu, przerywanego głośnym płaczem domagającego się piersi niemowlęcia.

W swojej książce “Praca na całe życie. O początkach macierzyństwa” Rachel Cusk opisuje analogiczne uczucie wyobcowania od siebie samej i znajomej przestrzeni domu sprzed narodzin dziecka. To uniwersalne doświadczenie kobiety po wielkim wydarzeniu, jakim jest poród.

Przeobrażenie w matkę

Zwykliśmy koncentrować uwagę na jednym głównym aspekcie porodu – na pojawieniu się na świecie nowego człowieka. Przyglądamy się niewielkiemu, zjawiskowemu żywemu ciału. Niezgrabnie bierzemy w ramiona, wąchamy, przytulamy, całujemy, karmimy. Ubieramy, usypiamy, przykrywamy. Czekamy w niepokoju i ekscytacji, co wydarzy się dalej. Nie możemy oderwać wzroku od słodkiego snu. Kiedy się budzi, karmimy, nieporadnie przewijamy, ubieramy, przytulamy, próbujemy nawiązać kontakt. Karmimy, usypiamy. Niedługo potem konfrontujemy się z długim płaczem i wciąż niezaspokojonymi potrzebami. Podczas nieprzespanych pierwszych nocy jesteśmy postawione w sytuacji, w której musimy sobie jakoś same poradzić. Szybko uczymy się swojej drogi postępowania, która okazuje się dla naszej dwójki najskuteczniejsza i daje chwilowe wytchnienie jednej i drugiej stronie. Z dnia na dzień z kobiet w ciąży stajemy się matkami. Przeobrażenie w matkę to pożegnanie z niezależnością rozumianą jako brak podporządkowania. Codzienne życie zostaje podporządkowane potomkowi. Nasze myślenie i czucie również całkowicie się z nim związuje. (…)”


Oryginalnie tekst pochodzi z bloga: http://naturalparents.tumblr.com/

Cały tekst jest też do przeczytania tutaj: http://dziecisawazne.pl/baby-blues-czy-zaloba-po-utracie-zycia-sprzed-narodzin-dziecka/


GABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSKPSYCHOTERAPIA W GDAŃSKU

Wywiady: „Twardziel, czyli kto?”

Gabinet Psychoterapii GdańskW „Wysokich Obcasach” pojawił się ciekawy wywiad dotyczący odporności i dojrzałości psychicznej. Rozmawiają redaktorka Agnieszka Jucewicz i psycholog dr Magdalena Kaczmarek:

Dr Magdalena Kaczmarek – psycholog, adiunkt w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Interesuje się różnicami indywidualnymi, które mają znaczenie w radzeniu sobie z wyzwaniami, zarówno tymi pozytywnymi, jak i negatywnymi.

Prawdziwi twardziele, których nic nie rusza – są tacy ludzie?

Nigdy i nic? Wątpię. Chociaż w latach 60. i 70. w Stanach Zjednoczonych rzeczywiście w psychologii pojawiło się pojęcie „hardiness”, czyli dosłownie „twardość”. Opisywało ono ludzi, u których pewna kombinacja cech osobowości miała sprawiać, że byli oni w stanie sobie poradzić nawet z najbardziej traumatycznymi zdarzeniami. Mówiąc kolokwialnie: brali je na klatę i szli dalej. We mnie to pojęcie budzi wiele wątpliwości, bo to, jak człowiek sobie radzi ze stresem, nie jest jego stałą cechą, nie wynika jedynie z tego, jakie on ma predyspozycje. Gdyby założyć, że twardziele są zawsze jak skała, to jak wytłumaczyć chociażby samobójstwa takich niezłomnych ludzi jak znany polityk czy generał?

W latach 90. pojawiło się inne, moim zdaniem bliższe rzeczywistości pojęcie tzw. rezyliencji, zaczerpnięte z inżynierii, a konkretniej – nauki o materiałach. Jeśli materiał zostanie poddany dużej sile i się odkształci, ale nie pęknie, to znaczy, że jest rezylientny.

Inaczej mówiąc – sprężysty?

Raczej odporny. Są takie materiały i są tacy ludzie. To nie znaczy, że traumatyczne doświadczenia po nich „spływają”. One też ich zaburzają, ale dzięki pewnej pracy, którą ci ludzie wykonują, podnoszą się i dalej dobrze funkcjonują.

Tę umiejętność mają po prostu w sobie?

Pyta mnie pani, czy rezyliencja to kwestia genów? No właśnie nie. To jest cecha, którą każdy może się nauczyć w sobie wzmacniać. Bo ona nie zależy jedynie od tego, jacy jesteśmy, ale również od innych czynników, na przykład od tego, w jakim momencie życia spotyka nas to negatywne doświadczenie, jaki rodzaj wsparcia dostajemy, czy przed chwilą nie spotkała nas inna tragedia.

W jakich okolicznościach pojawiły się badania nad odpornością psychiczną?

Kiedy na nowo zaczęto definiować traumę. Przez dziesiątki lat po wojnie, gdy po raz pierwszy zajęto się traumą w psychologii, mówiono o tym, że jest to wydarzenie przekraczające normalne wyobrażenie, coś „niebywałego”: zagrożenie życia albo widok śmierci drugiego człowieka. Bycie ofiarą napaści, pobicia, gwałtu, katastrofy, pożaru, powodzi czy widok makabrycznych scen – to wszystko zakwalifikowano jako traumę. Ale kiedy – właśnie w latach 80. w USA – przeprowadzono badania nad powszechnością traumatycznych zdarzeń na dużej grupie ludzi, okazało się, że takie doświadczenia nie są ani rzadkie, ani „niebywałe” – przeszła je blisko połowa ludzi, z czego jedna trzecia nawet więcej niż raz. Rozszerzono też definicję traumy, bo zorientowano się, że nie musi dojść do zagrożenia życia czy zdrowia – wystarczy, że czyjeś poczucie bezpieczeństwa, integralność zostaną naruszone, na przykład w wyniku napaści rabunkowej, aby takie zdarzenie było traumatyczne.

I co się okazało?

Okazało się, że większość ludzi jakoś sobie radzi! I to było kolejne odkrycie, bo w badaniach zakładano, że trauma automatycznie oznacza zespół stresu pourazowego. To znaczy wiadomo było, że nie wszyscy na niego cierpią, ale bardziej się interesowano tymi, którzy go mieli, i tym, jak powstaje, niż całą resztą. W imię tego, że to przecież oczywiste, że jak w życiu człowieka dzieje się coś „nienormalnego”, to on reaguje na to psychopatologią: ma objawy przypominające depresję, izoluje się, unika tego, co się z traumą kojarzy, na przykład nie wychodzi z domu, jeśli był napadnięty, zmaga się ze wspomnieniami tego wydarzenia – na jawie i we śnie – jest drażliwy, ma kłopoty z koncentracją, ze snem itd. To są klasyczne objawy zespołu stresu pourazowego, czyli PTSD (posttraumatic stress disorder). W trakcie tych badań okazało się też, że to nieprawda, iż PTSD dotyka każdego po traumie i że w zasadzie pełne objawy tego zaburzenia rozwijają się u mniejszości ludzi. Jeśli chodzi o wypadki drogowe – poważne, nie takie, w których komuś się lusterko odgięło – to dotyczy około 10 proc. osób. (…)”


cały wywiad jest do przeczytania tutaj:

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,17169969,Twardziel__czyli_kto_.html


PSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK

Portale internetowe: „Wrażliwa nauka. 'W głowie się nie mieści’ oczami psychologa.”

Na portalu internetowym „Kultura Liberalna” pojawiła się recenzja filmu „W głowie się nie mieści”. Autorem jest psychoterapeuta, Bartosz Szymczyk:

„Twórcy „W głowie się nie mieści” stworzyli baśniową, ale jednocześnie zaskakująco prawdziwą z punktu widzenia nauki metaforę umysłu i procesów w nim zachodzących. Najważniejszą zaś lekcją – zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych – płynącą z filmu jest to, że smutek nie musi być złą emocją.

Gabinet Psychoterapii GdańskFilmy animowane już od dawna nie są przeznaczone wyłącznie dla dzieci. „W głowie się nie mieści” nie jest jednak animacją, w której dla młodych widzów zarezerwowana jest warstwa porywającej akcji, dla rodziców zaś przewidziano jedynie mrugnięcia okiem, smaczki nawiązujące do dorosłego świata. Studio Pixar zaprasza bowiem zarówno dzieci, jak i dorosłych do fantastycznego świata naszego umysłu i pokazuje wzajemny wpływ tego, co dzieje się w naszym życiu, i tego, co dzieje się w naszym wnętrzu. Choć mamy tu fabułę czytelną dla dzieci w wieku szkolnym – bohaterowie mają misję ratunkową i wypełniając ją, przemierzają fascynujące krainy – oraz zabawne cytaty dla rodziców – jak choćby plakaty filmowe z Wytwórni Snów – to sam pomysł opowiedzenia animacją o tym, co kieruje naszym życiem, ma szansę przykuwać uwagę obu tych grup. Tak młodsi, jak i starsi widzowie będą zaskoczeni tym, jak wielki wpływ mają na nas emocje. A z filmu „W głowie się nie mieści”, szczególnie z punktu widzenia psychologa, dowiedzieć się można o nich bardzo wiele.

Umysł animowany

Radość, smutek, złość, strach i odraza to pięć z sześciu emocji podstawowych (brakuje w tym składzie zaskoczenia) wyróżnionych przez Paula Ekmana, wybitnego psychologa, który był jednym z konsultantów naukowych filmu. Badając różne kultury na całym świecie, stwierdził on, że to właśnie te emocje są uniwersalne, a ludzie nie różnią się zbytnio pod względem sposobu ich ekspresji. Radość, Smutek, Gniew, Strach i Odraza to także bohaterowie filmu, osadzeni w mózgu i umyśle jedenastolatki Riley. Przeprowadzka wraz z rodzicami z ukochanej Minnesoty, gdzie zostawić musi drużynę hokejową i przyjaciół, do odmiennego pod każdym względem i mało przyjaznego San Francisco to dla dziewczynki doświadczenie nowego trudu emocjonalnego związanego z tak dużą zmianą.

Film koncepcyjnie może się kojarzyć z francuską serią „Było sobie życie”, w której neurony, krwinki czy bakterie obdarzone zostały ludzką twarzą i głosem, by wyjaśnić funkcjonowanie całego organizmu. Tutaj jednak twórcy koncentrują się wyłącznie na oddaniu złożoności umysłu: roli relacji społecznych i wspomnień, pamięci krótko- i długotrwałej, wyobraźni i nieświadomości, a przede wszystkim znaczenia emocji, które potrafią zabarwiać nasze wspomnienia i kierować naszymi przeżyciami. Nie jest to zadanie łatwe, szczególnie gdy uświadomimy sobie stopień skomplikowania naszego mózgu. O ile niektóre procesy poznawcze, jak zapamiętywanie i przypominanie, łatwo sportretować metaforą czytelną nawet dla dzieci, o tyle niektóre procesy psychiczne mogą wymagać komentarza rodziców (sny produkowane niczym filmy w Wytwórni Snów czy lęki zamknięte w Nieświadomości), a inne nawet dla rodziców mogą być dość hermetyczne (np. jazzowo-plastyczne oddanie skomplikowanych procesów dekompozycji w Krainie Pojęć Abstrakcyjnych, z której ujęciem i neuronaukowcy mogą mieć interpretacyjny kłopot). Twórcy filmu przyglądają się zresztą umysłowi specyficznemu: umysłowi dziecka, które poprzez kryzys wywołany zmianą i stratą dorasta, tracąc coś z dziecięcości, ale zyskując coś z dorosłości. Czego więc możemy się nauczyć, przyglądając się temu, co dzieje się w głowie Riley? (…)”


cały artykuł jest do przeczytania tutaj:

http://kulturaliberalna.pl/2015/08/11/w-glowie-sie-nie-miesci-szymczyk-recenzja/


GABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSKPSYCHOLOG W GDAŃSKU

Wywiady: „Jesteśmy noszeniakami.”

Gabinet Psychoterapii GdańskNa łamach „Polityki” ukazał się ciekawy wywiad dotyczący bliskości cielesnej rodziców z dziećmi. Rozmawiają redaktorka Martyna Bunda i etolożka, dr Evelin Kirkilionis:

„Martyna Bunda: – Irytuje się pani słysząc, że branie niemowlęcia na ręce to hodowanie sobie małego tyrana?

Evelin Kirkilionis: – Irytuję się. A niestety jest to pogląd wciąż powszechny. Ale jeszcze bardziej dziwię się, jak to możliwe, że tak wielką woltę kulturową wykonaliśmy w ciągu jednego pokolenia. Tak daleko odeszliśmy od zapisanych w naszych genach instrukcji postępowania właściwych dla gatunku.

A jakie to instrukcje?

Genetycznie rzecz biorąc, ludzkie dziecko należy do noszeniaków. Od małp począwszy, dla nich wszystkich dotyk, bezpośrednia bliskość jest potrzebą podstawową, tej samej rangi co jedzenie. Dziecko pozostawione samo odczuwa to jako zagrożenie życia, co ma ogromne konsekwencje dla jego rozwoju. Z perspektywy naukowej pomysł, że niemowlę noszeniaka można rozpieścić noszeniem, okazuje się absurdalny.

Dorosły myśli zwykle, że stwarza dziecku lepsze warunki do odpoczynku, stawiając mu łóżeczko w spokojnym, oddalonym miejscu.

Więc popełnia błąd, przykładając do niemowlęcia swoją dorosłą miarę. Niemowlę przychodzi na świat z programem stworzonym dla swojego gatunku więcej niż 4 czy 5 mln lat temu – bo tyle czasu upłynęło, odkąd przestaliśmy być koczownikami i zmieniliśmy tryb życia. Kilka milionów lat to jednak za mało, aby w naszych zapisach genetycznych mogły się dokonać jakieś większe zmiany. Genetycznie wciąż jesteśmy tamtymi koczownikami, a pozostawione w osobnym miejscu dziecko musi zawalczyć krzykiem, by ktoś zabrał je ze sobą, tak jakby walczyło o życie.

Oczywiście nie znaczy to, że dwójka rodziców ma nosić swoje dziecko przez 24 godziny na dobę. Jeśli trzymając je na rękach czują się nieswojo albo wręcz walczą z bólem fizycznym, to takie noszenie przyniesie skutek odwrotny do zamierzonego. Wówczas lepiej będzie, jeśli poprzestaną na intensywnych zabawach z przytulaniem czy nawet na regularnym masażu dziecka, dając mu oprócz tego jakiś substytut noszenia, choćby kołyskę. No i będą oczywiście reagować na jego potrzeby.

Dlaczego akurat dotyk ma takie znaczenie?

Pomaga dziecku i opiekunowi lepiej wzajemnie dostroić się do siebie. Natura tak to wymyśliła, że w następstwie wzajemnego dotykania się do mózgu dziecka i rodzica uwalniają się bardzo ważne hormony. Co więcej, dziecko rodzi się wyposażone we wszystkie neurony, którymi będzie dysponować całe życie, ale to właśnie dotyk stoi za wytwarzaniem się połączeń między tymi neuronami. To liczba połączeń, a nie liczba neuronów, jest kluczowa z perspektywy inteligencji. (…)”


cały tekst jest dostępny na stronie internetowej tygodnika „Polityka”:

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1523107,1,o-niezwyklych-relacjach-doroslych-i-dzieci.read


TERAPIA W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK