Portale internetowe: „Złość, smutek, rozczarowanie, odrzucenie. Jak pomóc dziecku uporać się z tymi emocjami?”

Poniżej fragment krótkiego artykułu – poradnika dotyczącego emocjonalności u dzieci. Tekst może w łatwy sposób podpowiedzieć, jak „obchodzić się” z wybuchami złości u najmłodszych i co one oznaczają:

Psychoterapia Gdańsk„Dzieci są spontaniczne. Ich reakcje na otaczający świat są szczere i odzwierciedlają to, co naprawdę czują. Wyrażają to mocniej, dosadniej i z dużo większą ekspresją niż dorośli. Swoich zachowań nie analizują, nie zastanawiają się nad tym, że może czegoś nie wypada. Obserwują i naśladują. Dopiero uczą się radzenia ze swoimi emocjami. Zanim to nastąpi upłynie dużo czasu, a my musimy im w tym pomóc.

Złość

Gdy coś nie układa się po myśli twojego dziecka, musisz mu odmówić, zabronić dla jego bezpieczeństwa, albo zabrać – wybuchy złości gwarantowane. Małe dzieci, które jeszcze nie potrafią się komunikować słownie, mogą nawet rzucać się na podłogę z płaczem. Co robić? Zachować spokój i być obok. Można też odciągnąć jego uwagę jakimś przedmiotem np. zabawką. U starszego dziecka, sprawa się komplikuje. Gdy ma gwałtowny wybuch złości, to najbardziej potrzebuje ciebie. Żeby go uspokoić okaż mu wsparcie, daj poczucie bezpieczeństwa. Pozostawiając go w odosobnieniu dajesz komunikat: Jestem przy tobie jak jesteś grzeczny i uśmiechnięty, a jak jesteś zły i rozgoryczony to zostań sam ze sobą.

Smutek

Powodem może być połamana kredka, pęknięty lizak lub bajka. U malutkiego dziecka-rozłąka z mamą, u przedszkolaka- kłopoty w relacjach z rówieśnikami. Co robić? Przede wszystkim nie bagatelizować. To nie ważne, że nic takiego się nie stało. To nasze zdanie. Dla naszego dziecka to koniec świata. Często oznacza to potok łez, silne przygnębienie. Jeśli nie potrafi czegoś zrobić- przytul, spytaj czy nie chce twojej pomocy. Możesz też powiedzieć, że tobie również nie wszystko od razu wychodzi, podaj jakiś przykład ze swojego życia, np. Jak uczyłaś się gotować. Pamiętaj, że dziecko na nas patrzy w pierwszej kolejności. Jeśli jesteś często smutna i stale się czymś zamartwiasz, nasz maluch może potraktować to jako normę.

Odrzucenie, rozczarowanie

Czy mnie lubią? To pytanie zadaje sobie niejeden przedszkolak. Dla wielu dzieci w tym wieku ważne jest, żeby być akceptowanym. Niestety często to rodzice podsuwają te wątpliwości. Nie pytajmy: Dlaczego dziś sam się bawiłeś? Ilu masz kolegów? Czy rozmawiasz ze wszystkimi dziećmi w grupie? Drążenie takimi pytaniami rodzi w dziecku wątpliwości czy jest lubiane. A jeśli przez jakąś część grupy faktycznie nie jest, zaczyna to traktować jako coś złego. Wtedy pojawić się może poczucie odrzucenia. A przecież doskonale wiesz, że niemożliwe jest 'lubienie się’ ze wszystkimi.(…)”


cały tekst dostępny jest na stronie internetowej:

www.mamadu.pl/125405,zlosc-smutek-rozczarowanie-odrzucenie-jak-pomoc-dziecku-uporac-sie-z-tymi-emocjami


 PSYCHOTERAPIA GDAŃSKPSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Dlaczego pozytywny obraz własnego ciała jest taki ważny?”

Poniżej artykuł dotyczący obrazu własnego ciała a zwłaszcza kształtowania się pozytywnego myślenia o sobie i swoim ciele u dzieci. Tekst ukazał się na portalu internetowym „Dzieci są ważne”:

Psychoterapeuta w Gdańsku„„Obraz własnego ciała” to umysłowa reprezentacja wyglądu, na którą składają się uczucia, myśli, oceny dotyczące postrzegania rozmiarów, funkcji i możliwości własnej cielesności. Wiąże się ona również z orientacją we własnym ciele i wiedzą na temat jego budowy czy fizjologii. Ta reprezentacja tworzy się już w pierwszych tygodniach życia dziecka. Niebagatelny wpływ na jej kształtowanie mają rodzice.

Dlaczego pozytywny obraz własnego ciała jest taki ważny?

Młodzi ludzie z pozytywnym obrazem własnego ciała czują się dobrze ze sobą i są bardziej pewni siebie. Nie liczą obsesyjnie kalorii, nie spoglądają z niepokojem na wagę. Negatywny wizerunek ciała mają zazwyczaj osoby niespokojne, izolujące się od otoczenia i te, które narażone są z jednej strony na większe ryzyko otyłości, z drugiej zaś – zaburzenia odżywiania.
Pozytywny obraz ciała najczęściej podlega modelowaniu i jest kształtowany w pierwszym miejscu przez samych rodziców, w dalszej perspektywie zaś – media i grupę rówieśniczą. O ile na dwa ostatnie punkty nie mamy dużego wpływu, o tyle w kwestii własnych przekonań o cielesności możemy zrobić całkiem sporo. Pierwszym krokiem jest zrozumieć, że coś takiego jak „obraz własnego ciała” w ogóle istnieje i że jest to zjawisko zupełnie niezależne od tego, jak faktycznie wyglądamy (możesz być otyły a więc nie pasować do promowanego społecznie wyglądu, a jednocześnie mieć pozytywny obraz ciała). Druga rzecz to przyjrzenie się temu, jakie kroki podejmujemy (świadomie bądź nie) ku temu, by nasze dzieci zdrowo i świadomie spoglądały na swoją cielesność.

Obraz ciała a rozwój dziecka

Pierwsze informacje o sobie dziecko czerpie z kontaktu z rodzicami. Kiedy otrzymuje od nich pozytywny przekaz i pełną akceptację, kiedy rodzice odpowiadają na jego potrzeby, u malucha kształtują się pozytywne uczucia, które stanowią podstawę prawidłowego wizerunku ciała. Niezwykle ważną rolę w tej kwestii odgrywa dotyk rodzica. Decydująca jest też odpowiednia stymulacja, polegająca na kołysaniu, masowaniu i głaskaniu ciała dziecka.
W następnym etapie, kiedy maluch zaczyna rozumieć mowę, istotne stają się komentarze dotyczące wyglądu dziecka, a także ich brak. Z jednej strony istnieją rodzice, którzy krytykują („zobacz jakim jesteś brudasem!”, „ładne dziewczynki nie wkładają rączek do buzi!”) , z drugiej – chwalą („jesteś najpiękniejsza na świecie”, „jesteś takim silnym, dużym chłopcem, do tego przystojniakiem!”), ale są też tacy, którzy ignorują ciało i wygląd dziecka, bądź nie zapewniają mu niezbędnego do rozwoju kontaktu fizycznego – nie przytulają, nie głaszczą, nie trzymają za rękę. Wszystkie te aspekty są równie ważne w kształtowaniu obrazu własnego ciała, który największą rolę zaczyna odgrywać w okresie dojrzewania. (…)”


cały artykuł można przeczytać tutaj:

www.dziecisawazne.pl/dlaczego-pozytywny-obraz-wlasnego-ciala-jest-taki-wazny


PSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKUPSYCHOLOG GDAŃSK

Wpisy na blogach: „Do tego wieku wyrobisz w dziecku dobre nawyki – potem jest to bardzo trudne!”

Na blogu parentingowym „Mamadu” pojawił się ciekawy tekst – poradnik dotyczący wychowywania dzieci oraz angażowania ich w obowiązki domowe.

Gabinet Psychoterapii w Gdańsku„Czy pamiętacie, kiedy nauczyliście się wycierać buty przed wejściem do domu? Od kiedy wiecie, że rano i wieczorem należy myć zęby albo że po posiłku trzeba posprzątać na stole? Prawdopodobnie nie pamiętacie, bo rodzice uczyli was tego już od wczesnego dzieciństwa. Badania pokazują, że dobre nawyki i zwyczaje dotyczące obowiązków i prac domowych najłatwiej jest wyrobić u dzieci przed ukończeniem dziewiątego roku życia. Potem może okazać się to o wiele trudniejsze i mniej efektywne.

Czym skorupka za młodu nasiąknie…

Jeśli wprowadzisz swoje dziecko w obowiązki domowe i powierzysz mu zadania już od wczesnego dzieciństwa, to prawdopodobieństwo, że dobre nawyki zostaną zakorzenione w nim na stałe, jest bardzo wysokie. Badania pokazują, że wprowadzone i utrzymywane do dziewiątego roku życia zwyczaje są łatwiejsze do kontynuowania w późniejszych latach. Nie ma co liczyć na to, że dziecko samo kiedyś się nauczy, kiedyś będzie robiło, weźmie się pracy później – bez wymagań ze strony rodziców i ich działania w tym zakresie będzie to o wiele trudniejsze.

Badacze z Brown University przebadali blisko 50 tysięcy rodzin, by zobaczyć, dlaczego niektórzy rodzice wymagają od swoich dzieci, nakładają na nich obowiązki i odpowiedzialność, a inni są mniej zasadniczy i wstrzymują się od takich działań. Najczęściej podawanym powodem braku wymagań była obawa przed niepoprawnym wykonaniem zadania przez dziecko oraz opinia rodziców o tym, że coś niewarte jest wysiłku.

Niepowodzenie? Nauka!

Choć obserwowanie zmagań malucha z jakimś zadaniem może być dla rodziców trudne, a przypominanie o obowiązkach i upominanie dziecka niekomfortowe, to warto stawiać przed dziećmi wymagania i powierzać im zadania. Nie można też niepowodzeń i błędów traktować jako porażkę dziecka – to dla niego cenna nauka. Rodzic, który tłumaczy brak wymagań zdaniem „nie chce patrzeć, jak coś mu się nie udaje” może równie dobrze powiedzieć „nie chcę patrzeć, jak moje dziecko się uczy”. (…)”


cały tekst jest dostępny na blogu:

www.agaidzieciaki.mamadu.pl/124497,do-tego-wieku-wyrobisz-w-dziecku-dobre-nawyki-potem-jest-to-bardzo-trudne


PSYCHOTERAPIA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

„Dziecko jest jak walizka – znajdziesz w niej tylko to, co wcześniej tam włożyłeś.”

Na stronie internetowej tygodnika „Wysokie Obcasy” pojawił się ciekawy tekst dotyczący dojrzewania młodzieży i wychowywania dzieci „od kołyski”. Warto przeczytać!

Gabinet Psychoterapii w Gdańsku„W procesie wychowania dziecka rodzice napotykają różne kryzysy rozwojowe. Pierwszy określany mianem buntu dwulatka jest trudny, bo niespodziewany. Rodzice bardzo często mają poczucie, że ktoś podmienił ich słodkiego bobaska na dziecko wrzeszczące, kłócące się i mówiące wciąż „nie”. Ostatnim kryzysem związanym z dzieciństwem jest z kolei okres dojrzewania. Te dwa okresy mają wspólny mianownik: oba powinny zakończyć się uzyskaniem przez dziecko autonomii. Jednak autonomii w dwóch odmiennych zakresach.

Erik Erikson określił okres dorastania jako kryzys tożsamości, którego nastolatek doświadcza na swojej drodze ku dorosłości. U młodego człowieka rodzi się pragnienie decydowania o sobie i podkreślenia swojej indywidualności, a także potrzeba niezależności.

Nastolatek w tym okresie manifestuje swoją oryginalność i indywidualność poprzez specyficzny, wyróżniający się ubiór, tatuaż czy nagłe przejście na dietę.

Negacja zasad narzucanych przez otoczenie jest w tym okresie naturalna i prawidłowa. Jej celem jest ukształtowanie własnej, spójnej tożsamości. Tego typu zachowania są oczywiście niezwykle trudne dla rodziców.

Powody problemów komunikacyjnych w tym okresie są najczęściej dwa. Pierwszy to fakt, że relacja rodzic – dziecko nigdy nie była dobra, a w czasie dojrzewania wszystkie błędy i niedociągnięcia się pogłębiają. Okres dojrzewania to nasze pierwsze „rozpakowywanie” przysłowiowej walizki.

Pracę nad jakością relacji z nastolatkiem zaczynamy w dniu narodzin naszego dziecka. Jeśli nie udało nam się stworzyć więzi opartej na szacunku, zaufaniu i dobrej komunikacji we wczesnym dzieciństwie, to nie uda nam się tego naprawić w okresie dorastania. Wtedy możemy już tylko minimalizować szkody. A jeśli nasze dziecko nam ufa, to dojrzewając, będzie chciało z nami rozmawiać.

Drugim wspomnianym powodem jest brak zrozumienia sytuacji, w jakiej znalazło się nasze dorastające dziecko. Jak Ty, Drogi Rodzicu, wspominasz ten okres w swoim życiu? Czy chciałbyś do niego wrócić? Na tak postawione pytanie opiekunowie zazwyczaj odpowiadają „nie”. (…)”


cały artykuł jest dostępny tutaj:

www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,19473617,dziecko-jest-jak-walizka-znajdziesz-w-niej-tylko-to-co-wczesniej.html


GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPEUTA GDAŃSK

Wywiady: ”Mamo, chciałbym cię zabić”.

Intrygująca rozmowa o agresji, wychowywaniu dzieci w dzisiejszych czasach, parentyfikacji i rodzicach „pozwalających swoim dzieciom na wszystko”:

Gabinet Psychoterapii w Gdańsku„Dlaczego dzieci zaczynają okazywać agresję względem rodziców? Jak kształtują się relacje we współczesnej rodzinie? Kiedy rodzice powinni poprosić o pomoc specjalistę? Rozmawiamy o tym z psychologiem Hubertem Czemierowskim:

Lukas i Elias to dziewięcioletni bliźniacy. Śliczni jak aniołki. Wspólnie z mamą, młodą kobietą po niedawno przebytej operacji plastycznej, spędzają lato w domu na wsi. Biegają po lesie, pływają w jeziorze, trochę się nudzą i zaczynają buntować się przeciw zasadom narzuconym w domu. Mama staje się poirytowana. Synowie stają się agresywni. A agresja ma tendencje do eskalacji.

Chłopcy fantazjują o wrzucaniu jej robaków do łóżka, a później ją do niego przywiązują. Zalepiają jej usta klejem, a potem rozcinają je nożyczkami do paznokci. Twarz matki wykrzywia grymas bólu. Na białą pościel ścieka krew, ale jej krzyków na odludziu nikt nie usłyszy.

Ten horror rozgrywa się w filmie „Widzę, widzę”. Severin Fiala i Veronika Franz przełamują w nim silne tabu: agresji, którą dzieci mogą wykazywać wobec własnych rodziców. I przemocy, którą może się to skończyć. Mocny obraz potraktowaliśmy jako punkt wyjścia do rozmowy o tym, co się dzieje, kiedy to dzieci próbują przejąć władzę nad dorosłymi.

Anna Bielak: „Spędziliśmy na tym planie najlepsze lato w życiu” – powiedzieli Lukas i Elias Schwarzowie. W filmie „Widzę, widzę” chłopcy zagrali braci, którzy torturują mamę. Przemoc bez konsekwencji jest źródłem przyjemności?

Hubert Czemierowski: Przemoc jest ekscytująca. Nie sądzę jednak, że ekscytuje zadawanie bólu. W grę wchodzi raczej posiadanie władzy nad drugą osobą. To ona jest podniecająca. Znajoma opowiadała mi, jak będąc jedenastoletnią dziewczynką, uczennicą z wzorowym zachowaniem i czerwonym paskiem na świadectwie, odkryła, jaką przyjemność sprawia dzierżenie władzy nad kimś od niej słabszym. Razem z przyjaciółką pojechały na obóz i okazało się, że dzielą pokój z koleżanką, która panicznie boi się opowieści o duchach. Wystarczyło kilka słów i koleżanka nie spała całą noc, trzęsąc się ze strachu i płacząc. Wspominała, że delektowały się poczuciem posiadania tak wielkiego wpływu na kogoś innego. W dobrych domach, w których się wychowały, nigdy się z czymś takim nie spotkały.

Jak kształtują się relacje władzy we współczesnych rodzinach?

– Układy są dziś bardziej partnerskie, niż były kiedykolwiek wcześniej. Pokolenia urodzone na przełomie lat 70. i 80. z uporem do tego dążyły. Ludzie, którzy dziś są po trzydziestce, byli jeszcze wychowywani w tradycyjny sposób – w rodzinach, w których władzę dzierżyli starsi. Wielu z nich nie chce powielać tego modelu. To zresztą naturalne, że każde kolejne pokolenie chce działać w kontrze do poprzedniego. Rodzice, którzy nie cieszyli się pełnią wolności jako młodzi ludzie, właśnie ją najbardziej chcą podarować swoim dzieciom. Ci, którzy żyli w szarej rzeczywistości, wydają pieniądze na zabawki, podróże i ciuchy. Tacy, którym w młodości powtarzano, że dzieci i ryby głosu nie mają, chcą rozmawiać z dziećmi i pozwolić im na podejmowanie decyzji. I generalnie nie ma w tym nic złego.

Ale każdy kij ma dwa końce.

– Bo czasem granica między dorosłym a dzieckiem za bardzo się zaciera. Współcześni rodzice często nie chcą wejść w rolę „dorosłych”. Szukają w dzieciach partnerów do wspólnej zabawy. Czasem, kiedy widzę na ulicy matkę i nastoletnią córkę, trudno mi powiedzieć, która jest która. Jedna się odmładza, druga się postarza. Pamiętam też jeden z pikników rodzinnych, w których uczestniczyłem. Przyszedł na niego ojciec z synem. Byli identyczni. Ubrani w takie same szorty i koszulki polo. Mieli takie same fryzury. Trzydziestoletni facet wyglądał i zachowywał się jak ośmiolatek – jakby był kumplem swojego syna. Zresztą ubrania dla dzieci kiedyś były zupełnie inne. Dziś są tylko zminiaturyzowanymi wersjami ubrań dla dorosłych. Za tą zmianą idą kolejne. (…)”


cały wywiad można przeczytać tutaj:

www.weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,19607174,mamo-chcialbym-cie-zabic-czy-agresja-dzieci-wobec-rodzicow.html


PSYCHOTERAPEUTA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Niska samoocena – nie podcinaj skrzydeł!”

Na portalu internetowym „Stress Free” ukazał się krótki artykuł – przewodnik dotyczący wychowywania dzieci i przekazu, jaki od swoich rodziców dostają najmłodsi:

Psychoterapia Psychodynamiczna Gdańsk„Znowu rozlałeś – niezdara! Co z Ciebie wyrośnie. Jesteś brudna jak świnia, że też inne dzieci potrafią być czyste. Daj to – nie potrafisz. Niczego nie umiesz zrobić dobrze. Tyle razy ci powtarzałem, jak można być tak głupim”. Komunikaty wysyłane do dziecka (często w sytuacjach stresowych) – sprawiają, że niska samoocena może stać się dużym problemem w jego dorosłym życiu. Nie podcinaj skrzydeł!

Wielu rodziców nie zdaje sobie nawet sprawy – jak duże znaczenie ma to, w jaki sposób formułują i przekazują komunikaty skierowane do dziecka i jak to będzie rzutować na jego przyszłość.

Kiedyś już chyba nawet pisałam o sytuacji, gdy na własne uszy miałam okazję się przekonać, jak bardzo dziecko uczy się „sposobu mówienia” od rodziców i go później naśladuje. Dziwiłam się, czemu dziecko mówi tak głośno, jakby krzyczało do kogoś w drugim pokoju…mimo że stało kilka kroków od swojego rozmówcy. Gdy posłuchałam jego rodzica – zrozumiałam. W ich domu praktykowało się komunikację krzykiem, która przez kogoś „obcego” mogła być odbierana jako mówienie z agresją. Jeśli w dorosłym życiu człowiek ten będzie „mówił krzykiem”, może być źle/opacznie odbierany/rozumiany przez otoczenie. I zupełnie nie rozumieć, dlaczego tak się dzieje…

Niska samoocena niczym kula u nogi

W przypadku zdań oceniających – przypinających do dziecka negatywne „łatki” problem polega na tym, że dziecko się nimi karmi; na tym buduje swoje poczucie wartości, ocenę samego siebie… Jeśli dzień po dniu, latami słyszy co jakiś czas – „Ty nic nie potrafisz.”, „To zbyt trudne dla Ciebie, zostaw” – zakodowuje to sobie i zabiera ze sobą w dorosłość. Nawet jeśli z pozoru, jako dorosły człowiek będzie sprawiał wrażenie pewnego siebie –  komunikat z dzieciństwa może go bombardować w sytuacjach stresujących, kryzysowych, hamować jego rozwój. Może również się tak stać, że dziecko założy, że skoro rodzic/bliskie mu osoby mają o nim takie, a nie inne zdanie, to rzeczywiście nie ma po co próbować dążyć do czegoś w życiu. Przecież i tak wiadomo, że „ja zawsze zawalam”, „nigdy nic nie zrobię dobrze”… W takiej sytuacji niska samoocena (poczucie wartości zagłodzone w dzieciństwie) będzie niczym ciągnąca się za człowiekiem ciężka kula u nogi. (…)”


całość jest dostępna tutaj:

www.stressfree.pl/niska-samoocena-nie-podcinaj-skrzydel


PSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSKPSYCHOLOG W GDAŃSKU

Prasa: „Dzieci bez więzi.”

Na stronie internetowej miesięcznika „Zwierciadło” pojawił się artykuł pt.: „Dzieci bez więzi” autorstwa Sylwii Królak:

Psychoterapia Psychodynamiczna Gdańsk„Dzieci, które we wczesnym dzieciństwie były zaniedbywane i źle traktowane nie rozwijają się tak, jak dzieci z kochających rodzin. Przed rodzicami adopcyjnymi stoi trudne zadanie, jak pomóc takiemu dziecku w osiągnięciu równowagi.

Na skutek traumatycznych przeżyć, jeszcze przed piątym rokiem życia u dzieci zaniedbywanych albo osieroconych pojawiają się głębokie zaburzenia emocjonalne, co z zewnątrz objawia się słabymi umiejętnościami społecznymi, unikaniem kontaktu wzrokowego, nadmiernym smutkiem, spokojem lub agresją. Może dojść także do samookaleczeń i zahamowania wzrostu. Im wcześniej się takim dzieciom pomoże i o nie zadba, tym lepiej.

Jak powstaje więź

Proces przywiązania i budowania więzi kształtuje się przez pierwsze trzy lata życia dziecka. Niemowlę wyraża swoje potrzeby poprzez płacz i krzyk, a kiedy opiekun je zaspokaja – przez nakarmienie, zmianę pieluchy, czy przytulenie – dziecko nabiera do niego zaufania. Powtarzanie tego cyklu jest ważnym procesem w kształtowaniu relacji dziecka z otoczeniem. Tworzy się przywiązanie, a co za tym idzie – umiejętności społeczne. Jeśli jednak ten cykl zostaje przerwany poprzez odrzucenie dziecka, brak opieki, obojętność, czy przemoc – przy czym znaczenie ma tu również okres prenatalny i tzw. odrzucenie pierwotne, czyli w łonie matki – powstają zaburzenia więzi, zwane reaktywnym zaburzeniem przywiązania (ang. reactive attachment dis order – w skrócie RAD).

Zdaniem psychologa dziecięcego, Agaty Łukaszewicz, współzałożycielki Pracowni Terapeutycznej Dla Dużych i Małych w Otwocku, głębokość tych zaburzeń zależy od tego, czy do 3 roku życia dziecko miało szansę wytworzyć więź w domu rodzinnym. Jeśli jednak była to więź patologiczna powiązana z zaniedbaniem wychowawczym, wówczas dziecko będzie miało dysfunkcyjne wzorce więzi, które przeniesie do rodziny adopcyjnej. Tymczasem adopcja dziecka przed 9 miesiącem życia daje szansę, że ta więź utworzy się prawidłowo – mówi psycholog.

Skutki braku więzi u niemowląt

Dzieci, które doświadczyły przemocy, zachowują się tak, jakby zagrożenie było cały czas realne, mimo że zmieniają swoje środowisko i w nowym domu adopcyjnym panują dobre relacje.

U niemowląt występują objawy tzw. depresji analitycznej, która objawia się unikaniem kontaktu wzrokowego, odmawianiem pożywienia, dziecko wykazuje cechy autystyczne. Małe dzieci z zaburzeniami więzi nie chcą być dotykane. Rodzice adopcyjni muszą być więc bardzo cierpliwi i wytrwale z dzieckiem pracować, aby zaufało nowym opiekunom. W przypadku pewnej rodziny, adoptującej 3 – miesięczną dziewczynkę, kontakt wzrokowy z dzieckiem udało się nawiązać dopiero po kolejnych trzech miesiącach – mówi Agata Łukaszewicz. U starszych dzieci złe warunki rozwoju skutkują niższym wzrostem i wagą, jednak po adopcji potrafią nawet w ciągu 3 miesięcy urosnąć o kilka cm i przybrać na wadze – dodaje. (…)”


cały artykuł jest dostępny tutaj:

www.zwierciadlo.pl/psychologia/relacje-spoleczne/dzieci-bez-wiezi


TERAPEUTA W GDAŃSKUPSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSK

Wywiady: „Wzór miłości przenoszony z pokolenia na pokolenie.”

Na portalu internetowym „Kobieta.pl” pojawił się wywiad z psychoterapeutą, Beatą Kosior. Rozmowa jest o stylach przywiązania oraz schematach funkcjonowania w relacjach z najbliższymi:

Psychoterapia Psychodynamiczna Gdańsk„Zgodnie ze stworzoną przez psychologów teorią więzi już we wczesnym dzieciństwie kształtuje się nie tylko nasz charakter, ale także wzór relacji partnerskich. Z badań wynika, że aż 7 na 10 osób powiela w dorosłym życiu schemat związku wyuczonego od kołyski. Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na taki związek, jakiego „uczyliśmy się” od dziecka, np. poprzez obserwowanie rodziców i związku, który oni zbudowali?

Beata Kosior: To pewne uproszczenie, chociaż rzeczywiście w tej teorii jest wiele prawdy. Psycholog nigdy nie powie, że ktoś jest ostatecznie skazany na konkretny los, ale – jak w tym wypadku – możemy mówić o prawdopodobieństwie. I to dużym. Z jednej strony na nasze życie oddziałuje skomplikowany schemat, z drugiej ten schemat jest… prosty. Można by to porównać do piosenek – najbardziej lubimy te, które już kiedyś słyszeliśmy. Niezależnie od tego, czy wzorce wyniesione z domu są dobre, zdrowe, czy nam się podobają, podświadomie je przejmujemy, ponieważ rytm „wpadł” nam w ucho i cały czas go nucimy.

Właśnie dlatego – budując związek – powtarzamy to, co jest nam znane z domu rodzinnego?

Beata Kosior: Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak w budowaniu późniejszych związków ważne są pierwsze miesiące, lata naszego życia, zwłaszcza istotna jest więź dziecka z matką. Od tego wszystko się zaczyna. Jeżeli nie mamy do czynienia z patologią albo z tzw. depresją poporodową – o nich teraz nie rozmawiamy — zazwyczaj te relacje na początku układają się prawidłowo. Matka od samego początku wyczulona jest na każdy sygnał dziecka – tu na naszą korzyść działa chociażby natura, biologia, instynkt. Potem sprawa może się komplikować. Źle dzieje się, kiedy dziecko, które już co nieco rozumie, a z pewnością rejestruje emocje, ma rodziców nadmiernie skupiających się na sobie samych albo na partnerze, zapominających o emocjonalnych potrzebach dziecka. I niezależnie od tego, czy to skupienie polega na kłótniach, nieporozumieniach, czy na miłości i zrozumieniu. W psychologii istnieje pojęcie „styl przywiązania” – to właśnie on warunkuje rodzaj relacji, jaką w dorosłym życiu będziemy budowali z naszym partnerem. Jeśli dziecko wychowuje się w domu, gdzie rodzice się wciąż kłócą, wykształca się w nim tzw. lękowo- ambiwalentny styl przywiązania. Dziecko nie zwraca się z niczym do rodziców i wycofuje się, próbuje radzić sobie samo, ponieważ podświadomie czuje, że nie może liczyć na pomoc zajętych sobą – w jakikolwiek sposób – rodziców. Ta najważniejsza więź, na której podstawie zbuduje w dorosłości związek, jest zaburzona.

I to sprawia, że w przyszłości poszukujemy partnera, z którym będziemy mogli tworzyć związek na takich samych zasadach, na jakich budowali więź z nami rodzice?

Beata Kosior: Nikt z nas na samym początku nie wie przecież, co znaczy bezpieczeństwo, jak wyglądają bezpieczny świat, bezpieczna relacja. Kiedy mamy do czynienia z nieprzewidywalnymi rodzicami, nie mamy szans nauczyć się normalnej, ufnej więzi. Będziemy się szamotać, będziemy czuli się odrzuceni. Takich emocji nauczymy się już na całe życie. Z takim bagażem pójdziemy w świat. (…)”


cała rozmowa jest do przeczytania na stronie internetowej:

www.kobieta.pl/uczucia-i-seks/seks-i-zwiazki/zobacz/artykul/wzor-milosci-przenoszony-z-pokolenia-na-pokolenie


PSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSKTERAPIA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „O wielkim znaczeniu czasu wolnego.”

Piękny tekst o ogromnej wadze, którą mają (niestety) niedoceniane w dzisiejszych czasach nuda, czas wolny i „nicnierobienie”. Polecam!

Psychoterapia Psychodynamiczna Gdańsk„Chcemy, by nasze dzieci dobrze się rozwijały, żeby nie umknął nam żaden okruch ich pięknego potencjału, by z sukcesem szły naprzód, pięły się coraz wyżej. Dbając o rozwój dzieci, staramy się zapewnić im do tego odpowiednie warunki i okazje. Wybieramy jak najlepszą szkołę, a na „po szkole” jak najbardziej inspirujące i rozwijające zajęcia dodatkowe. Dbamy o zajęcia sportowe, żeby dziecko rozwijało się fizycznie, o komputerowe czy robotyczne, bo informatyka to przyszłość, do tego plastyka, muzyka, może lepienie w glinie, dla rozwoju motoryki małej i mózgu. I jeszcze coś, co dziecko akurat interesuje – klub gier planszowych, czy może zajęcia młodych mistrzów eksperymentowania. W grafiku zajęć naszych dzieci jest, a przynajmniej powinna znaleźć się jeszcze jedna bardzo ważna pozycja: czas wolny.

Co to znaczy czas wolny?

Czas wolny to czas, z którym dziecko może zrobić co chce i którego nikt – nawet rodzice – nie wypełnia zewnętrzną, choćby najbardziej fascynującą treścią, to czas pozbawiony ustrukturyzowanej organizacji, tematyki i pożytecznego celu. W czasie wolnym puszczamy bańki mydlane nie dlatego, że to dobre ćwiczenie logopedyczne, lecz dlatego, że to jest fajne, jeździmy na rowerze, żeby poczuć wiatr we włosach, a nie ćwiczyć ścięgna Achillesa, huśtamy się na huśtawce dla przyjemności i zabawy, a nie z myślą o stymulowaniu rozwoju struktur mózgowych. Kiedy dziecko wypełnia swoje obowiązki lub uczestniczy w zorganizowanych zajęciach, gdzie realizujemy swoje pasje, jego czas zarządzany jest z zewnątrz. To znaczy jest ktoś, kto mówi, co dziecko ma robić, wyznacza zadania, stawia cele, wprowadza algorytmy zachowania. To prowokuje i stymuluje do rozwoju, kształtuje cenne umiejętności i cechy, rozbudza zainteresowania. Dla rozwoju dziecka czas wolny jest jednak równie istotny, jak zajęcia plastyczne, szachy, czy basen. Choć wydaje się czasem bez celu i pożytku, w rzeczywistości kształtuje i rozwija pewne umiejętności, cechy, zachowania i pełni bardzo istotną funkcję w życiu dziecka.

Odpoczynek

To oczywiste – wolny czas służy do odpoczynku. Czy dzieci go potrzebują, skoro i tak całymi dniami bawią się lub uczą? Otóż zabawa i nauka to praca dzieci. Tak jak dorosłe zawodowe obowiązki, tak te dziecięce aktywności wymagają wysiłku intelektualnego, fizycznego, emocjonalnego. Dzieci podejmując ten wysiłek uczą się i rozwijają, co jest ich głównym zadaniem w tym wieku. Po pracy jednak, nawet po takiej dziecięcej, każdy potrzebuje wytchnienia, odzipu od presji i wytężonej uwagi. Zwolnienia tempa i uwolnienia się od powinności, zobowiązań i spełniania oczekiwań. Porobienia czegoś wyłącznie dla przyjemności, ale też możliwości nicnierobienia. Dzieci potrzebują tego nie mniej niż dorośli. (…)”


cały artykuł jest dostępny tutaj:

www.juniorowo.pl/o-wielkim-znaczeniu-czasu-wolnego


TERAPIA W GDAŃSKUPSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSK

Prasa: „Uwiązani.”

Na stronie internetowej tygodnika „Polityka” można przeczytać artykuł o symbiotycznej relacji z rodzicami, autonomii, dojrzałości psychicznej, odseparowywaniu się. Autorka, Joanna Drosio-Czaplińska w ciekawy sposób łączy przykłady z życia wzięte z teoriami psychologicznymi a także wypowiedziami współczesnych psychoterapeutów:

Psychoterapia Psychodynamiczna w Gdańsku„Mądrze przecięta pępowina to podstawa do tego, by w przyszłości mieć poczucie sensu i celu. Łatwiej go znaleźć, gdy rodzic dał przyzwolenie na bycie sobą, pozwolił się zbuntować. Nie uzależnił, nie uwiązał. Bo dzieci nie należą do rodziców. Nie żyją po to, by ich zadowalać. Nie są im nic dłużne.

Rodzice dzielą się na tych, którzy wychowują dzieci dla świata, i tych, którzy zachowują je dla siebie. Ci drudzy, choć nieświadomie, mają swoje wyrafinowane metody wikłania. Jak państwo L., którzy, nadal mieszkają z dziećmi Ewą i Markiem. Żadne z nich, choć przekroczyli już czterdziestkę (oboje po studiach i na etatach), nie miało jeszcze stałego związku. Nie licząc tego pierwszego i jak dotychczas jedynego – z rodzicami. „Gdyby była taka potrzeba, to pokupowałoby się dzieciom mieszkania” – tłumaczy sąsiadom tata. Mama wie, dlaczego dzieci nie założyły jeszcze swoich rodzin: „Córka nie miała szczęścia do mężczyzn, a Marek, to, niestety… pierdoła”. Ostatni absztyfikant Ewy był wdowcem z trójką dzieci, dlatego rodzice odradzili córce związek. Dziewczyna, która spotykała się z Markiem jeszcze rok temu, „za bardzo się rządziła”. Państwo L. znajdują wiele argumentów, by zachować dzieci przy sobie. Siedemdziesięcioletni emeryci, okopani w swoich rodzicielskich rolach, stworzyli hermetyczny system.

Czasami więzi stają się wiązaniem. Bolesną niemożliwością, chorą lojalnością, błędnym kołem. Dr Jolanta Berezowska, psychiatra, terapeutka rodzin, superwizor Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, ma wielu klientów, którzy nie potrafią odseparować się od rodziców. Mimo dojrzałego wieku, a nawet posiadania własnej rodziny nie wiedzą, kim są. Wszystko wydaje im się przypadkowe, począwszy od wyboru partnera, na pracy skończywszy. Nie potrafią stworzyć związku, bo każdy, prędzej czy później, przynosi rozczarowanie. Boją się odpowiedzialności lub są nadmiernie kontrolujący. Uzależnieni na różne sposoby od swoich rodziców nie potrafią o siebie zawalczyć, wyrwać się w świat, choć są na nim od 20, 30, a nawet 40 lat. Nie znają swoich potrzeb. Nie radzą sobie z życiem, choć pozornie wygląda to zupełnie inaczej. Dlaczego „odpępnienie” dla wielu ludzi jest takie trudne? Dr Berezowska wyjaśnia: – Dziecko zaczyna odchodzić od pierwszego spaceru na własnych nogach. Mądrzy rodzice powinni dawać wsparcie mówiąc: „poradzisz sobie”, zamiast „nie dasz rady beze mnie”. Wychowywanie to trenowanie rozłąki, która z czasem staje się coraz dłuższa.

Krok pierwszy: miłość

W dzieciństwie, gdy niewiele jeszcze zależy od nas, uczymy się wszystkiego, co najważniejsze. Człowiek rodzi się zaprogramowany na miłość. Przywiązać się i być kochanym – to nasze pierwsze zadanie rozwojowe. Jeśli matka przytula, dotyka, mówi, patrzy – mały człowiek nabiera przekonania, że świat jest bezpieczny tak jak bliskość. Psychologowie nazywają to nadzieją podstawową lub bazową ufnością.

To pierwszy moment na osi życia, które według psychologa Erika Eriksona zakończyć się powinno wewnętrzną integracją: pozbawioną bilansów akceptacją siebie i swoich wyborów. Kompetencje emocjonalne Erikson zamknął w hasłach: bazowa ufność, autonomia, inicjatywa, produktywność, tożsamość, intymność, generatywność, integralność (patrz także s. 6). To nazwy etapów, które uczą nas sztuki życia. Nic z tego, jeśli nie towarzyszy nam w tym mądry rodzic.

Bez nadziei podstawowej i wszystkich po kolei zdobytych „sprawności” nie ma nagrody – wspomnianej integralności.

Amerykański psycholog Richard D. Logan na podstawie teorii Eriksona pogrupował te poziomy rozwojowe. Według niego, jeśli nie dostaliśmy bazowej ufności, a potem nie zdobyliśmy autonomii, mamy marne szanse na udaną partnerską relację, na intymność. Bez niej według innego amerykańskiego psychologa Roberta Sternberga, autora trójczynnikowej teorii miłości, nie ma dobrego związku. (…)”


cały tekst jest do przeczytania tutaj:

www.polityka.pl/jamyoni/1524795,1,uwiazani.read


TERAPIA GDAŃSKPSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA W GDAŃSKU