Na blogu „Edukowisko” pojawił się ciekawy wpis na temat emocji dzieci i tego, jak pomagać im sobie z nimi radzić. Zapraszam do lektury!
„Jednym z najczęstszych pytań, z jakim spotykam się ze strony rodziców jest pytanie, jak pomóc dzieciom w radzeniu sobie z emocjami. To pytanie ma często swoje drugie dno: rodzice chcieliby się dowiedzieć, co zrobić, aby ich dzieci emocji nie doświadczały, albo przynajmniej nie w tak intensywnym stopniu, jak to ma miejsce teraz. Chcielibyśmy, żeby nasze dzieci nie histeryzowały, nie wpadały w furię, nie rzucały się z krzykiem na podłogę (zwłaszcza na środku zatłoczonego supermarketu), żeby nie rzucały zabawkami, nie biły innych dzieci (i/lub nas), nie płakały. Czasem bywa też, że chcielibyśmy, żeby i krzyczały trochę mniej z radości. Jednym słowem, żeby nie doświadczały takich emocji jak złość, frustracja, smutek, rozpacz, odraza. Bez tych wszystkich ‚trudnych’ emocji byłoby nam łatwiej być przy naszym dziecku.
Oczekujemy złotych rad i szybkich rozwiązań. W konfrontacji z intensywnością emocji dziecka stajemy się tak bezsilni, że zaczynamy wierzyć w metody karnych jeżyków, time-outów itp. Zbyt często przy tym zapominamy, że nasze dziecko nie jest małą miniaturką dorosłego, ale małym człowiekiem, który dopiero uczy się poznawać i regulować własne emocje. Czy wpadacie w złość, kiedy wasze dziecko po raz setny przewraca się podczas nauki stawiania swoich pierwszych kroków? Nie. Zamiast tego staracie się mu tym pomóc. Na spacer idziecie za rączkę, aby wesprzeć niestabilną jeszcze równowagę malucha, zabieracie ze sobą wózek, na wypadek gdyby wasz smyk się zmęczył. A gdy dziecko po raz kolejny przewróci się na chodniku, troskliwie zalepiacie na zadrapaniu plaster. Wszyscy wiemy, że nauka chodzenia nie przychodzi od razu, ale wymaga czasu i ćwiczeń. Dlaczego więc zakładamy, że nauka radzenia sobie z własnymi emocjami to umiejętność, która pojawi się sama z siebie, bez wysiłku i treningu?
Jeśli czytaliście poprzedni wpis dotyczący emocji to wiecie, że za umiejętność oswajania naszego emocjonalnego świata odpowiada część naszej kory nowej- płaty przedczołowe. Musimy pamiętać, że płaty przedczołowe to miejsce w naszym mózgu, które rozwija się bardzo długo. Kiedy dziecko przychodzi na świat, jego płaty przedczołowe zaczynają właściwie swój prawdziwy rozwój. Przed nimi ciężkie i skomplikowane zadanie do wykonania: integracja świata emocjonalnego. I tak, jak nauka biegania wymaga czasu, ćwiczeń i licznych potknięć, tak umiejętność regulowania własnych emocji wymaga jeszcze więcej czasu, jeszcze więcej ćwiczeń i jeszcze więcej potknięć. Nauka sprawnego chodzenia zabiera dziecku jakieś dwa i pół roku. Nauka zarządzania własnymi emocjami to proces, który rozkłada się niekiedy na dwadzieścia lat (przyjmuje się, że płaty przedczołowe są w pełni dojrzałe w okolicach dwudziestego roku życia). Wymaganie od trzy latka, żeby umiał konstruktywnie radzić sobie z zalewającą go właśnie falą złości i frustracji na wieść o tym, że nie kupisz mu nowych naklejek, zwłaszcza gdy ta sytuacja ma miejsce po pełnym wrażeń dniu w przedszkolu ( zmęczenie powoduje, że płaty przedczołwe gorzej sobie radzą z regulowaniem emocji), to tak, jakby wymagać od niemowlaka, że zaraz wstanie i samodzielnie przejdzie kilometr. (…)”
całość tekstu i inne ciekawe wpisy są do przeczytania tutaj: