Portale internetowe: „10 eksperymentów psychologicznych, które zmienią twoje myślenie o sobie.”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuNa łamach portalu internetowego „Charaktery” ukazał się ciekawy tekst o najsłynniejszych eksperymentach psychologicznych:

1. Wszyscy nosimy w sobie cząstkę zła

Niezaprzeczalnie najsławniejszym eksperymentem w historii psychologii stał się stanfordzki eksperyment więzienny z 1971 roku. Pokazał on jak sytuacja społeczna może zmieniać ludzkie zachowanie. Prowadzący eksperyment prof. Philip Zimbardo stworzył w podziemiach uniwersytetu więzienie i wyselekcjonował 24 studentów (którzy nie mieli przeszłości kryminalnej i byli psychicznie zdrowi), by wcielili się w role więźniów i strażników. Badacze  obserwowali studentów (pozostających w „celach” 24 godziny na dobę) i strażników (pełniących 8-godzinne zmiany) dzięki ukrytym w pomieszczeniom kamerom. Eksperyment planowany na dwa tygodnie, został przerwany po 6 dniach w związku z agresywnym zachowaniem strażników. Niektórzy stosowali tortury psychiczne, przez które badani-więźniowie poddani byli ogromnej dawce stresu i lęku. – Strażnicy eskalowali agresją wobec więźniów, rozbierali ich do naga, nakładali na głowy worki, a ostatecznie nawet zmuszali do poniżających, nieludzkich praktyk seksualnych – powiedział prof. Zimbardo dla „American Scientist”. – Po 6 dniach musieliśmy zakończyć eksperyment, ponieważ wydostał się on spod naszej kontroli. Nie mogliśmy spokojnie zasnąć, nie myśląc o tym, co akurat robią strażnicy więźniom.

2. Nie dostrzegamy tego, co znajduje się wprost przed naszymi oczami

Myślisz, że wiesz, co dzieje się wokół ciebie? Prawdopodobnie nie jesteś nawet blisko. W 1998 roku psychologowie z Kent i Stanford University zaangażowali w badania przechodniów na uniwersyteckim kampusie, by sprawdzić jak wiele ludzie zauważają dookoła siebie. Przechodniów pytano o kierunek, a kiedy niczego nieświadomi zaczynali tłumaczyć drogę, pomiędzy rozmawiającą parą przechodzili mężczyźni niosący ogromne, drewniane drzwi. Na kilka sekund blokowali widok rozmówcy. W tym krótkim czasie badacz zamieniał się miejscami z innym człowiekiem – wyglądającym zupełnie inaczej niż ten pierwszy. Połowa badanych przechodniów nie zorientowała się, że rozmawia z kimś innym! Był to pierwszy eksperyment ilustrujący zjawisko „chwilowej ślepoty” (ang. change blindness). Pokazuje ono jak bardzo selektywna jest nasza uwaga.

3. Odraczanie gratyfikacji jest trudne, ale przynosi korzyści

W sławnym „marshmallow experiment” przeprowadzonym w latach sześćdziesiątych na Stanford University testowano zdolność dzieci w wieku przedszkolnym do odraczania gratyfikacji. Dał psychologom wiele do zrozumienia w tematyce samodyscypliny i silnej woli. W eksperymencie czterolatki były pozostawiane w pokoju same. Na przeciwko nich na talerzu leżała słodka pianka. Dzieci mogły ją zjeść od razu lub poczekać 15 minut  na powrót badacza i dostać dwie pianki. Większość małych badanych zapowiadała, że poczeka, ale nie wszystkim się udało. Te, które przeczekały kwadrans tortur najczęściej używały technik unikania. Na przykład odwracały wzrok, zamykały oczy. Zauważono, że dzieci, które były zdolne do powstrzymania się przez jakiś czas rzadziej cierpiały z powodu otyłości, problemów z zachowaniem czy nadużywania substancji psychoaktywnych w przyszłości. Odnosiły również więcej sukcesu – jak okazało się z czasem.

4. Jesteśmy wystawieni na pastwę konfliktów moralnych

W eksperymencie przeprowadzonym w 1961 roku psycholog z Yale, Stanley Milgram badał, a raczej ostrzegał, przed tym jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, by tylko nie przeciwstawiać się autorytetom. Nawet jeśli ceną jest krzywda innej osoby i ogromny konflikt między osobistymi zasadami moralnymi a zobligowaniem do posłuszeństwa.
Prof. Milgram chciał swoim badaniem wyjaśnić, jak naziści mogli dopuścić się Holocaustu i straszliwych zbrodni z nim związanych. Aby to zrobić, Milgram wyselekcjonował grupę badanych i stworzył pary. Jedna osoba z pary (podstawiony aktor) miała grać ucznia, a badany wcielał się w rolę nauczyciela. Tego drugiego poinstruowano, by za złe odpowiedzi karał ucznia coraz silniejszymi szokami elektrycznymi. Aktor-uczeń wydawał odgłosy bólu, prosił, by przestać i zakończyć eksperyment. Kiedy badany-nauczyciel chciał przerwać, profesor towarzyszący mu wydawał polecenie, by kontynuować.
W pierwszej fazie eksperymentu, 65 proc. badanych posunęło się do zadania ostatniego szoku o mocy 450 volt (zaznaczonego jak „XXX”), mimo że większość miała wyrzuty sumienia i czuła się z tym potwornie źle. Eksperyment Milgrama stał się znakiem ostrzegawczym dla całej ludzkości, pokazującym, że prawie każdy człowiek jest w stanie popełnić zbrodnię, kierując się posłuszeństwem dla autorytetu. „Scientific American” sugeruje, że to badanie pokazuje wewnętrzne konflikty. – Ludzka natura moralna zawiera w sobie empatię, dobroć dla innych, ale też rys ksenofobiczny, brutalny i zły. Eksperyment Milgrama pokazuje konflikt moralny, który leży głęboko w każdym z nas. – Ostatnimi czasy również metodologia zastosowana przez Milgrama w jego badaniu jest kwestionowana. (…)”


całość do przeczytania na stronie internetowej:

www.charaktery.eu/porady/7534/10-eksperyment%C3%B3w-psychologicznych-kt%C3%B3re-zmieni%C4%85-twoje-my%C5%9Blenie-o-sobie/


PSYCHOTERAPEUTA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Prasa: „Życie wewnętrzne niemowlaka.”

Psychoterapeuta GdańskNa temat życia wewnętrznego niemowlaka od strony naukowej napisała Dorota Romanowska, redaktorka tygodnika „Newsweek”:

„Niemowlę nie jest ani bezradne, ani mało rozgarnięte. Od pierwszych chwil życia próbuje zrozumieć otaczający je świat. Naukowcy właśnie zaczęli zaglądać w głąb jego mózgu.

Wie to każda mama. Wystarczy, że jeden niemowlak zaczyna płakać, a chwilę później wszystkie dzieciaki leżące w pobliżu również drą się wniebogłosy. Przez wiele lat naukowcy zastanawiali się, dlaczego dzieci tak się zachowują. Może przeszkadza im hałas? A może martwią się losem innych niemowlaków?

Zagadkę tę pozwolił rozwiązać dość prosty eksperyment. Naukowcy odtworzyli maluchom nagrania z odgłosami płaczących dzieci. Natychmiast rozległ się głośny płacz. Gdy jednak puścili im nagrania ze swoim płaczem, dzieciaki nie reagowały. Okazało się więc, że już kilkunastomiesięczne dzieci są zdolne przeżywać tak złożone emocje jak empatia. Najnowsze badania, wykonywane przy użyciu skomplikowanych urządzeń, pozwalają wniknąć w głąb umysłów maluchów. Pokazują, że mają one niezwykle bogate życie emocjonalne, świetną pamięć i niesamowitą potrzebę poznawania świata. A przez ich mózg przetacza się istna burza.

(…) już pięciomiesięczne maluchy mają ogromną liczbę połączeń między komórkami nerwowymi w mózgu. Dzięki temu mogą postrzegać przedmioty w taki sam sposób, jak czynią to dorośli – stwierdzili naukowcy z paryskiej École normale supérieure na łamach „Science”. Oni także wykorzystali w badaniach EEG. „Dziecko, które słyszy mowę lub po prostu rozgląda się wokół, zdobywa informacje formujące połączenia nerwowe” – wyjaśnia prof. Nelson na łamach popularnonaukowego miesięcznika „Scientific American”. A im więcej wytworzy się takich połączeń, tym sprawniej działa mózg, tym bardziej inteligentny jest jego właściciel.

I pomyśleć, że niewiele ponad sto lat temu naukowcy byli przekonani, że małe dzieci są dość ograniczone w rozwoju. Twierdzono wówczas, że niemowlaki potrafią przeżywać jedynie najprostsze emocje, jak przyjemność czy smutek, a czas spędzają na jedzeniu i spaniu. William James, psycholog żyjący na przełomie XIX i XX wieku, porównał nawet umysł malucha do „wielkiego wielobarwnego, brzęczącego zamętu”. Dziś wiemy, jak bardzo się mylił. – Dziecko rozwija się wyjątkowo szybko, i to nawet wtedy, gdy tylko leży i wymachuje rękami i nóżkami – mówi Tomasz Kuźmicz z Akademickiego Centrum Psychoterapii i Rozwoju SWPS. (…)

Maluchy mają superpamięć. Potrafią zapamiętać kołysankę, którą usłyszały, będąc w łonie mamy, i rozpoznać ją nawet kilka miesięcy po narodzinach – co wykazali przed kilkoma tygodniami naukowcy z uniwersytetu w Helsinkach.

Poprosili oni grupę kobiet w ciąży, by przez pięć dni w tygodniach ostatniego trymestru słuchały kołysanki. Tę samą piosenkę dzieci usłyszały ponownie tuż po narodzinach i gdy skończyły cztery miesiące. Za każdym razem, gdy rozlegały się znajome dźwięki, dzieci bacznie się rozglądały. Żadnej reakcji badacze nie zauważyli natomiast u maluchów, które w łonie mamy nie słuchały piosenki. – Już wcześniej naukowcy wykazywali, że płód rozpoznaje i zapamiętuje dźwięki pochodzące ze świata zewnętrznego, ale nie wiedzieliśmy, jak długo przechowuje je w pamięci. Nasze badanie pokazało, że dzieci są zdolne uczyć się już w bardzo młodym wieku i że efekty tej nauki pozostają w mózgu na długo – wyjaśnia Eino Partanen, autor badania.”


cały artykuł do przeczytania na stronie internetowej:

www.nauka.newsweek.pl/jak-wyglada-zycie-wewnetrzne-niemowlaka-na-newsweek-pl,artykuly,274267,1.html


GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPEUTA GDAŃSK

Prasa: „Niezapomniany H.M.”

Psychoterapia GdańskNa łamach „Polityki” ukazał się ciekawy artykuł dotyczący słynnego pacjenta o pseudonimie H.M. Autorem tekstu jest redaktor tygodnika, Marcin Rotkiewicz:

„Inicjały H.M. zna każdy psycholog, neurolog i neurochirurg na świecie. Kryjąca się za nimi osoba to najgruntowniej przebadany i opisany pacjent w historii medycyny. Z poświęconych mu artykułów naukowych trudno jednak wydobyć coś poza suchym opisem faktów. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy postanowili przywrócić ludzki wymiar tej historii. Dzięki nim można pokusić się o rekonstrukcję niezwykłego losu człowieka, który przyczynił się do postępu nauki, ale powinien być także wielkim wyrzutem sumienia współczesnej medycyny.

Jego imię i nazwisko, Henry Gustav Molaison, zostało ujawnione dopiero po śmierci pod koniec 2008 r. Urodził się w 1926 r. i spędził całe swoje życie w Hartford, w stanie Connecticut, niedużym mieście niedaleko Bostonu. Jego ojciec był elektrykiem, potomkiem rodziny francuskich osadników. Jedyny syn Henry wyrósł na postawnego, sympatycznego, obdarzonego poczuciem humoru nastolatka. Jak wskazują zapiski w szkolnych archiwach, w testach na inteligencję wypadał powyżej średniej.

Rodzinie Molaison w czasach powojennej prosperity powodziło się dobrze. Henry dorabiał sobie jako bileter w miejscowym kinie, ale pragnął pójść w ślady ojca i zostać elektrykiem. Całe jego dzieciństwo i młodość wydają się sielanką. Poza jednym zdarzeniem – na siedmioletniego Henry’ego wpadł rozpędzony rowerzysta. Chłopak stracił na chwilę przytomność, na kilka ran na głowie i twarzy lekarz założył mu 17 szwów.

Być może właśnie to zdarzenie stało się przyczyną późniejszych nieszczęść. W dniu 16 urodzin Henry dostał pierwszego ataku padaczki. Jechał wtedy z rodzicami samochodem. Początkowo ojciec myślał, że syn się wygłupia, ale po chwili zorientował się, że jest z nim naprawdę niedobrze. Henry wylądował w szpitalu. Od tamtej pory nigdy nie siadał na miejscu obok kierowcy.

Ataki padaczki pojawiały się coraz częściej. W szkole, do tej pory lubiany, stał się obiektem docinków kolegów. W liceum podczas uroczystego rozdawania dyplomów nie pozwolono mu wejść na podium, ponieważ obawiano się ataku epilepsji. Henry miał to nieszczęście, że żył w czasach silnych wpływów eugeniki – ideologii pozwalającej rozmnażać się wyłącznie zdrowym jednostkom. Miejscowy lekarz powiedział mu wprost: powinieneś unikać kontaktów seksualnych i zapomnieć o małżeństwie; mógłbyś spłodzić więcej chorych jak ty.

Henry wykonywał jedynie proste prace, m.in. w miejscowym sklepie z dywanami. W wieku 26 lat stał się człowiekiem kompletnie pozbawionym perspektyw. Doświadczał kilku małych napadów padaczkowych dziennie, w trakcie których na kilkadziesiąt sekund tracił kontakt z otoczeniem, zamykając bezwiednie oczy oraz krzyżując ręce i nogi. Raz na tydzień dochodziło do poważnego napadu, połączonego z konwulsjami i dłuższym brakiem przytomności. Żadne wówczas stosowane leki nie przynosiły poprawy. Jedyną nadzieją wydawała się operacja mózgu.

Dwie dziurki w głowie

Przeprowadzenia tego ryzykownego zabiegu podjął się neurochirurg William Beecher Scoville ze szpitala w Hartford, wówczas jednego z największych w USA. Tak jak Henry pochodził z Hartford, tyle że z bogatej dzielnicy. Scoville był przebojowy, przystojny i kochał szybką jazdę sportowymi samochodami. W garażu miał kilka Jaguarów. Wrodzona skłonność do brawury dawała o sobie znać również w praktyce lekarskiej. W swojej karierze wykonał m.in. kilkaset zabiegów lobotomii, okrytych ponurą sławą operacji na mózgu, wtedy uznawanych za dobrą metodę leczenia schizofrenii, depresji i innych zaburzeń psychicznych. Operacja Henry’ego też niosła ze sobą ryzyko. Sam Scoville nazwał ją eksperymentem, gdyż zamierzał wyciąć spory fragment mózgu pacjenta.

25 sierpnia 1953 r. dr William Scoville wiertłem wykonał dwa otwory w czaszce znieczulonego, ale całkowicie przytomnego pacjenta. Następnie włożył przez nie szpatułki i zaczął wyjmować fragmenty mózgu. Usunął m.in. obydwa hipokampy – drobne struktury przypominające wyglądem konika morskiego. Wówczas ich rola była nieznana. (…)

Po powrocie do domu Scoville opowiedział o tym żonie: „Wiesz, co się dziś wydarzyło? Próbowałem usunąć pacjentowi epilepsję, a wyciąłem mu pamięć. Niezła zamiana!”. Podobno nie miał wówczas najmniejszych wyrzutów sumienia. W karcie pacjenta pozostawił wpis informujący, że stan Henry’ego dzięki operacji uległ poprawie – liczba silnych napadów epilepsji zmniejszyła się (jak się później okazało, do jednego na kilka miesięcy). Chirurg odnotował jednak, że operowany utracił pamięć. (…)

Niesamowite było to, że kompletnie zanikła u niego zdolność zapamiętywania. Henry przypominał sobie jedynie zdarzenia sprzed 25 sierpnia 1953 r. – tak jakby bieg wypadków zatrzymał się na zawsze tego dnia. Każda nowa informacja ulatywała z jego głowy już po kilkudziesięciu sekundach. Nie poznawał ludzi, których widział przed kilkoma minutami, zupełnie nie pamiętał, co przed chwilą robił i o czym mówił. Mógł czytać gazetę, odłożyć ją, a kilka minut później zacząć lekturę od nowa. Spojrzenie na datę wydania nic pomagało, ponieważ Henry nie miał pojęcia, która jest godzina, dzień, miesiąc, rok. Każdego ranka budził się i nie wiedział, gdzie się znajduje. Nie potrafił odnaleźć drogi do łazienki ani z niej wrócić. Dopóki sobie coś powtarzał, mógł utrzymać informację w pamięci, ale wystarczyło, że coś odwróciło jego uwagę, i natychmiast wszystko ulatywało mu z głowy. (…)

Pamięć Henry’ego nie poprawiała się, a wspomnienia sprzed 1953 r. coraz bardziej bladły. Jednocześnie okazało się, że w bardzo niewielkim stopniu jego pamięć długotrwała funkcjonowała nadal – zapewne dzięki temu, że Scoville nie usunął całkowicie hipokampów. (…)

Z kolei sny Henry’ego wydawały się świadczyć, że śpiąc utrwalamy to, co trafiło do naszej pamięci długotrwałej. Henry’ego budzono w środku nocy i pytano, co mu się śniło przed chwilą. Zawsze były to wyłącznie obrazy zdarzeń z czasów przed operacją. (…)

Problem z Henrym był też taki, że niemożliwe stawało się nawiązanie z nim bliższej więzi. Bo jak zaprzyjaźnić się z człowiekiem, który przy każdym kolejnym spotkaniu de facto widzi cię po raz pierwszy w życiu? Jego matka w przypływie szczerości mówiła, że opieka nad synem była strasznie ciężka, o wiele trudniejsza niż zajmowanie się małym dzieckiem, gdyż nawet ono ma jakieś poczucie czasu. Hiltsowi udało się odnaleźć jedyny zapisek o kimś, kogo można by chyba nazwać przyjacielem Henry’ego. Nazywał się Bucker, był kiedyś kucharzem wojskowym, a później dozorcą w Hartford Regional Center, gdzie przez jakiś czas po operacji pracował Henry (zajmował się testowaniem balonów). Ten bezpośredni i sympatyczny człowiek pomagał mu w pracy i mówił, że czuje się z nim związany. (…)”


cały artykuł można przeczytać tutaj:

www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1504430,1,o-czlowieku-z-amputowana-pamiecia.read


PSYCHOTERAPIA GDAŃSKTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Życzliwość jest zaraźliwa.”

Psychoterapia Psychodynamiczna GdańskO ciekawym eksperymencie napisano na portalu internetowym miesięcznika „Charaktery”:

„Kiedy widzimy dobroć ludzką – życzliwe, bezinteresowne reakcje – robi nam się ciepło na sercu i mamy ochotę być lepszymi ludźmi. Dobroć jest bowiem zaraźliwa.

Udowodnili to eksperymentalnie politolog James Fowler z University of California, San Diego i socjolog Nicholas Christakis z Harvard University. W zaprojektowanej przez nich grze badanym wręczono po 20 monet i dla rozgrywki podzielono ich na czteroosobowe grupy. W takich grupach, w sekrecie przed pozostałymi graczami, każdy miał zdecydować ile zostawi dla siebie, a ile odda na wspólny fundusz. Następnie pieniądze z funduszu mnożono przez określony wskaźnik, a później dzielono między członków grupy. Oczywiście szanse na największą wygraną stwarzała sytuacja, w której wszyscy oddaliby wszystkie pieniądze na fundusz. Ponieważ jednak poszczególni gracze nie wiedzieli jakie decyzje podejmują inni, często woleli się zabezpieczyć i zachować sobie część z pierwotnej puli – zamiast liczyć na szczodrość pozostałych.

Hojne zagrywki

Rozgrywki powtarzano wielokrotnie, w różnych składach tak, by decyzje uczestników nie były związane z jakimiś osobistymi uprzedzeniami. Mimo to badacze zaobserwowali pewien charakterystyczny wzór zachowań. Kiedy jedna osoba oddawała wszystkie swoje monety, w kolejnych dwóch rundach jej niedawni partnerzy stawali się bardziej hojni. Ci, którzy zostali obdarowani dzięki hojności innych, również stawali się hojni. Gdy z kolei do regulaminu rozgrywki dodano kary – gracz mógł zapłacić, by jakiś samolubny i skąpy osobnik dostał mniejszą kwotę niż wszyscy – hojność trwała jeszcze dłużej. – Można było się spodziewać, że niektórzy gracze nic nie będą wpłacać na fundusz i nie zapłacą za ukaranie innych samolubów. Po prostu będą trzymać pieniądze przy sobie. Ale badani wcale nie poszli tym tropem – komentują Fowler i Christakis. Ich zdaniem wyjaśnienie zachowania badanych nie wiąże się z kalkulacją co się opłaca, ale w naśladowaniu. Gdy ktoś okazuje hojność – inni idą wskazanym tropem. Dr Steve Taylor z Leeds Metropolitan University uważa, że nawet najprostsze sytuacje w których okazuje się elementarną życzliwość i dobroć dają to coś, co odczuwamy jako ciepło na sercu i wszechogarniający spokój. (…)

Rzadki wzorzec reakcji

Ale jak wygląda to „ciepło na sercu” w rzeczywistości? Sprawdzali to psychologowie Walter Piper z New York University, Laura Saslow z University of California i Sarina Saturn z Oregon State University. Badacze mierzyli aktywność mózgu i tętno ponad stu badanych podczas oglądania aktów heroizmu, dobroci lub zabawnych historii. Oglądanie nagrań pokazujących ludzką odwagę powodowało aktywację zarówno części sympatycznej jak i parasympatycznej układu nerwowego. To sugeruje, że organizm zarówno mobilizował się do reakcji walcz lub uciekaj (fight or flight) oraz uspokajał sam siebie. Oglądanie zabawnych sytuacji nie dawało takiego efektu. – To doprawdy rzadki wzorzec reakcji – tłumaczy dr Saturn. Zazwyczaj układ parasympatyczny i sympatyczny działają naprzemiennie. Psycholodzy tłumaczą, że oglądając akt heroiczny najpierw widzimy czyjeś cierpienie, które wywołuje w organizmie stres, a w odpowiedzi na ten stres reakcję walki lub ucieczki. Ale gdy ktoś przybywa z pomocą, serce uspokaja się i aktywowany jest układ przywspółczulny (parasympatyczny) odpowiedzialny za odpoczywanie organizmu.

Dobroci można się nauczyć

I istnieją na to dowody. Psychologowie David DeSteno i Paul Condon z Northeastern University w Bostonie zaprosili grupę osób na zajęcia z medytacji współczucia – formy tybetańskiej medytacji. Połowa od razu zaczęła kurs, a pozostali musieli poczekać na wolne miejsca. Po zakończeniu zajęć wszyscy badani – również ci, którzy nie medytowali, zostali poddani próbie, której nie byli świadomi. W poczekali mieli zaczekać na spotkanie z badaczami. Stały tam trzy krzesła, z czego dwa zajmowali podstawieni aktorzy. W pewnym momencie do poczekali wchodziła kobieta o kulach. Aktorzy nie ruszali się z miejsc. Z grupy, która przeszła trening medytacji około połowa ustąpiła miejsca. W grupie oczekującej dopiero na kurs medytacji tylko 15 proc. okazało życzliwość kalekiej kobiecie… Badacze wywnioskowali, że dobroć możemy trenować i wzmacniać. A warto to robić. – Osoby życzliwe są szczęśliwsze. Kiedy okazujesz dobro innym czujesz się lepszą osobą – bardziej moralną, optymistyczną – wyjaśnia dr Sonja Lyubomirsky, psycholog z University of California. (…)”


całość do przeczytania na stronie internetowej miesięcznika „Charaktery”:

www.charaktery.eu/wiesci-psychologiczne/9525/%C5%BByczliwo%C5%9B%C4%87-jest-zara%C5%BAliwa/


PSYCHOTERAPIA PSYCHODYNAMICZNA GDAŃSKPSYCHOLOG GDAŃSK

Eksperymenty psychologiczne: „Eksperyment z 'kamienną twarzą’.”

Psycholog GdańskPsycholog GdańskPsycholog Gdańsk

https://www.youtube.com/watch?v=apzXGEbZht0

Film pokazuje słynny eksperyment „z kamienną twarzą” przeprowadzony przez dr Edwarda Tronicka. Mówi wiele o psychologicznym znaczeniu budowania kontaktu emocjonalnego między matką a dzieckiem. Podczas eksperymentu matka początkowo zachowuje się „normalnie”- a więc uśmiecha się, przemawia do dziecka, łaskocze, zaczepia- dziecko odpowiednio na to reaguje, można zaobserwować zdrową synchronię emocjonalną pomiędzy nimi. Po pewnym czasie opiekunka przyjmuje wyraz kamiennej twarzy. Eksperyment polegający na zachowaniu przez matkę neutralnego wyrazu twarzy przed dzieckiem udowodnił, że dla niemowląt twarz najbliższego opiekuna ma olbrzymie znaczenie. Niemowlę patrzące na mamę, która nie wyraża żadnych emocji robiło wszystko, by „przywrócić” matkę z powrotem, szybko się denerwowało, bardzo intensywnie zachęcało ją do jakiejkolwiek reakcji, zniechęcało się.


Edward Tronick jest amerykańskim psychologiem rozwoju, najbardziej znanym ze swoich badań nad niemowlętami. Jest dyrektorem Wydziału Rozwoju Dziecka i profesorem na Uniwersytecie Massachusetts w Bostonie. Na co dzień wykłada na Harvard Medical School, jest członkiem Bostońskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego. Tronick udowodnił, że jeżeli brak jest pozytywnej, emocjonalnej interakcji pomiędzy dzieckiem a opiekunem, niemowlę najpierw stara się angażować wszystkie dostępne i znane środki zwrócenia na siebie uwagi i pobudzenia matki do jakichkolwiek reakcji. Psycholog pokazał również, że jeżeli takiego rodzaju deprywacja trwa długi czas, dziecko ma tendencję do fizycznego i emocjonalnego wycofywania się z kontaktu.


więcej w tym temacie można poczytać tutaj:

www.umb.edu


PSYCHOLOG GDAŃSKPSYCHOTERAPEUTA GDAŃSK