Poruszający i przerażający list od czytelniczki cierpiącej na anoreksję ukazał się na stronie internetowej „Wysokich Obcasów”:
„Nie napiszę, jak mam na imię, ile dokładnie mam lat, gdzie mieszkam, pracuję i jaki kierunek studiów skończyłam. Nie napiszę także, jak wyglądam, jakie mam zainteresowania, czy mam rodzeństwo. Opowiem tyle, ile mogę opowiedzieć, nie pozwalając, by ktoś mnie zidentyfikował. Bo to, o czym zaraz napiszę, to mój najpilniej strzeżony sekret, znany tylko kilku osobom z mojego najbliższego otoczenia.
Nie napiszę, ile lat mija w tym roku od momentu, gdy zostałam przyjęta do szpitala psychiatrycznego, w którym spędziłam trzy długie miesiące. Diagnoza brzmiała: anoreksja.
Nie napiszę, ile miałam wtedy lat, jakiego byłam wzrostu i ile ważyłam. Nie napiszę, ile lat mam teraz i ile ważę. Poprzestanę na informacji, że ważę dwa i pół razy tyle co w momencie przyjęcia do szpitala, co jest dolną granicą normy dla mojego wzrostu. Od śmierci mogły mnie dzielić 2-3 kilogramy.
Nie napiszę, gdzie znajduje się szpital, do którego trafiłam. Temat szpitala już nie jest poruszany przez moją rodzinę. Osobom spoza rodziny nie mówiłam nic na ten temat lub oszukiwałam je, podając inne szpitale i inne choroby. Gdy teraz o tym myślę, stwierdzam, że na podstawie wyglądu najłatwiej było powiedzieć, że mam raka. Czy teraz czuję się zdrowa? Nie, nie zawsze.
Anoreksja nie jest chorobą, którą dałoby się zredukować do chęci bycia szczupłą, podtrzymywaną przez wizerunki modelek w mediach. To sposób myślenia obejmujący pewnie większość dziedzin życia. Odsunięcie bezpośredniego zagrożenia dla życia – odkarmienie chorego – to jedno. Psychoterapia, a potem zmiana sposobu myślenia, to drugie zadanie. Znacznie trudniejsze.
Napiszę, że jestem obecnie gdzieś między 20. a 30. rokiem życia. Życia, które już od dawna nie jest normalne i być może już nigdy nie będzie. Życia, którego większość spędziłam w większej lub mniejszej izolacji, którą narzuciłam sobie sama. Na wysiłkach mających zbliżyć mnie do spełnienia celów, które także narzuciłam sobie sama. Gdybym miała streścić te cele w kilku słowach, powiedziałabym: chodziło o to, by być najlepszą. W każdej dziedzinie. Zrobić jakąś Wielką Rzecz lub Wielkie Rzeczy, dostatecznie wspaniałe, by wymazać choć na chwilę palący wstyd, który towarzyszy mi niemal zawsze. Udowodnić innym, a przez to i samej sobie, że jestem warta życia i że zasługuję na coś, na cokolwiek. Na życie. Bo w pewnym momencie zapomniałam, kiedy ostatnio czułam się warta życia, nie wspominając o takich rzeczach, jak na przykład miłość. (…)”
cały list jest do przeczytania tutaj:
www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,66725,18130682,Anoreksja__Na_zycie_musze_zasluzyc.html