„Dlaczego uciekamy w bezradność?” Na pytania Agnieszki Jucewicz odpowiadała psychoterapeuta Zofia Milska – Wrzosińska:
„Kiedyś, przy okazji innej naszej rozmowy, wspomniała pani, że uczucie bezradności to jedno z najtrudniejszych uczuć. Dlaczego?
Bo czujemy coś dolegliwego: ból, złość czy niezgodę, ale jednocześnie niemoc, żeby coś z tym zrobić. Jest źle, ale nie widzimy żadnej możliwości zmiany, więc przeżywamy swoją sytuację jako stan ograniczenia, zniewolenia czy nawet przemocy. Niekoniecznie przemocy w sensie dosłownym – fizycznej czy psychicznej, wywieranej przez konkretnego człowieka.
Czujemy, że nie mamy wpływu na coś dla nas istotnego, bo sprawy zostały już rozstrzygnięte i będą szły swoim torem niezależnie od naszych działań, czyli wszystko jedno, co zrobimy, nic się nie zmieni, a jeśli już, to na gorsze. Na przykład mąż gbur mówi, że na rozmawianie jest zbyt zmęczony, a jak się nie podoba, to mogę sobie znaleźć innego. Albo nauczyciel nigdy nie oceni dobrze wypracowania dziecka, bo się uwziął. Czy przychodnia proponuje wizytę u foniatry za 11 miesięcy.
(…)
Czy to znaczy, że ci, którzy często i łatwo czują się bezradni, zostali kiedyś tej bezradności nauczeni?
Kiedyś, czyli w dzieciństwie, taka strategia mogła komuś zapewniać poczucie bezpieczeństwa. Może było tak, że jakakolwiek próba własnej aktywności była przez rodziców surowo karana. Może w domu panował reżim, do którego trzeba było się bezwzględnie dostosować, a jeśli dziecko próbowało się z tego reżimu wyłamać, było bite, odrzucane albo wyśmiewane i dość szybko się nauczyło, że względny spokój zapewni sobie, jeśli dostosuje się do tych zewnętrznych wymagań. Tak bywa w rodzinach przemocowych, autorytarnych.
A w lękowych? W których dużo jest przekazu: „Nawet nie próbuj, bo na pewno sobie krzywdę zrobisz”.
Trzeba pamiętać, że na dziecko wpływają nie werbalne deklaracje rodziców, tylko to, co się dzieje. Przekaz będzie słabszy, jeśli dziecko stale słyszy, że świat jest okropny i trzeba uważać, ale ma okazję, by różnych nowych sytuacji popróbować, na przykład wyjść samo na podwórko i nawet jeśli stłucze kolano, to będzie pocieszone, a nie ukarane. Jeśli natomiast w podobnej sytuacji usłyszy: „Upadłeś? A przecież mówiliśmy ci, żebyś nie wychodził! To teraz radź sobie sam i masz szlaban na podwórko do końca tygodnia”, to przekaz będzie mocniejszy. Dziecko ma z natury potrzebę poznawania świata, sprawstwa, tak się rozwija nasz układ nerwowy. To dobrze widać na etapie, gdy niemowlę wyrzuca z łomotem zabawki z kojca i głośno woła, żeby mu je podawać. Czasem niesłusznie mu się przypisuje agresywne intencje („Oj, niegrzeczna Basiulka”), a ono tylko chce doświadczyć swojego wpływu na otaczający świat. Jeśli się okaże, że jak woła, to ktoś przychodzi, że jak coś rzuci, to ktoś podniesie (oczywiście niekoniecznie dziesięć razy z rzędu), a kiedy płacze, to świat stara się pomóc, to jest szansa, że jego poczucie bezradności w przyszłości będzie mniejsze. Może też zdarzyć się tak, że to poczucie bezradności będzie dotyczyć tylko pewnych obszarów.”
cały artykuł do przeczytania na stronie internetowej „Wysokich Obcasów”:
www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,17489867,Zofia_Milska_Wrzosinska__Dlaczego_uciekamy_w_bezradnosc.html