Portale internetowe: „Empatia – czyli jak uczyć dziecko wrażliwości.”

Psycholog GdańskAgnieszka Gąstoł, psychoterapeuta, psycholog, pedagog specjalny napisała o empatii. Artykuł ukazał się na portalu „Czas Dzieci”:

„W najprostszym  rozumieniu empatia jest wrażliwością człowieka na kontekst społeczny, sytuację, myśli, emocje i zachowanie drugiej osoby. Dzięki niej możliwe jest przyjmowanie różnych ról społecznych oraz współdziałanie w związku, zespole czy grupie. Wysoki poziom empatii umożliwia nam wczucie się, dostrzeżenie i zrozumienie drugiej osoby w określonej sytuacji, a to z kolei wpływa na naszą decyzję o sposobie zachowania się w stosunku do niej – zaoferowaniu wsparcia, pomocy czy odpowiedniej przestrzeni na działanie.

Jak rozwija się empatia?

Dziecko, w pierwszych latach życia, doświadcza całym sobą emocji przeżywanych przez inne osoby z jego otoczenia. Zdenerwowanie i poruszenie mamy stają się powodami do złości i płaczu niemowlęcia, jej radość i spokój, koją dziecięce nerwy. W swoim rozwoju emocjonalnym mały człowiek zlewa się z otoczeniem, silnie przeżywając problemy,  nie tylko dotykające bliskich, ale również zwierzęta czy zabawki. Szczerze smuci go więc choroba misia czy boląca łapka psa.

Kiedy emocjonalność dziecka rozwija się, a układ nerwowy staję się bardziej wrażliwy, coraz większy ślad w dziecięcym umyśle zostawiają poruszające sytuacje – płacz innego dziecka stanie się dla niego „wystarczającym powodem” do własnego płaczu. Na wczesnym etapie takie współodczuwanie może skutecznie zniechęcić dziecko do kontaktu z wybraną osobą –  tylko dlatego, że przynajmniej raz wzbudziła ona przykre emocje. Z drugiej strony tak wysoka wrażliwość i gotowość do współodczuwania skutkują naturalną chęcią niesienia pomocy drugiej osobie – dziecko podaruje rówieśnikowi własnego misia, by ten go pocieszył.

Postrzeganie świata z perspektywy innych ludzi

Już trzyletnie dzieci potrafią z sukcesem różnicować proste emocje okazywane (nawet w niewielkim stopniu) przez innych ludzi. Najłatwiej odczytują uczucia przyjemne, takie jak radość i zadowolenie. Więcej trudności sprawia im rozpoznanie lęku, smutku czy złości. Ponadto dzieci chętnie współdzielą emocje z dorosłymi – samoistnie oraz w sytuacji wyraźnego zaproszenia z ich strony – „kto się ze mną ucieszy”, „kto mi pomoże”. (…)

Geny czy wychowanie?

Badania przeprowadzone wśród amerykańskich bliźniąt wskazują na istnienie genu odpowiedzialnego za tendencje do zachowań prospołecznych. Nie jest to więc jedynie efekt wyuczenia – stoi za tym również biologia.

Nauka zachowań prospołecznych odbywa się również w środowisku domowym. Ważne jednak, by tego rodzaju reakcje nie były przez rodziców nagradzane w sposób materialny. To istotne, by młody człowiek miał poczucie, że pomoc innej osobie była jego własną decyzją i wynikała z wewnętrznej motywacji do działania. (…)”


cały tekst jest dostępny na stronie internetowej:

www.czasdzieci.pl/domowa-akademia/rodzice-artykuly/id,630-empatia_czyli_jak.html


PSYCHOLOG GDAŃSKPSYCHOTERAPIA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Psychoterapeuta bez tajemnic. Czy lekarze też trafiają na kozetkę?”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuNa portalu internetowym „Na Temat” pojawił się ciekawy tekst o higienie pracy psychoterapeuty. Autorem jest Mateusz Madejski:

„Andrzej Wolski, główny bohater serialu HBO „Bez tajemnic”, to doświadczony psychoterapeuta, który przytłoczony własnymi problemami, sam musi szukać pomocy u kolegów po fachu. Czy lekarze dusz też czasem potrzebują leczenia?

– Oczywiście, że potrzebują. Raczej niepokojące byłoby, gdyby terapeuta z wieloletnim doświadczeniem twierdził, że nie ma żadnych problemów – mówi psycholog Barbara Stawarz. Mało tego, radziłaby Wolskiemu (w serialu HBO wciela się w niego Jerzy Radziwiłowicz), żeby zrobił sobie dłuższą przerwę. – To zawód bardzo narażony na wypalenie zawodowe, tak jak chociażby nauczyciel. Dlatego co najmniej kilkumiesięczna przerwa w takich przypadkach nie jest złym pomysłem. W tym fachu najważniejszy jest dystans, a nie znajdzie go ktoś, kto jest przytłoczony własnymi problemami – dodaje Stawarz.

Zawód wysokiego ryzyka

Jednak psycholog Anna Kędzierska zaznacza, że aby w ogóle znaleźć się w zawodzie, trzeba spełniać określone warunki. – Psychoterapeuta, ten certyfikowany, czyli specjalista, a nie uzurpator, zanim zacznie pracę terapeutyczną, sam przechodzi przez terapię. Wszystko po to, by uniknąć sytuacji typu: „jestem terapeutą, bo mam problemy, a pomagając w rozwiązywaniu trudności innych ludzi, czuję się rozgrzeszony z potrzeby pracy nad sobą” – wyjaśnia Anna Kędzierska. (…)

Większość ludzi rozładowuje napięcie związane z pracą rozmawiając o problemach z rodziną i przyjaciółmi. Ale psychoterapeutów obowiązuje tajemnica zawodowa. – W tym zawodzie trzeba traktować ją bardzo poważnie. W końcu ma się do czynienia z niezwykle delikatnymi sprawami. Więc o tym, co się usłyszało w gabinecie, rozmawiać po prostu nie można – podkreśla Barbara Stawarz. Jednak od tej żelaznej zasady jest jeden wyjątek. Psychoterapeuci mają swoich superwizorów. To z nimi się konsultują i omawiają kluczowe kwestie w terapii swoich pacjentów.

Terapia terapeuty

(…) Barbara Stawarz przyznaje, że rola superwizora jest niezwykle ważna w pracy psychoterapeuty. – Każdy dobry specjalista konsultuje kluczowe sprawy ze swoim superwizorem. Podczas takich konsultacji terapeuta stale bada swoją obiektywność oraz trafność ocen. Ale także psychoterapeuta podczas spotkań z superwizorem powinien omawiać swój własny stan. To z nim psychoterapeuta powinien konsultować chociażby pomysł, by zrobić sobie kilkumiesięczną przerwę w pracy – mówi Stawarz.

Ale rozmowy z superwizorem, czy nawet przerwy, nie zawsze wystarczają. – To ciężki zawód, niektórzy uważają, że nie da się go wykonywać przez całe zawodowe życie. Codzienne konfrontowanie się z problemami innych i gigantyczna presja – to może przytłaczać – przyznaje Barbara Stawarz. I dlatego nie dziwi się, że są tacy terapeuci, którzy w końcu sami trafiają na terapię. – Nie rozumiem, dlaczego miałby to być problem. Jeśli ktoś potrzebuje takiej pomocy, powinien z niej skorzystać. I nie ma tu znaczenia fakt, że taka osoba sama jest psychoterapeutą – uważa psycholog.

Zachować równowagę

Ale Anna Kędzierska polemizuje. – Psycholog czy psychoterapeuta jest oczywiście takim samym człowiekiem jak hydraulik, nauczyciel czy dziennikarz i zwykle ma podobne problemy życiowe. Ale w toku rozwoju zawodowego zdobywa jednak wiedzę i umiejętności, które pomagają w radzeniu sobie z trudnościami. Często są to te same metody, narzędzia, które dostarcza się klientowi czy pacjentowi w gabinecie – uważa Kędzierska. (…)

Zatem koniec końców, terapeuta jest odpowiedzialny nie tylko za kondycję psychiczną swoich pacjentów, ale również za swoją własną. Być może nawet zachowanie psychicznej równowagi jest w tym zawodzie większym wyzwaniem, niż pomoc w pokonywaniu problemów.”


cały artykuł jest dostępny na stronie internetowej:

www.natemat.pl/79125,psychoterapeuta-bez-tajemnic-czy-lekarze-tez-trafiaja-na-kozetke


GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPEUTA GDAŃSK

Wywiady: „Czy szukanie drugiej połówki jabłka ma sens?”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuAgnieszka Jucewicz rozmawia z profesorem Bogdanem Wojciszke na temat miłości. Tekst ukazał się w „Wysokich Obcasach”:

„W to, że cokolwiek może trwać wiecznie, już chyba nikt dzisiaj nie wierzy. Jednocześnie ludzie są tak skonstruowani, że uważają trwanie za niezwykłą wartość. Wydaje nam się, że jeśli coś nie jest wieczne, to jakby mniej istniało. A przecież fakt, że zimą jest śnieg, a latem go nie ma, nie oznacza, że zimy nie było.

Wielu ludzi wierzy w romantyczną wizję miłości, w dwie połówki jabłka, które powinny się odnaleźć i połączyć na wieczność. Warto mieć takie iluzje?

W to, że cokolwiek może trwać wiecznie, już chyba nikt dzisiaj nie wierzy. Jednocześnie ludzie są tak skonstruowani, że uważają trwanie za niezwykłą wartość. Wydaje nam się, że jeśli coś nie jest wieczne, to jakby mniej istniało. A przecież fakt, że zimą jest śnieg, a latem go nie ma, nie oznacza, że zimy nie było.

Co pan przez to rozumie?

Niektóre rzeczy po prostu powtarzają się cyklicznie, a inne zanikają bezpowrotnie. To jest życie. A my zostaliśmy zanurzeni w przekazie kulturowym, który na piedestale stawia miłość namiętną, romantyczną, jakby innych rodzajów miłości nie było. To widać wszędzie, począwszy od bajek, przez literaturę, po filmy. Szukają się dwie połówki jabłka i jeśli się odnajdą, to taka para będzie żyć szczęśliwie aż po grób. Przy czym kultura skupia się raczej na ekscytującym czasie poszukiwań, a nie na późniejszym „aż po grób”. „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza kończy się, kiedy para staje na ślubnym kobiercu. Tak samo „Potop”. Tak jakby dalej nie było nic ciekawego do opisywania.

Bo czasem tak to się kończy.

Często jednak nie, chociaż trudno wyobrazić sobie związek, który przez cały czas miałby charakter namiętny. Fajnie trwać we wzajemnym zachwycie przez dwa, cztery lata – to zwykle tyle trwa – ale przeżywać namiętne porywy 40 lat? To by było potwornie męczące.

Czym jest ta namiętność? To seks?

Między namiętnością a seksem jest spora różnica, ludzie przeżywają jedno i drugie niezależnie od siebie. Namiętność ogniskuje się na jednej osobie. A pożądanie seksualne może być rozproszone na szeroką grupę osób. Praktycznie nie zdarza się, by ktoś popełnił samobójstwo z tego powodu, że nie uprawiał seksu z jakąś osobą, bo jeśli nie może tej potrzeby zrealizować z kimś konkretnym, to znajdzie inny obiekt. A z powodu odrzuconej miłości samobójstwa się zdarzają. Poza tym seksem się handluje, a namiętnością – nie sposób. (…)

Skoro nie namiętność sprawia, że ludzie czują się ze sobą szczęśliwi, to co jest tym klejem, który trzyma pary razem?

Intymność. Przyjazne uczucia wobec partnera, wspólny świat oraz to, jak para reaguje na kryzysy. Jedną z ważniejszych funkcji związku jest zapewnianie sobie wsparcia społecznego. Jeśli partner zostanie naszym najbliższym przyjacielem, nie tylko rozumie nas intelektualnie, ale też emocjonalnie. Kiedy przechodzimy przez trudne chwile, jest nam w stanie powiedzieć: „Masz prawo czuć się tak, jak się czujesz”. Albo: „Jesteś fajnym, sensownym człowiekiem”. I powie to wtedy, kiedy najbardziej potrzebujemy podobne rzeczy usłyszeć. To ma dobroczynny wpływ nie tylko na naszą psychikę, ale też na ciało. Wsparcie partnera chroni kobiety przed depresją, na którą zapadają cztery razy częściej niż mężczyźni. A wsparcie kobiet chroni partnerów dosłownie przed śmiercią. Mężczyźni, którzy mają szczęśliwe związki, żyją dłużej i mają lepszą kondycję zdrowotną.”


cały wywiad jest do przeczytania na stronie internetowej „Wysokich Obcasów”:

www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,16508162,Czy_szukanie_drugiej_polowki_jablka_ma_sens_.html


PSYCHOTERAPIA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Prasa: „Warsztaty czy terapia?”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuJustyna Masella Praszyńska dokonała treściwego rozróżnienia pomiędzy pomocą psychologiczną w formie psychoterapii a warsztatami. Tekst ukazał się na łamach „Zwierciadła”:

„Czasami towarzyszy nam wiara, że jeden wspaniały warsztat rozwoju osobistego zmieni nasze życie. Jeśli tak się nie dzieje szukamy następnego. Tymczasem głębokie, rzeczywiste zmiany wymagają czasu, dotarcia do przyczyn problemów i świadomej zmiany wzorca naszych zachowań. Warsztaty rozwojowe mogą być inspiracją, czasem uzupełnieniem terapii. Ale żaden warsztat jej nie zastąpi. Jak wybrać zajęcia, które nam istotnie pomogą? Kiedy wskazana jest terapia?

Mirka wraca do domu po weekendzie spędzonym na warsztacie poświęconym poszukiwaniu kobiecej mocy. Jedzie samochodem i śpiewa głośno ulubione piosenki. Czuje się szczęśliwa i ma mnóstwo energii. Dwa dni w pięknym miejscu, w towarzystwie uroczych kobiet sprawiły jej wiele przyjemności, a ćwiczenia były naprawdę interesujące i Mirka ma mocne postanowienie, że będzie z nich korzystać na co dzień. Przy tej myśli głos jej nieco słabnie i uśmiech znika z twarzy. Czy tak już nie było kilka miesięcy temu? Pojechała na  warsztat na temat wewnętrznego krytyka. Po powrocie przez dwa tygodnie przepełniała ją radość i poczucie, że teraz już wie, jak kierować swoim życiem. A potem jakby ktoś przekłuł balonik, euforia i pewność zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się znane lęki i wątpliwości. W głowie kołatało pytanie, które zadał jej prowadzący warsztat: czy myślała kiedyś o psychoterapii? Nie, nigdy, raczej poszuka kolejnego warsztatu.

Oferta warsztatów rozwojowych jest dzisiaj tak bogata, że można sobie nimi zająć każdy weekend i całe wakacje. W zależności od naszych potrzeb mamy do wyboru zajęcia artystyczne, psychologiczne, pracę z ciałem, energią, oddechem, czakrami, tantrę, tańce w kręgu i naukę gotowania według pięciu przemian. Aby nie pogubić się w tym gąszczu propozycji, dobrze jest znaleźć przewodnika, na przykład popytać o warsztatowe doświadczenia wśród przyjaciół i znajomych, poczytać rekomendacje w czasopismach lub portalach psychologicznych. Trzeba też zadać sobie pytania i uczciwie na nie odpowiedzieć: po co chcę tam pójść, co mnie tam ciągnie, czego oczekuję, jaki mam cel, co pragnę osiągnąć? Na warsztatach możemy poznać nowe metody pracy nad sobą, odkryć swój twórczy potencjał, poznać poszukujących i otwartych ludzi, miło spędzić czas, ale nie ma na nich miejsca na psychoterapię. Nie możemy oczekiwać, że problem z wyrażaniem trudnych emocji rozwiążemy na warsztacie białego śpiewu, tylko dlatego, że podczas tych zajęć uczymy się otwierać gardło. To na pewno może nam pomóc, ale nie zastąpi głębokiej pracy psychologicznej. Nawet na warsztatach poświęconych sposobom wyrażania złości nie dowiemy się, dlaczego boimy się, nie chcemy czy nie umiemy jej wyrażać. To możemy odkryć w procesie psychoterapii. (…) Pomocy terapeutycznej potrzebują osoby, które mają chroniczny problem odzwierciedlający się w różnych obszarach życia: czują się źle ze sobą, bo mają zaniżone poczucie wartości, słabą wolę życia i nikły sens swojego istnienia; czują się źle z innymi, bo boją się ludzi i nie potrafią tworzyć relacji opartych na więzi, zaufaniu, miłości; nie radzą sobie w pracy, bo nie wierzą w swoje kompetencje; chorują, bo organizm w stanie permanentnego stresu i napięcia traci odporność i zdolności samoregulacyjne. Z pomocą psychoterapeuty rozpoznają, że ich trudności mają głębokie zakorzenienie w trudnym systemie rodzinnym, lub innych patogennych czynnikach środowiskowych. Psychoterapia pomaga uzdrowić wewnętrzne urazy i odbudować poczucie wartości, godności, wiary w siebie i zaufania do swoich możliwości wzrastania. Dopiero wtedy skuteczne są warsztaty, które pomagają rozbudzać uśpione potencjały rozwojowe.”


cały tekst jest dostępny na stronie internetowej „Zwierciadła”:

www.zwierciadlo.pl/2011/psychologia/rozwoj/warsztaty-czy-terapia


TERAPIA DYNAMICZNA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Jakich tematów nie poruszać przy dziecku?”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuNa stronie internetowej „Dzielnica Rodzica” pojawił się artykuł na temat tego, o czym można a o czym nie należy rozmawiać przy dzieciach. Tekst napisała Małgorzata Kyc:

„Jakich tematów nie poruszać przy dziecku, żeby potem nie najeść się wstydu? – rozważają podobno dość często rodzice rezolutnych kilkulatków. Zdarza się przecież w towarzystwie, że mały szkrab niespodziewanie włącza się do rozmowy dorosłych i jednym zdaniem, być może zasłyszanym gdzieś, kiedyś w domu, wywołuje salwę śmiechu, kompromitując przy tym swoich rodziców lub co najmniej wprawiając ich w zakłopotanie. (…)

Więc cóż robić? Rozmawiać w konspiracji? Zabraniać dziecku powtarzania wszystkiego, co usłyszało w domu? Nie wydaje mi się, że są to rozwiązania godne polecenia. W domu każdy powinien czuć się swobodnie i komunikować się bez niepotrzebnego napięcia. Z drugiej strony nie można żądać od energicznego brzdąca ciągłego trzymania czegoś w sekrecie, gryzienia się w język i pilnowania się w towarzystwie. Przecież można rozmawiać nieskrępowanie i szczerze, pamiętając, by zawsze wyrażać swoje opinie w sposób nieobraźliwy dla nikogo. Sprawy, które są rzeczywiście dyskretne, omawiać w cztery oczy. (…)

Czasem dyskutujemy o czymś zupełnie bez świadomości, że nasze dziecko słucha i z tym, co usłyszy, zostaje samo. Rozumie to po swojemu, czasem może być przestraszone, czasem czymś się martwi. Zauważajmy takie sytuacje i reagujmy w porę. Dziecko wiele rzeczy widzi i interpretuje zupełnie inaczej, niż my, stąd też często rodzą się zabawne sytuacje czy nieporozumienia. Nie zapominajmy o tym, bo to pomoże nam nabrać odpowiedniego dystansu do wypowiedzi kilkulatka. Przy odrobinie poczucia humoru możemy wybrnąć z niejednej kłopotliwej sytuacji, wywołanej wypowiedzią małego szkraba. Jak grono pedagogiczne pewnego przedszkola, zamieszczając ogłoszenie następującej treści: „Drodzy rodzice, nie wierzcie we wszystko, co Wasze dzieci mówią o naszym przedszkolu.  My ze swej strony zapewniamy, że nie będziemy wierzyć w to, co dzieci mówią o Was.”

Jest w tym jakiś kierunek. Bo poza tym, że absolutnie każdy kilkulatek zasługuje na to, by być przez rodzica uważnie wysłuchanym i zrozumianym, warto też mieć trochę dystansu do siebie i do swoich pociech, a wtedy problem, że dziecko może nas skompromitować czy wprawić w zakłopotanie w towarzystwie po prostu przestaje istnieć.”


cały tekst jest dostępny na stronie internetowej portalu „DzielnicaRodzica.pl”:

www.dzielnicarodzica.pl/42536/31/artykuly/przedszkolak/wychowanie/Jakich_tematow_nie_poruszac_przy_dziecku_?cid=8910904


GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPEUTA GDAŃSK

Portale internetowe: „Leczenie uzależnienia od alkoholu.”

Na portalu „Medycyna Praktyczna” ukazał się artykuł dotyczący leczenia uzależnienia od alkoholu w Polsce:

Gabinet Psychoterapii w Gdańsku„Uzależnienie od alkoholu jest chorobą

W Polsce kliniczne kryteria rozpoznania uzależnienia od alkoholu spełnia nieco ponad 3% dorosłych, co stanowi około 850 tys. osób. Potocznie uważa się, że o uzależnieniu świadczy duża ilość i częstość spożywania alkoholu oraz negatywne konsekwencje, jakie wynikają z takiego rodzaju picia. W rzeczywistości widoczne dla otoczenia nadmierne picie charakteryzuje nie tylko osoby uzależnione, ale również pijące alkohol ryzykownie i szkodliwie, które nie mają objawów uzależnienia. Ponad 14% Polaków w wieku 18–64 lat (ponad 3,5 mln osób) pije alkohol za często, w za dużych ilościach, w nieodpowiednich sytuacjach i doświadcza z tego powodu problemów, jednak nie są to osoby uzależnione.

O uzależnieniu od alkoholu świadczy występowanie w ciągu ostatniego roku picia co najmniej trzech z sześciu poniższych objawów:

– silne pragnienie lub poczucie przymusu picia („głód alkoholowy”),

– upośledzona zdolność kontrolowania zachowań związanych z piciem (trudności w unikaniu rozpoczęcia picia, trudności w zakończeniu picia do wcześniej założonej ilości, nieskuteczność wysiłków zmierzających do zmniejszenia lub kontrolowania picia),

– fizjologiczne objawy zespołu abstynencyjnego, pojawiające się, gdy picie alkoholu jest ograniczane lub przerywane (drżenie mięśniowe, nadciśnienie tętnicze, nudności, wymioty, biegunki, bezsenność, rozszerzenie źrenic, wysuszenie śluzówek, wzmożona potliwość, zaburzenia snu, niepokój, drażliwość, lęki, padaczka poalkoholowa, omamy wzrokowe lub słuchowe, majaczenie drżenne), albo używanie alkoholu lub pokrewnie działającej substancji (np. leków uspokajających i nasennych) w celu złagodzenia wspomnianych objawów, uwolnienia się od nich lub ich uniknięcia,

– zmieniona (najczęściej zwiększona) tolerancja alkoholu (ta sama dawka alkoholu nie przynosi spodziewanego efektu), konieczność spożycia większych dawek w celu wywołania oczekiwanego efektu,

– z powodu picia alkoholu – narastające zaniedbywanie alternatywnych źródeł przyjemności lub zainteresowań, zwiększona ilość czasu przeznaczona na zdobywanie alkoholu lub jego picie bądź na uwolnienie się od następstw jego działania,

– uporczywe picie alkoholu mimo oczywistych dowodów jego szkodliwych następstw (picie alkoholu, mimo że charakter i rozmiary szkód są osobie pijącej znane lub można oczekiwać, że są znane)

Nie wszystkie osoby pijące alkohol szkodliwie będą w przyszłości uzależnione. O wystąpieniu objawów przesądzą predyspozycje biologiczne i czynniki środowiskowe. Niemniej jednak wystąpienie objawów uzależnienia zawsze poprzedzone jest okresem picia szkodliwego. Jest on najczęściej krótszy u kobiet i osób nadużywających alkoholu w okresie dorastania.

Rozpoznanie uzależnienia od alkoholu

Formalne prawo do diagnozy nozologicznej (czyli rozpoznania choroby) ma w Polsce lekarz. Ponieważ uzależnienie od alkoholu jest zaburzeniem psychicznym i zaburzeniem zachowania, rozpoznaje je najczęściej lekarz psychiatra. W diagnozowaniu biorą również czynny udział specjaliści psychoterapii uzależnień i psychologowie. Najlepiej przygotowani są do tego zadania pracownicy placówek leczenia uzależnienia od alkoholu. Placówki te są wyspecjalizowane i najbardziej skuteczne w leczeniu osób uzależnionych. Ich aktualizowany spis, łącznie z adresami i telefonami, znajduje się na stronie internetowej Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych: www.parpa.pl – „Placówki lecznictwa”.

Rozpoznanie uzależnienia nie jest zadaniem łatwym, bowiem osoby diagnozujące muszą zweryfikować istnienie objawów uzależnienia na podstawie tego, co mówi pacjent o swoim piciu, a obraz problemów alkoholowych pacjenta jest często poważnie zniekształcony. Prawidłowo ustalone rozpoznanie jest podstawą przedstawienia pacjentowi oferty skutecznej pomocy. (…)”


całość do przeczytania na stronie internetowej portalu „Psychiatria”:

www.psychiatria.mp.pl/uzaleznienia/show.html?id=69539#.VZiyhA6rfK4.facebook


PSYCHOTERAPEUTA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Wywiady: „Dzieciństwo – co zrobić z tym bagażem?”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuW „Zwierciadle” ukazała się rozmowa z psychologiem Pawłem Droździakiem. Wspólnie z Renatą Mazurowską zastanawiają się, czym jest bagaż emocjonalny i co można z nim zrobić:

„Wiele razy słyszałam, że rodzice mogą nas „urządzić na całe życie”. Dzieciństwo rzeczywiście determinuje nasz los?

Słyszała pani o Gavinie de Beckerze? Matka tego człowieka była okrutną, niezrównoważoną psychicznie osobą. Stosowała wobec niego brutalną, skrajną przemoc i wielokrotnie musiał uciekać z domu, by ratować życie. Całe jego dzieciństwo upłynęło na przewidywaniu, jaki dzisiaj mama będzie miała humor i jak zareaguje. Wiele osób po takich przejściach nie dałoby rady przetrwać w dorosłym życiu. On miał jednak w sobie ogromną siłę… Trudno powiedzieć, skąd ją czerpał – od innych osób w bliskim otoczeniu, ze środowiska, a może z siebie? Faktem jest, że doświadczenie dzieciństwa zmieniło jego życie, ale inaczej, niżby można się spodziewać. Stworzył potężną firmę analityczną, zajmującą się ocenianiem zagrożenia. Przewiduje, na ile prawdopodobny jest na przykład atak terrorystyczny, zemsta pracownika wyrzuconego ze stanowiska, zniszczenie mienia itd. Nie wiem, czy ma harmonijne relacje z bliskimi, być może jego adaptacja sprawdza się tylko w sferze zawodowej, to, co wiadomo na pewno: zrobił, co umiał, by sobie poradzić z traumą i w jakiejś części na pewno mu się to udało.

Czy jest taka zależność, że jeśli komuś w dzieciństwie brakowało poczucia bezpieczeństwa, to będzie za wszelką cenę dążył do stabilizacji i unikał konfliktów? 

Istnieje silny związek między dziecięcymi doświadczeniami a późniejszym zachowaniem lub skłonnościami, ale nie jest to żaden stały wzór, który by to opisywał i dawał pewność przewidywania przyszłości. Ten związek między „kiedyś” a „teraz” możemy odkrywać jedynie wstecz. Nie da się tego przewidzieć w przód, na przykład stosując zasadę „dajmy dziecku spokojne dzieciństwo, to pewnie będzie skakać na bungee” albo na odwrót: „dajmy mu od początku w kość” to się utwardzi i zacznie skakać na bungee”. Jedno i drugie myślenie jest równie zawodne. W życiu nie ma tak prosto.

Fakt – z tzw. dobrego domu może wyjść zarówno profesor, jak i narkoman. Podobnie z domu złego – ktoś, kto będzie krzywdził, tak jak sam był krzywdzony, albo przeciwnie – człowiek szczególnie na krzywdę wrażliwy…

Skoro już poruszyliśmy temat ekstremalnych doświadczeń, to może weźmy jako przykład boks. Patrząc wstecz, ktoś może na przykład powiedzieć: „Nie chcę trenować boksu, bo jak widzę tych facetów, to mi się przypomina, jak ojciec bił matkę. Nie wejdę na salę bokserską, bo mnie odrzuca. Po moich doświadczeniach to nie jest dla mnie”. Związek jest ewidentny i osoba sama go rozpoznaje. Ale ktoś inny może powiedzieć: „Pamiętam doskonale, jak ojciec bił matkę. Widzę to co noc w snach. Zapisałem się na boks, żeby ją obronić i któregoś dnia to się stało. Teraz sam mam studio sztuk walki, zarabiam nieźle, więc można powiedzieć, że spieniężyłem największą traumę swojego życia”. W obu przypadkach związek między stosunkiem do boksu a traumatycznym doświadczeniem z dzieciństwa jest jasny, bezdyskusyjny, ale konia z rzędem temu, kto, patrząc w przód, go przewidzi i powie, w którą stronę to pójdzie. Czemu tak jest? Z kilku powodów. Po pierwsze, każde zdarzenie jest osadzone w całej masie innych czynników w rodzinie i one działają razem. Po drugie, dochodzi dziedziczność, wrażliwość układu nerwowego, inteligencja, sprawność fizyczna, wreszcie: wpływ środowiska. Może ktoś miał kiepską sytuację w domu, ale trafił w szkole na fajnego trenera boksu, który stał się takim „lepszym ojcem”, a może na wuefistę, który jak zobaczył chłopaka, co się trzyma trochę z boku, to postanowił sobie przy klasie na nim poużywać… W każdym z przypadków stosunek chłopca do sportu zmieni się o sto procent, choć układ rodzinny będzie ten sam. Wszystko się liczy. Wreszcie najważniejsze – liczymy się my sami. Uwarunkowania to otrzymany bagaż, ale to my go niesiemy. My decydujemy, co z nim zrobimy. (…)”


cały artykuł można przeczytać na stronie internetowej magazynu „Zwierciadło”:

www.zwierciadlo.pl/2013/psychologia/wychowanie-dziecko/dziecinstwo-co-zrobic-z-tym-bagazem


PSYCHOLOG W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Spacer lekiem na depresję?”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuNa portalu „Dzielnica Rodzica” pojawił się krótki tekst na temat zbawiennego wpływu kontaktu z naturą na samopoczucie. Autorem jest Sylwia Słota-Kordek:

„Czujesz smutek i przygnębienie? Zamiast zamykać się w czterech ścianach, idź na spacer. Jak wynika z najnowszych badań, istnieją wymierne dowody na to, iż kontakt z naturą może obniżyć ryzyko wystąpienia depresji.

W badaniu tym, dwie grupy ochotników spacerowały przez 90 minut – jedna po terenie porośniętym trawą, pojedynczymi drzewkami oliwnymi i krzewami, a druga wzdłuż czteropasmowej drogi o dużym natężeniu ruchu. Przed i po spacerze, naukowcy zmierzyli uczestnikom szybkość pracy serca i rytm oddychania, wykonali obrazowe badanie mózgu, a uczestnicy wypełnili ankiety.

Wyniki, opublikowane w czasopiśmie naukowym „Proceedings of the National Academy of Science”, wykazały, że u osób, które spacerowały po terenie przyrodniczym nastąpił spadek aktywności części mózgu odpowiadającej za depresję. Zauważono niewielkie różnice w kondycji fizjologicznej, ale wyraźne zmiany w mózgu. Aktywność neuronalna w polu Brodmanna 25 – obszarze mózgu aktywnym podczas rozmyślań i powtarzających się myśli skoncentrowanych na negatywnych emocjach (tzw. ruminacje) – malała u ochotników spacerujących na łonie przyrody w porównaniu do tych spacerujących w środowisku miejskim. „Te wyniki sugerują, że bliskość przyrody może być istotna dla zdrowia psychicznego w naszym szybko urbanizującym się świecie”, mówi współautor badań, Gretchen Daily. „Wyniki tych badań są ważne, bo są zgodne ze związkiem przyczynowym między postępującą urbanizacją a zwiększoną liczbą zachorowań na choroby psychiczne (choć jeszcze go nie udowadniają)”, dodaje kolejny współautor badań, profesor psychologii w Stanford, James Gross.

Korzystajmy więc z zasobów przyrody najczęściej jak się da – nie tylko dla przyjemności, ale przede wszystkim dla zdrowia.”


cały tekst jest dostępny na stronie internetowej portalu „DzielnicaRodzica.pl”:

www.dzielnicarodzica.pl/42538/40/artykuly/mama_i_tata/aktywna_mama/Spacer_lekiem_na_depresje_?cid=9063256


PSYCHOLOG GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Wywiady: „Ciała bez głów.”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuNa łamach „Polityki” ukazała się rozmowa z Katarzyną Schier – o tym, dlaczego jesteśmy niezadowoleni z własnego wyglądu:

„Joanna Drosio-Czaplińska: – Otwieram gazetę dla ciężarnych. W środku porady na temat diet odchudzających. Co to o nas mówi?

Katarzyna Schier: – Że tak źle jeszcze nie było. Wyniki prowadzonych badań w porównaniu z minionymi latami ujawniają gwałtowną zmianę na gorsze. Niezadowolone ze swojego wyglądu są już dziś 10–11-letnie dzieci, większość to dziewczynki. Chłopcy zaś dzielą się na tych, którzy chcą schudnąć, i tych, którzy chcą nabrać masy. Procesy globalizacji promujące jednakowe wzorce pod każdą szerokością geograficzną dołożyły swoje. Niezadowolenie z ciała staje się normatywne. Na tym żerują koncerny kosmetyczne, farmaceutyczne i wiele innych sprzedających iluzję. Oraz różni guru od fitnessu, styliści.

Z badań TNS OBOP wynika, że prawie 90 proc. Polek z wyższym wykształceniem poddałoby się operacji plastycznej, gdyby mogło. Dwie trzecie marzy o poprawieniu twarzy, połowa brzucha, co czwarta ud. Tylko co piąta kobieta jest zadowolona z własnego ciała.

I ten obraz własnego ciała ma niewiele wspólnego z tym, jak wyglądamy. A standardy windowane są coraz wyżej. Kobiety, które naprawdę poddały się operacji plastycznej, są, owszem, zadowolone z efektów zabiegów – ale tylko pod kątem zoperowanego fragmentu ciała: nosa, piersi, ust. Spodziewane zadowolenie z siebie jednak nie przychodzi.

Niektórzy idą dalej, poprawiając policzki, brodę, uszy, oczy…

Okaleczając się do późnej starości. Robiłam niedawno wraz z Ewą Młożniak badania polegające na tym, że kobiety miały dokończyć zdanie: moje ciało to…, i okazało się, że ponad 50 proc. odpowiadało: „moja wizytówka”, „narzędzie”, „organizm”, „kupa mięsa”. To instrumentalne traktowanie siebie. Znacznie mniej osób odpowiedziało: „moje ciało to ja” albo „moje ciało to część mnie”. Określiłyśmy to zjawisko uprzedmiotowieniem ciała.

A jak jest u mężczyzn?

Podobnie. Robiłam badania z mężczyznami chodzącymi na siłownię kilka razy w tygodniu, którzy odczuwają przymus ćwiczenia. Okazało się, że zwiększona ilość ćwiczeń wcale nie powoduje u nich lepszego samopoczucia. Im więcej ćwiczą, tym gorzej się czują. Chwilowo, w trakcie – lepiej, potem tak samo źle. To idzie w parze z instrumentalnym podejściem do seksu. Niektórzy mówią nawet: „Bez bicepsu nie ma seksu”. Relacja z kobietą to dla nich też rodzaj gimnastyki. Jak widać – płeć inna, sceneria odmienna, ale problem ten sam: odcięcie ciała od psychiki.

Z czym to się wiąże?

To problem o skali społecznej, bo oznacza też brak szans na bliskość z drugim człowiekiem. Może wydawać się, że ci, którzy tak bardzo dbają o wygląd – nie pozwalają sobie przytyć, ćwiczą – albo lubią szybki seks – to właśnie ludzie, którzy kochają ciało. Ale jest dokładnie odwrotnie. Takim osobom to wszystko służy często do regulacji emocji, bo ludzie odcięci od ciała, paradoksalnie, nie potrafią uspokoić emocji przy pomocy umysłu, a jedynie poprzez ciało. Przymus ćwiczeń działa podobnie jak seksoholizm, alkoholizm, narkomania i zalicza się do grupy uzależnień. I w pewnym sensie odcina od życia, od witalności i przyjemności. Ale ludzie uzależniają się też od zdrowych nawyków, jak ekojedzenie, bycie fit, czy zabiegów kosmetyczno-chirurgicznych. Znam panią po czterdziestce, która pierwsze, co robi, gdy zawita do obcego kraju, to lokalizuje fitness i siłownię. I odwiedza ją codziennie, będąc na urlopie z mężem i małymi dziećmi. Bo dla niej to jest akurat najpewniejszy sposób radzenia sobie z niepokojem. Daje złudzenie kontroli nad rzeczywistością poprzez kontrolowanie ciała. (…)

Ukojenie poprzez kontrolowanie to jedno, a drugie to kult młodości, który sprawił, że starość stała się czymś wstydliwym. W show-biznesie młodzieńczość jest wręcz kompetencją. Mając lat 50, trzeba wyglądać na 25.

I tak z menopauzy robi się chorobę, a miliony kobiet dręczą swoje ciała, żeby wpisać się we wzorzec urody, czyli de facto zadowolić innych i osiągnąć poczucie mocy przez poczucie kontroli. W mojej praktyce klinicznej mam największą trudność właśnie w pracy z pacjentkami, które utożsamiają się z nierealnymi wyobrażeniami. Udają same przed sobą, że się nie zestarzeją i nie umrą. Nie ma w ich opowieściach treści na temat bólu związanego z utratą młodości, a słowa potrzebne są do budowania tożsamości. Tożsamość to ciągłość, trwałość, która się jednak kończy. Żyjemy w iluzji wieczności. Nigdy jeszcze to udawanie w kontekście cielesności nie było tak rozwinięte. Moim zdaniem to wręcz jakiś współczesny rodzaj niewolnictwa. (…)”

Dr hab. Katarzyna Schier jest profesorem na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Pracuje też jako psychoterapeutka. Jest autorką m.in. książki „Piękne brzydactwo. Psychologiczna problematyka obrazu ciała i jego zaburzeń”.


cały artykuł do przeczytania na stronie internetowej „Polityki”:

www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1570823,1,dlaczego-jestesmy-niezadowoleni-z-wlasnego-wygladu.read


GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPEUTA GDAŃSK

Portale internetowe: „10 eksperymentów psychologicznych, które zmienią twoje myślenie o sobie.”

Gabinet Psychoterapii w GdańskuNa łamach portalu internetowego „Charaktery” ukazał się ciekawy tekst o najsłynniejszych eksperymentach psychologicznych:

1. Wszyscy nosimy w sobie cząstkę zła

Niezaprzeczalnie najsławniejszym eksperymentem w historii psychologii stał się stanfordzki eksperyment więzienny z 1971 roku. Pokazał on jak sytuacja społeczna może zmieniać ludzkie zachowanie. Prowadzący eksperyment prof. Philip Zimbardo stworzył w podziemiach uniwersytetu więzienie i wyselekcjonował 24 studentów (którzy nie mieli przeszłości kryminalnej i byli psychicznie zdrowi), by wcielili się w role więźniów i strażników. Badacze  obserwowali studentów (pozostających w „celach” 24 godziny na dobę) i strażników (pełniących 8-godzinne zmiany) dzięki ukrytym w pomieszczeniom kamerom. Eksperyment planowany na dwa tygodnie, został przerwany po 6 dniach w związku z agresywnym zachowaniem strażników. Niektórzy stosowali tortury psychiczne, przez które badani-więźniowie poddani byli ogromnej dawce stresu i lęku. – Strażnicy eskalowali agresją wobec więźniów, rozbierali ich do naga, nakładali na głowy worki, a ostatecznie nawet zmuszali do poniżających, nieludzkich praktyk seksualnych – powiedział prof. Zimbardo dla „American Scientist”. – Po 6 dniach musieliśmy zakończyć eksperyment, ponieważ wydostał się on spod naszej kontroli. Nie mogliśmy spokojnie zasnąć, nie myśląc o tym, co akurat robią strażnicy więźniom.

2. Nie dostrzegamy tego, co znajduje się wprost przed naszymi oczami

Myślisz, że wiesz, co dzieje się wokół ciebie? Prawdopodobnie nie jesteś nawet blisko. W 1998 roku psychologowie z Kent i Stanford University zaangażowali w badania przechodniów na uniwersyteckim kampusie, by sprawdzić jak wiele ludzie zauważają dookoła siebie. Przechodniów pytano o kierunek, a kiedy niczego nieświadomi zaczynali tłumaczyć drogę, pomiędzy rozmawiającą parą przechodzili mężczyźni niosący ogromne, drewniane drzwi. Na kilka sekund blokowali widok rozmówcy. W tym krótkim czasie badacz zamieniał się miejscami z innym człowiekiem – wyglądającym zupełnie inaczej niż ten pierwszy. Połowa badanych przechodniów nie zorientowała się, że rozmawia z kimś innym! Był to pierwszy eksperyment ilustrujący zjawisko „chwilowej ślepoty” (ang. change blindness). Pokazuje ono jak bardzo selektywna jest nasza uwaga.

3. Odraczanie gratyfikacji jest trudne, ale przynosi korzyści

W sławnym „marshmallow experiment” przeprowadzonym w latach sześćdziesiątych na Stanford University testowano zdolność dzieci w wieku przedszkolnym do odraczania gratyfikacji. Dał psychologom wiele do zrozumienia w tematyce samodyscypliny i silnej woli. W eksperymencie czterolatki były pozostawiane w pokoju same. Na przeciwko nich na talerzu leżała słodka pianka. Dzieci mogły ją zjeść od razu lub poczekać 15 minut  na powrót badacza i dostać dwie pianki. Większość małych badanych zapowiadała, że poczeka, ale nie wszystkim się udało. Te, które przeczekały kwadrans tortur najczęściej używały technik unikania. Na przykład odwracały wzrok, zamykały oczy. Zauważono, że dzieci, które były zdolne do powstrzymania się przez jakiś czas rzadziej cierpiały z powodu otyłości, problemów z zachowaniem czy nadużywania substancji psychoaktywnych w przyszłości. Odnosiły również więcej sukcesu – jak okazało się z czasem.

4. Jesteśmy wystawieni na pastwę konfliktów moralnych

W eksperymencie przeprowadzonym w 1961 roku psycholog z Yale, Stanley Milgram badał, a raczej ostrzegał, przed tym jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, by tylko nie przeciwstawiać się autorytetom. Nawet jeśli ceną jest krzywda innej osoby i ogromny konflikt między osobistymi zasadami moralnymi a zobligowaniem do posłuszeństwa.
Prof. Milgram chciał swoim badaniem wyjaśnić, jak naziści mogli dopuścić się Holocaustu i straszliwych zbrodni z nim związanych. Aby to zrobić, Milgram wyselekcjonował grupę badanych i stworzył pary. Jedna osoba z pary (podstawiony aktor) miała grać ucznia, a badany wcielał się w rolę nauczyciela. Tego drugiego poinstruowano, by za złe odpowiedzi karał ucznia coraz silniejszymi szokami elektrycznymi. Aktor-uczeń wydawał odgłosy bólu, prosił, by przestać i zakończyć eksperyment. Kiedy badany-nauczyciel chciał przerwać, profesor towarzyszący mu wydawał polecenie, by kontynuować.
W pierwszej fazie eksperymentu, 65 proc. badanych posunęło się do zadania ostatniego szoku o mocy 450 volt (zaznaczonego jak „XXX”), mimo że większość miała wyrzuty sumienia i czuła się z tym potwornie źle. Eksperyment Milgrama stał się znakiem ostrzegawczym dla całej ludzkości, pokazującym, że prawie każdy człowiek jest w stanie popełnić zbrodnię, kierując się posłuszeństwem dla autorytetu. „Scientific American” sugeruje, że to badanie pokazuje wewnętrzne konflikty. – Ludzka natura moralna zawiera w sobie empatię, dobroć dla innych, ale też rys ksenofobiczny, brutalny i zły. Eksperyment Milgrama pokazuje konflikt moralny, który leży głęboko w każdym z nas. – Ostatnimi czasy również metodologia zastosowana przez Milgrama w jego badaniu jest kwestionowana. (…)”


całość do przeczytania na stronie internetowej:

www.charaktery.eu/porady/7534/10-eksperyment%C3%B3w-psychologicznych-kt%C3%B3re-zmieni%C4%85-twoje-my%C5%9Blenie-o-sobie/


PSYCHOTERAPEUTA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU