Wywiady: „Choroby psychiczne. Wszyscy jesteśmy nienormalni.”

Na łamach magazynu Gazety Wyborczej „Nauka dla Każdego” ukazał się wywiad z psychiatrą, dr Adamem Wichniakiem. Rozmowę prowadzi Margit Kossobudzka:

Psychoterapia Psychodynamiczna Gdańsk„Margit Kossobudzka: Podobno każdy z nas jest w jakiś sposób nienormalny. To prawda?

Dr Adam Wichniak*: Psychiatrzy nie posługują się takimi określeniami jak „normalność” albo „nienormalny”. Nawet w rozmowach prywatnych unikamy takich określeń. Możemy mówić, że ktoś jest chory psychicznie albo zdrowy psychicznie. Tylko do takiej oceny jesteśmy uprawnieni.

Jak zatem się ustala, co jest normą, a co już nią nie jest? Czy to, co było nią sto lat temu, jest i dziś?

– To wbrew pozorom dość proste. Jeżeli ktoś by mnie zapytał, co to jest choroba psychiczna, to definicja jest następująca: choroba psychiczna lub zaburzenie psychiczne są to schorzenia, które jestem w stanie rozpoznać na podstawie aktualnego stanu wiedzy w psychiatrii. A ten aktualny stan wiedzy oddaje klasyfikacja chorób i zaburzeń psychicznych. Jeżeli ktoś te kryteria spełnia, to jesteśmy uprawnieni do tego, żeby taką chorobę czy zaburzenie rozpoznać.

A co to w takim razie jest zdrowie psychiczne?

– Tu zadanie jest dużo trudniejsze. Mógłbym powiedzieć, że zdrowie psychiczne jest wtedy, kiedy nie stwierdzam chorób i zaburzeń psychicznych. I tak najczęściej psychiatrzy piszą w swoich orzeczeniach. Kiedy ktoś chce uzyskać np. pozwolenie na broń, to wpisuję, że stwierdzam zaburzenia i choroby psychiczne albo że ich nie stwierdzam.

Ale sam brak chorób i zaburzeń psychicznych to moim zdaniem zbyt mało, żeby powiedzieć, iż ktoś jest w pełni zdrowy psychicznie.

Pełnia zdrowia psychicznego to nie tylko brak choroby, ale też dobre funkcjonowanie w życiu, dobre relacje społeczne, zawodowe, samorealizacja.

Kto określa normy?

– Są na świecie dwie najważniejsze klasyfikacje. Jedna to jest ICD-10, czyli Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych. Tam w rozdziale F mamy wymienione wszystkie choroby i zaburzenia psychiczne. Druga to podręcznik diagnostyczny i statystyczny DSM-5, czyli piąta już wersja tego podręcznika tworzona i wydawana przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne.

A czy psychiatria jest w ogóle dyscypliną naukową?

– Owszem, jest, bo w swojej pracy posługujemy się wiedzą, a ta wiedza jest zebrana między innymi w tych dwóch klasyfikacjach. I na tej podstawie rozpoznajemy (lub nie) choroby i zaburzenia psychiczne.

Czy w postawieniu diagnozy nie jest ważne, na ile dany objaw przeszkadza człowiekowi w życiu?

– Jak najbardziej. W amerykańskim podręczniku jest to jedno z najważniejszych kryteriów rozpoznawania choroby. Przede wszystkim są tam wymienione objawy. Jest ich z reguły cała grupa, która układa się w charakterystyczne zespoły.

Następnie – te objawy muszą trwać odpowiednio długo. Dla depresji to są przynajmniej dwa tygodnie.

W dalszej kolejności – bardzo ważna rzecz – stan chorego nie może być powodowany chorobami mózgu w sensie neurologicznym, czyli uszkodzeniem mózgu ani żadną chorobą somatyczną. Nie może być też spowodowany wpływem substancji psychoaktywnych.

Następne ważne kryterium, które szczególnie podkreślają Amerykanie, to istotny wpływ objawów na samopoczucie i funkcjonowanie danej osoby. Dopiero kiedy te wszystkie warunki są spełnione, psychiatra może rozpoznać chorobę lub zaburzenie psychiczne. (…)”


cały wywiad jest dostępny tutaj:

www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,147124,19515483,choroby-psychiczne-wszyscy-jestesmy-nienormalni.html


PSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSKTERAPIA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Osoby ze schizofrenią swój głos w głowie uznają za obcy.”

Gabinet Psychoterapii GdańskNa portalu internetowym „Nauka w Polsce” ukazał się ciekawy tekst dotyczący schizofrenii. Warto przeczytać!

„Każdy słyszy w głowie swój wewnętrzny głos. Jednak osoby z omamami słuchowymi w schizofrenii uznają go za głos kogoś obcego. O psychologicznych uwarunkowaniach halucynacji opowiada w rozmowie z PAP dr Łukasz Gawęda.

„Na schizofrenię cierpi 1 proc. społeczeństwa. Ponad trzy czwarte z tych osób doświadcza w pewnym okresie choroby halucynacji słuchowych czy wzrokowych” – mówi w rozmowie z PAP psycholog dr Łukasz Gawęda z II Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu SWPS. W swoich badaniach naukowiec skupia się zwłaszcza na halucynacjach słuchowych. „Są chorzy, które słyszą piski, trzaski, szumy. Najczęściej jednak tym, co się słyszy w omamach, są głosy” – opowiada w rozmowie z PAP naukowiec.

Zaznacza, że ma to związek z funkcjonowaniem mózgu. Każdy człowiek w głowie odbiera swój wewnętrzny głos. Dzięki niemu możemy np. mówić sobie, co powinniśmy zaraz zrobić, komentujemy to, co się dzieje i przypominamy, co się zdarzyło. „To jest nasz dialog z samym sobą” – zaznacza dr Gawęda. Przyznaje jednak, że osoby ze schizofrenią uważają, że ich wewnętrzny głos nie pochodzi z nich samych.

„Kiedy nasz umysł funkcjonuje sprawnie, nie zastanawiamy się nad tym, czy myśli w głowie są nasze czy nie nasze. Oczywiste jest dla nas, że to my jesteśmy ich autorami. Ale niektóre stany uczą nas, że to nie jest takie oczywiste. Mózg wykonuje cały czas złożoną operację – musi różnicować w jakiś sposób, czy to, co odbiera, to wyobrażenie czy rzeczywistość. A pacjenci w schizofrenii mylą produkowane przez siebie czynności i słowa z tymi, które pochodzą z zewnątrz. Inaczej mówiąc, znacznie częściej mają trudności w rozpoznaniu wyobrażeń, jako wyobrażeń. Mają wrażenie, że to, co wyobrażane dzieje się rzeczywiście” – zaznacza w rozmowie z PAP psycholog.

Przyznaje, że czasem każdy mówi sobie w głowie rzeczy, które nie są przyjemne, np. „Wziąłbym go i rozszarpał!”. Osoby ze schizofrenią czasem tak bardzo nie chcą przyznać, że to ich własny głos, że uznają ten głos za dochodzący z zewnątrz. Niestety jednocześnie osoby chore nie mają nad tym kontroli.

Badacz podkreśla, że chorzy pochodzenie głosów mogą różnie wyjaśniać. „Niektórzy sądzą, że mówi do nich mafia z Moskwy. Innym wydaje się, że mówi do nich sąsiad przez ścianę. Niektórzy uważają, że ktoś przesyła im myśli przez nadajnik radiowy. A czasem ludzie są pewni, że słyszą głos Boga lub szatana. Mechanizm słyszenia halucynacji jest podobny, ale różne są przekonania co do pochodzenia tych głosów. Najprawdopodobniej znaczenie ma tutaj historia życia pacjentów, ich doświadczenia, związki z innymi i przekonania na temat ludzi i siebie w ogóle” – zaznacza badacz. (…)”


cały tekst jest dostępny na stronie internetowej:

www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405857,psycholog-osoby-ze-schizofrenia-swoj-glos-w-glowie-uznaja-za-obcy.html


PSYCHOTERAPIA W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK

Prasa: „Mroczna strona ludzkiej kreatywności.”

Psychoterapia Psychodynamiczna GdańskMargit Kossobudzka i Michał Rolecki, redaktorzy „Gazety Wyborczej” napisali ciekawy tekst o związku pomiędzy zaburzeniami psychicznymi a kreatywnością:

„Nowe badania sugerują istnienie związku między kreatywnością a chorobami psychicznymi. Ale wielu uczonych nadal nie wierzy w tę korelację. Bardzo trudno artyście pozbyć się łatki człowieka nieprzewidywalnego, zwariowanego, a nawet nieco szalonego. Nie dość, że artyści są często tak właśnie postrzegani przez „zwykłych” ludzi, to jeszcze nauka „dokłada im” swoje. Od pewnego czasu pojawiały się prace sugerujące, że za wyjątkową kreatywność (cechę przypisywaną właśnie artystom, ale też wszelkiego rodzaju twórcom, np. dziennikarzom) trzeba zapłacić cenę. Może nią być, łagodnie ujmując, pewna „niestabilność emocjonalna”, czyli mówiąc wprost: zaburzenia i choroby psychiczne. Najnowsza praca opublikowana w piśmie „Nature Neuroscience” wplątuje w to geny.

Między rozsądkiem a szaleństwem

Praca opiera się na badaniu populacji Islandczyków i sugeruje, że czynniki genetyczne, które zwiększają ryzyko rozwoju choroby dwubiegunowej i schizofrenii, występują znacznie częściej u osób mających profesję wymagającą dużej kreatywności.

W ich DNA częściej znajdują się warianty genów, które związane są z ryzykiem wystąpienia tych chorób.

Malarze, muzycy, pisarze i tancerze średnio o 25 proc. częściej są posiadaczami „szalonych” wariantów genów niż osoby mające zawód oceniany przez naukowców jako mniej kreatywny, jak np. rolnicy, rzemieślnicy czy sprzedawcy.

Kari Stefansson, założyciel deCODE, firmy genetycznej mieszczącej się Rejkiawiku i współautor pracy, twierdzi, że wyniki badań prowadzą do wspólnych korzeni chorób psychicznych i kreatywności.

– Żeby być kreatywnym, musisz myśleć inaczej – mówił w wywiadzie dla „The Guardian”. – A kiedy myślimy inaczej, jesteśmy inni i wiele osób postrzega nas jako dziwnych, obcych, a nawet szalonych.

Uczeni zebrali genetyczne i medyczne dane 86 tys. Islandczyków. Na ich podstawie twierdzą, że u osób kreatywnych warianty pewnych genów podwajają ryzyko schizofrenii, a rozwoju choroby afektywnej dwubiegunowej podnoszą o jedną trzecią.

Genetycy przyglądali się też, jak powszechne są te warianty genów u członków Islandzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Okazało się, że występują one u nich o 17 proc. częściej niż wśród osób nienależących do Akademii.

Uczeni sprawdzali też (dla porównania) dane medycznych baz pacjentów ze Szwecji i Holandii. Pośród 35 tys. przebadanych osób, te poStrzegane jako kreatywne (biorąc m.in. pod uwagę zawód, który wykonują), prawie 25 proc. częściej miały w swoim DNA warianty genów związanych z ryzykiem rozwoju chorób psychicznych.

Stefansson jest przekonany, że geny te mogą wpływać na sposób, w jaki dane osoby postrzegają świat czy myślą, ale u większości z nich nie czynią nic złego.

Tylko u około 1 proc. populacji genetyczne czynniki, doświadczenia życiowe i inne wpływy mogą w ostateczności prowadzić do rozwoju choroby psychicznej. (…)

Czym jest kreatywność?

W ubiegłym roku do podobnych wniosków doszli szwedzcy badacze. Według nich schizofrenicy i osoby kreatywne mają we wzgórzu mózgu mniej receptorów dopaminy D2 niż przeciętni ludzie. Wzgórze odpowiada za wstępną ocenę bodźców zmysłowych i przesyłanie ich dalej. Działa jak filtr informacji dopływających do kory mózgowej. Zbyt mało receptorów dopaminy we wzgórzu sprawia, że do kory mózgowej napływa więcej nieposegregowanych informacji. To umożliwia łatwiejsze dochodzenie do niezwykłych, ale właściwych odpowiedzi na standardowe pytania. Ale być może ten zalew informacji odpowiada zarówno za niezwykłe pomysły, jak i za urojenia.

Albert Rothenberg, prof. psychiatrii na Uniwersytecie Harvarda, uważa jednak, że nie ma wystarczających dowodów na powiązanie kreatywności z większym ryzykiem rozwoju chorób psychicznych, a dane są źle interpretowane.

– To jest romantyczne przesłanie rodem z XIX wieku, że artysta jest wyrzutkiem społeczeństwa, szarpanym przed wewnętrzne demony – komentuje.

W 2014 r. Rothenberg opublikował książkę – wywiady o ich kreatywności z 45 noblistami. I nie odkrył śladów choroby psychicznej u żadnego z nich. – Problemem jest ustalenie kryteriów kreatywności – mówi. – Przynależność do środowiska artystycznego nie czyni nas wcale osobą kreatywną. Ale faktem jest, że wiele osób z chorobami psychicznymi stara się znaleźć dla siebie pracę jako artysta nie dlatego, że są w niej dobrzy, ale dlatego, że ona ich pociąga. A to może fałszować dane. Niemal wszystkie szpitale psychiatryczne korzystają z terapii sztuką, więc kiedy pacjent wraca już do domu, często pociąga go taka właśnie profesja.Jest jeszcze inna kwestia. Stany manii dawały twórcom unikatowe, niesamowite pomysły, które, korzystając z wrodzonych talentów, zamieniali w dzieła, gdy przychodził okres umiarkowanej depresji. Można powiedzieć, że choroba uczyniła z nich geniuszy. Wirginia Woolf, Samuel Clemens (Mark Twain), Hermann Hesse, Tennessee Williams, Ernest Hemingway, Edgar Allan Poe, Paul Gauguin, Vincent van Gogh… (…)

Odziedziczony talent i… coś jeszcze

 Naukowcy z Karolinska Institutet po przebadaniu blisko miliona osób twierdzą, że artyści i naukowcy częściej pochodzą z rodzin, w których występuje choroba afektywna dwubiegunowa i schizofrenia, depresja i zaburzenia lękowe oraz skłonności do uzależnień. Badania te potwierdzają inne, wcześniejsze odkrycia – że osoby kreatywne są niezwykle podatne na zaburzenia psychiczne, w szczególności na chorobę afektywną dwubiegunową, są też dwukrotnie bardziej niż reszta narażone na ryzyko samobójstwa.Może zatem artyści i twórcy cierpią na zaburzenia psychiczne częściej właśnie z powodu wykonywanych zawodów – dlatego że tworzą? Wolny zawód to nieregularne dochody i nieregularny tryb życia. Sukces w końcu osiągają nieliczni, a sława może uderzyć do głowy…Najprawdopodobniej nie. Z tych samych badań wynika, że twórcy pochodzą z rodzin, w których takie zaburzenia występują częściej. Gdyby zaburzenia psychiczne były skutkiem uprawianego zawodu, nie występowałyby w korelacji rodzinnej. Zatem najwyraźniej artyści dziedziczą skłonność do niektórych zaburzeń psychicznych – i wybierają zawody twórcze właśnie z powodu takich, a nie innych cech psychicznych, które odziedziczyli. (…)”

cały artykuł do przeczytania na stronie internetowej „Gazety Wyborczej”:

www.wyborcza.pl/1,75400,18104004,Mroczna_strona_ludzkiej_kreatywnosci.html

Portale internetowe: „Jakiego rodzaju psychoterapia jest najbardziej efektywna w leczeniu przewlekłej schizofrenii?”

Martin S. Willick (analityk treningowy i superwizor, New York Psychoanalytic Institute; wykładowca psychiatrii College of Physicians and Surgeons, Columbia University) odpowiada na pytanie: „Jakiego rodzaju psychoterapia jest najbardziej efektywna w leczeniu przewlekłej schizofrenii?”. Poniżej fragmenty wykładu prezentowanego w trakcie spotkania Columbia Psychoanalytic Society 07.01.1997:

Psychoterapia Psychodynamiczna Gdańsk„[…] W moim wystąpieniu będę odnosił się do zagadnienia „Jaki rodzaj psychoterapii jest najbardziej efektywny w leczeniu przewlekłej schizofrenii?” teraz, kiedy uznajemy że występują w niej trwałe biologiczne uszkodzenia. Mówię przewlekła, ponieważ większość przypadków zmierza do chroniczności i to w tej grupie pacjentów napotykamy na nasze najpoważniejsze wyzwanie. Oczywiście, jest zrozumiałe że z powodu heterogenicznej natury tej choroby, nie możemy opowiadać się za jednym wyłącznie rodzajem psychoterapii.

[…] Jak wielu z mojego pokolenia szkolonego w późnych latach 50 i wczesnych latach 60-tych wśród pacjentów których leczyłem w trakcie specjalizacji przypadło mi w udziale leczenie pacjentów z ta chorobą, a także leczenie kilku w prywatnej praktyce. Wykładałem także w trakcie szkoleń o schizofrenii dla osób w trakcie specjalizacji, a później w moim analitycznym instytucie.

Jak być może wiedzą niektórzy z was, musiałem potem zmagać się ze schizofrenią w mojej własnej rodzinie. To doświadczenie nie tylko wywarło, co oczywiste, głębokie wrażenie na mnie, ale także zmusiło mnie do nabycia szerokiej wiedzy o tej chorobie. W tym samym czasie moja żona była kierownikiem agencji nadzorującej lokalny system opieki psychiatrycznej w Bergen Country, New Jersey. Z powodu jej stanowiska miałem przez ostatnie 15 lat sposobność, aby ściśle obserwować ten rodzaj leczenia, który jest najprawdopodobniej oferowany większości populacji osób z przewlekłą schizofrenią w tym kraju […]. Leczenia, które przede wszystkim nie jest zorientowanie dynamicznie […].

Z tych różnych dogodnych do obserwacji miejsc sformułowałem kilka idei co do tego jaki rodzaj podejścia psychoterapeutycznego będzie najbardziej efektywny w leczeniu przewlekłej schizofrenii. Żadna z tych idei nie jest oryginalna. Są oparte na konsensusie tego co widziałem, czytałem, co nabyłem rozmawiając z bardziej doświadczonymi kolegami, czego nauczyłem się od pacjentów i ich rodzin i z mojego własnych ograniczonych wysiłków leczniczych […].

Przez wiele lat psychiatrzy i psychoanalitycy pracowali intensywnie z pacjentami w szpitalach lub ambulatoryjnie używając modelu psychoanalitycznego opartego pierwotnie o błędne założenia co do etiologii choroby. Można dodać, że większość nich wiedziała dosyć, aby pracować z pewnymi modyfikacjami lub „parametrami” metody psychoanalitycznej. Jednakże, głównym sztychem ich leczenia była pomoc pacjentom w zrozumieniu jak ich obecne trudności były powiązane z rozwiązaniem psychologicznych konfliktów lub uszkodzeniem formowania wczesnej struktury. Dwa główne długoterminowe badania wyników tego rodzaju leczenia, jedno autorstwa Toma’a McGlashan’a (1984) odnośnie 25 lat leczenia w Chestnut Lodge, a jedno wykonane właśnie tutaj przez Michael’a Stone (1986) pokazały, że nie osiągamy zbyt dobrych wyników stosując to podejście – zwłaszcza jeśli leki nie były stosowane.

Ponieważ większość dynamicznie zorientowanych klinicystów zaakceptowała teraz obecność poważnych neurobiologicznych nieprawidłowości w schizofrenii, zwrócili swoją uwagę na pytanie o rodzaj podejścia psychoterapeutycznego, które jest najbardziej efektywne w tej chorobie. Przykłady można znaleźć w ostatnich książkach takich autorów jak McGlashan i Keats (1989), Eric Marcus (1992), Seler i wsp. (1989) i Andrew Lotterman (1996). Jeden współczesny autor, Michael Robbins (1993), który zachował punkt widzenia o etiologicznym znaczeniu trudności we wczesnej diadzie matka-dziecko, nadal optuje za intensywną zorientowanym na wgląd leczeniem, podobnym do tego, które moglibyśmy używać obecnie w leczeniu pacjentów borderline.

Jednakże, nawet w tych pracach często obecne jest podkreślenie wartości podejścia które jest podstawowo dynamiczne, eksplorujące, z zachowaniem pewnego stopnia tego co było nazywane „techniczną neutralnością”. Inni klinicyści opowiadali się za tym, że bardziej wspierające, oparte na realności leczenie może być bardziej efektywne, ponieważ poważne uszkodzenia ego i uszkodzenia poznawcze interferują z możliwością wykorzystania przez pacjenta interpretacji dynamicznych znaczeń […].

Idąc śladami tego badania Coursey (1989) domagał się nowych wytycznych psychoterapii schizofrenii. Podkreślał znaczenie pomocy pacjentowi zrozumieniu natury choroby, użycia treningu umiejętności społecznych, edukacji psychospołecznej i wysiłków w kierunku rehabilitacji zawodowej. Katz (1989) argumentował ze w uzupełnieniu do tych wysiłków dynamiczne podejście wzmacnia osiągniecie celów w takich sferach jak granice ego, autonomia i samoocena. McGlashan (1994) wskazywał, że badanie Gundersona ustanawia fałszywą dychotomię pomiędzy podejściem wspierającym, a eksplorującym. Kwestionował on wartość rozróżnienia, które zwykło być zarysowywane pomiędzy podtrzymującym, a eksplorującym podejściem i opisywał całkiem wymownie jak potrzebne jest połączenie podtrzymującej i eksplorującej psychoterapii. Marcus i Bradley (1990) pokazali, że ponieważ wielu opornych na leczenie pacjentów szpitalnych ma oprócz psychozy zaburzenia osobowości z drugiej osi dla osiągnięcia największej efektywności potrzebna jest terapia wglądowa oparta na psychologii-ego razem z terapią lekową.

Z drugiej strony, wzrastała ilość klinicystów takich jak Coursey, którzy byli orędownikami wielu wymiarów psychoterapii wspierającej, niekoniecznie włączającej bardziej tradycyjne formy terapii zorientowanej na wgląd. Obszary których włączenie do wysiłków psychoterapeutycznych zalecano to: trening umiejętności społecznych, edukacja rodzin, radzenie sobie samemu z objawami, zarówno w ich rozpoznawaniu jak i redukowaniu, wsparcie edukacyjne i zawodowe i wysiłki dla wspierania zarówno akceptacji ograniczeń wymuszonych przez chorobę jak również rozwijanie świadomości zdrowych sił, które nadal są obecne. Hoharthy i wsp. (1995) podkreślając uszkodzenie poznawcze w tej chorobie, zalecali stopniowanie różnych interwencji podtrzymujących w zależności od poziomu funkcjonowania pacjenta i stopnia poprawy. Uwydatniali znaczenie (deficytów – przyp. tłum.) uwagi dla dysregulacji afektu i prób aby pomóc pacjentowi w rozwinięciu strategii radzenia sobie. […] jest absolutnie niezbędne dla nas jako psychiatrów ustanowienie i podtrzymanie długoterminowej, pełnej ufności relacji z naszymi pacjentami. W tych wysiłkach powinniśmy być wspierający, otwarcie pomocni, ciepli i przyjacielscy. Postawa neutralna nie powinna być kluczową dla naszej terapeutycznej pozycji, z wyjątkiem zachowania obiektywizmu i cierpliwości bez zbytniego narzucania pacjentowi naszych własnych wartości. Powinniśmy mieć swobodę dawania rad i przewodnictwa kiedy jest to potrzebne (a jest potrzebne często) bez lęku że naruszam to, co jest, w mojej opinii, wprowadzającym w błąd wyobrażeniem neutralności […].

Każdy wyszkolony analitycznie psychiatra leczący schizofrenię musi obecnie posiadać wiedzę o stosowaniu leków i problemach wywoływanych przez ich działania niepożądane. Objawy schizofrenii tak często obejmują różnego rodzaju doznania cielesne, jak również urojenia dotyczące ciała, że jest w niezwykle ważne aby zajmować się subiektywnymi doświadczeniami pacjenta wynikającymi z leczenia i rozumieć je, jak też próbować odróżnić je od symptomów samej choroby […].

Nie ma wątpliwości że najczęściej słyszałem od rodzin że „ Mój syn ciągle nie chce wierzyć że jest chory. Jak możemy nakłonić go do przyjmowania leków?”. Najważniejszy wgląd jaki musimy uzyskać u pacjenta, to świadomość że, on lub ona jest chory. Jest to świadomość, która umożliwia pacjentowi przyjmowanie leków i poprzez to zmniejsza szanse nawrotu. Jest to olbrzymi cel, nie tylko ze względu na urojenia, ale dlatego, że istnieją badania wskazujące, iż jest wysoce prawdopodobne, że brak wglądu lub zaprzeczanie chorobie jest immanentną cechą samej choroby, a nie pierwotnie psychologiczną obroną (Amador 1993a,1993b, 1994) […].

Podsumowując, jestem przekonany że nasza tradycyjna psychoterapia indywidualna nawet połączona z lekami często nie wystarcza aby pomóc chronicznym pacjentom w osiągnięciu poprawy. Musimy podjąć znacznie bardziej aktywną wspierającą rolę w sposób który właśnie opisałem. Chciałbym także podkreślić, że bardzo nie docenialiśmy powagi pierwotnych deficytów poznawczych u pacjentów z przewlekłą schizofrenią. Deficytów które jak wykazano istnieją niezależnie od objawów pozytywnych lub negatywnych, chociaż mogą przeplatać się z nimi (Goldberg i wsp. 1987, 1990, 1993, 1995) […].

Chociaż większość z nas uznała fakt że schizofrenia jest chorobą biologiczną i leczenie lekowe jest nieodzowne, nadal pozostaje nam określić jak powinniśmy postępować w naszych wysiłkach psychoterapeutycznych. Musimy być w stanie zintegrować różnorodność podejść psychoterapeutycznych wspierających i rehabilitacyjnych, z naszymi tradycyjnymi podejściami psychodynamicznymi. Tylko jeśli otworzymy nasze umysły na taką integrację, będziemy w sytuacji umożliwiającej zaoferowanie naszym pacjentom najbardziej efektywnej formy leczenia.”


całość do przeczytania tutaj:

www.psychiatria.pl/artykul/jakiego-rodzaju-psychoterapia-jest-najbardziej-efektywna-w-leczeniu-przewleklej-schizofrenii/797.html


PSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSKPSYCHOLOG W GDAŃSKU