Jolanta Molińska napisała artykuł o przemocy szkolnej. Tekst ukazał się na łamach portalu „Gazeta.pl”:
„Obraźliwe SMS-y, piętnowanie w mediach społecznościowych, zakładanie fałszywych, ośmieszających profili – dziś najgroźniejsza jest przemoc w sieci.
Dorośli ze swojego dzieciństwa pamiętają istnienie niepisanego kodeksu honorowego, zgodnie z którym ktoś, kto chciał wyładować swoją agresję, szukał godnego siebie przeciwnika. Te czasy minęły. Mówienie młodemu człowiekowi, że „da sobie sam radę” z rówieśnikami nie jest dla niego adekwatnym wsparciem – mówi prof. Agnieszka Gmitrowicz, psychiatra i suicydolog, kierownik Kliniki Psychiatrii Młodzieżowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. (…)
„Inni” i „dziwni”
Według ubiegłorocznego raportu Najwyższej Izby Kontroli przemoc szkolna jest coraz bardziej powszechna. Z agresją słowną miało do czynienia 74 proc. ankietowanych uczniów – aż o 22 proc. więcej niż osiem, dziewięć lat temu, kiedy NIK również badał to zjawisko. Wzrosła też liczba przypadków przemocy fizycznej – wymieniło ją 58 proc. badanych, o 8 proc. więcej niż w poprzednim raporcie. Najwięcej patologicznych zachowań występuje w gimnazjach, na drugim miejscu są szkoły podstawowe, zaś w ponadgimnazjalnych są już rzadziej obserwowane.
Ofiarą prześladowań może stać się każdy – wystarczy, że grupa rówieśników zarzuci mu, że do niej nie pasuje. – Tam, gdzie przeważają dzieci z lepiej sytuowanych rodzin, stygmatyzujące może być niemodne czy tanie ubranie, przestarzały telefon albo jego brak czy po prostu widoczna bieda. Ale jeśli większość stanowią dzieci niezamożnych rodziców, bywa na odwrót. Podobnie jest z ocenami: samotny kujon jest łatwym celem w grupie deklarującej brak zainteresowania sukcesami szkolnymi. Słaby uczeń może stać się kozłem ofiarnym dla ambitnych kolegów – mówi dr Małgorzata Wójcik, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Katowicach.
Z jej badań wynika, że istnieje kilka grup, do których przynależność może stygmatyzować, i to zupełnie niezależnie od czynników środowiskowych. Bardzo narażone są dzieci otyłe, szczególnie dziewczęta, oraz ci uczniowie, którzy zostali posądzeni o bycie szkolnymi konfidentami. Dzieci i młodzież nie tolerują też „dziwności” i „inności”, przy czym nie do końca potrafią te pojęcia wyjaśnić. – Często chodzi o nieprzestrzeganie klasowych norm, również niełatwych do określenia. Na przykład w szkole podstawowej dziecko mogło mieć nauczanie indywidualne lub często chorować, dlatego nie umie funkcjonować w klasie gimnazjalnej – jak powiedział mi jeden z badanych uczniów: nie śmieje się, kiedy trzeba, albo jeszcze gorzej, zaczyna śmiać się w nieodpowiednich momentach – tłumaczy dr Wójcik. – Do grupy zagrożonej ryzykiem zaliczają się też jednostki szczególnie wrażliwe, dbające o swój wygląd, delikatne, emocjonalnie reagujące na niepowodzenia. Jeśli ten zespół cech charakteryzuje chłopca, bardzo możliwe, że stanie się obiektem drwin ze względu na swoje – jak to określają nastolatki – „gejowate” zachowanie. (…)
– Kiedy uczniowie używają słów „pedał”, „homoś”, „ciota” i innych tego typu, duża część nauczycieli nie reaguje, choć powinni – mówi Magdalena Chustecka z Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej (TEA). Jej zdaniem należałoby tłumaczyć dzieciom, czym jest orientacja seksualna, w tym homoseksualna, i uczyć je tolerancji dla wszelkich mniejszości. – Już wyobrażam sobie pretensje rodziców po takiej lekcji. Przecież są tacy, których oburzają nawet pogadanki o tym, skąd się biorą dzieci – mówi nauczycielka z jednej ze szkół na Mazowszu. Ale zgadza się, że wyzwisk nie można pozostawić bez reakcji, bo przemoc będzie się nasilać. (…)
Dziś ofiara, jutro sprawca
Kiedy porównamy odpowiedzi uczniów i nauczycieli na pytanie o przemoc (np. udzielone w przywołanym wcześniej raporcie NIK), tym, co uderza, jest fakt, że dorośli rzadziej ją dostrzegają. Na przykład o agresji fizycznej mówi tylko 15 proc. pedagogów (i aż 58 proc. uczniów), o słownej – 43 proc. (i aż 74 proc. uczniów).
Jak uważa dr Małgorzata Wójcik, nie wynika to ze znieczulicy czy biernego podejścia do swojej pracy. – Nauczyciele widzą jedynie to, co dzieje się w szkole. Tymczasem za jej murami prześladowania nie ustają – mówi. Obraźliwe SMS-y, piętnowanie w mediach społecznościowych, zakładanie fałszywych, ośmieszających profili, czyli wszystko to, co jest określane mianem cyberbullyingu, ma miejsce po lekcjach, w weekendy czy podczas wakacji. I sprawia, że młody człowiek czuje się totalnie zaszczuty. – Taki stan jest niezwykle niebezpieczny dla ofiary prześladowań, bo ona w ogóle nie odpoczywa, nie ma chwili spokoju – ostrzega psycholog. (…)
Tymczasem jeśli przejrzeć fora internetowe, na których zdesperowani rodzice stawiają dramatyczne pytania: „Koledzy dokuczają mojemu dziecku – co robić?”, okazuje się, że rada, jakiej najczęściej udzielają im inni forumowicze, to: „Nie wtrącaj się”, „Dzieci załatwią to między sobą”, „Dopóki się nie pobili, nie reaguj”. Co zadziwiające, zdarza się, że podobną strategię przyjmują nauczyciele. Tak było w przypadku matki przedszkolaka, która również na forum opisała swoją bezradność wobec faktu, że jej córka jest zaczepiana, podszczypywana i wyśmiewana przez dwie dziewczynki. Na pytanie, dlaczego nie powie o tym swojej pani, dziecko odpowiedziało, że w przedszkolu jest zakaz skarżenia. Matka nie mogła zrozumieć, jak kilkulatek ma odróżnić pospolite donosicielstwo od informowania, że dzieje się coś złego. Ale postanowiła działać: rozmawiać z pedagogami, z rodzicami dziewczynek, obiecała, że nie odpuści i pomoże swojemu dziecku. (…)
Jak ratować dzieci?
Nie ma uniwersalnej recepty na ograniczenie przemocy wśród dzieci i młodzieży. Nie sprawdzają się ministerialne programy czy zaostrzony nadzór kuratoriów. – A jednak są w Polsce szkoły, które radzą sobie z problemem. Wiem, bo do jednej z nich chodzi mój syn. To z ich doświadczenia powinniśmy korzystać, uruchamiając lokalnie zespoły wsparcia złożone z charyzmatycznych pedagogów, którzy przeszkolą kadrę w innych placówkach – przekonuje dr Małgorzata Wójcik. Sama prowadzi badania dotyczące zjawiska i radzi, by zacząć od zaangażowania świadków przemocy – tych dzieci, które nie są ani ofiarami, ani prześladowcami. Muszą nauczyć się właściwie reagować, bo to właśnie od ich reakcji zależy, czy prześladowcy poczują akceptację dla swoich zachowań i osiągną wysoki status w grupie, czy wręcz przeciwnie. (…)”
cały tekst można przeczytać na portalu:
www.weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,18333578,od-szkolnej-przemocy-nie-ma-wakacji-ofiara-przesladowan-czuje.html#TRwknd