Portale internetowe: „Psychoaustria.”

Bardzo ciekawa rozprawa przeplatająca literaturę, film i psychoanalizę. Autorem jest Adam Lipszyc, eseista i tłumacz. Tekst ukazał się na portalu „Dwutygodnik.com”:

Gabinet Psychoterapii Gdańsk„Mniej więcej od czasów Fryderyka Nietzschego filozofia raz po raz narzeka na samą siebie, marudząc, że jej własne, wielowiekowe założenia i strategie nieuchronnie spychają ją w stronę wypreparowanych abstrakcji, a zagradzają drogę do prawdziwej substancji ludzkiego życia: do zawrotnej, przygodnej wielości, której nie sposób sprowadzić do żadnej prazasady. Filozofia marudzi i biadoli, ale kiedy zabiera się wreszcie do roboty, okazuje się, że ma w sobie sporo z inteligenckiej wersji króla Midasa – czego się dotknie, zaraz przemienia w papier – i nawet postulat ocalenia wielości i przygodności świata zdolna jest przekuć w kolejną abstrakcję.

Między innymi z tych właśnie powodów udręczona filozofia może zacząć – z pożytkiem – zezować w stronę psychoanalizy. Nauka Freuda wraz ze swymi rozmaitymi mutacjami zaproponowanymi przez późniejszych teoretyków zdaje się bowiem oferować nader pojemną, elastyczną wizję rozmaitości ludzkiego życia. Wbrew temu, co mogliby sądzić nieuważni czytelnicy Freuda, zgodnie z tą wizją człowiek nie sprowadza się wcale do plątaniny biologicznych sił. Wedle Freuda, jest fragmentem natury nieuchronnie zdeformowanym przez świat społeczny, szalonym splotem kulturowo zniekształconych popędów. Zarazem jednak człowiek Freuda nie tkwi też przecież w swojej wspólnocie kulturowej jako ten pączek w maśle. Jest istotą społeczną, która staje się człowiekiem na scenie międzyludzkiego spektaklu, od razu wszakże jest też z życiem społecznym nieodwołalnie skłócony, jako że relacje międzyludzkie tworzą go, a równocześnie zniekształcają. Wplątany w świat relacji, człowiek Freuda jest na każdym poziomie istotą wewnętrznie podzieloną, nieustannie negocjującą między rozmaitymi siłami, która może liczyć jedynie na krótkotrwałe okresy niestabilnej równowagi i przebłyski rozkoszy.

Ale czy po to, by dowiedzieć się tych wszystkich okropnych rzeczy, trzeba koniecznie czytać Zygmunta Freuda, Jacques’a Lacana lub Melanie Klein? Być może filozofowie zwykle odwracali głowy od tych prawd, ale czy nie znali ich ci, których Platon chciał się czym prędzej pozbyć ze swojego Miasta? Czy to nie literatura jest najlepszym źródłem wiedzy o tej plątaninie cielesnych pragnień i kulturowych znaczeń, która składa się na nasze życie, o przygodnej wielości sposobów istnienia, niewyczerpanej palecie odcieni bezmiernego nieszczęścia i drobnych radości? Owszem. Freud chętnie podkreślał, że choć swoje koncepcje wypracowywał przede wszystkim na podstawie spostrzeżeń poczynionych w gabinecie terapeuty, literatura zawsze stanowiła dla niego zasadnicze źródło inspiracji. Sądził jednak, że nawet jeśli literatura od zawsze wiedziała o tym wszystkim – lub prawie wszystkim – co ma do powiedzenia psychoanaliza, ta ostatnia zdolna jest wyrazić te i inne rewelacje w sposób bezpośredni, dyskursywny i spójny. Co więcej, czyni to bardziej bezwzględnie, albowiem troszczy się jedynie o prawdę, nie dba zaś o przyjemność estetyczną, którą ma na uwadze literatura („Przyczynki do psychologii życia miłosnego”). (…)”


cały esej jest dostępny na stronie internetowej:

www.dwutygodnik.com/artykul/6011-psychoaustria.html


PSYCHOLOG W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK