Wywiady: „Przemoc w szkole to długotrwałe 'wydziobywanie’ dziecka z grupy.”

Leczenie Depresji GdańskNa stronie internetowej „Wysokich Obcasów” pojawił się wywiad na temat przemocy w szkole. Rozmawiają Aleksandra Szyłło, redaktorka tygodnika i Joanna Węgrzynowska – psycholożka, wiceprezeska stowarzyszenia Bliżej Dziecka:

Kogo nie lubimy w klasie? I za co?

Ofiarą przemocy w pierwszych latach edukacji szkolnej padają skrajnie różne dzieci. W tym część – całkowicie za nic. Na przykład te słabsze od rówieśników, bardzo wrażliwe. Od lat prowadzę warsztaty umiejętności społecznych dla takich dzieci i z całą mocą chcę podkreślić, że często są to bardzo fajne młode osoby. Ale są wycofane na tyle, że klasa nie widzi ich zalet, tylko im dokucza. Ci słabi wrażliwcy jednocześnie zdobywają chyba najwięcej współczucia od nas, dorosłych. Mamy poczucie, że oni kompletnie nie zasłużyli na to, co ich spotyka na co dzień, że to wielka niesprawiedliwość.

Z drugiej strony nierzadko ofiarą klasowej przemocy pada też silny typ, dziecko z charakterem. Rywal. Jeżeli w klasie są dwie silne osobowości

…to jest o jedną za dużo?

Dwóm różnym silnym charakterom może być trudno, zwłaszcza jeśli nie otrzymują wystarczającego kompetentnego, przyjaznego wsparcia i jeśli szkoła nastawiona jest na rywalizację, mniej na współpracę. Jeśli z jakichś powodów jeden zbuduje swoją „świtę”, drugi ma ciężko.

Klasowe kozły ofiarne to też – co może się wydawać paradoksem – dzieci naznaczone przez wychowawcę. „Tyyy odrobiłeś pracę domową! No proszę, ciekawe” – powie nauczyciel do ucznia, który kilka razy na początku roku zapomniał ćwiczeń – i już dzieci podchwytują. I już się śmieją. Zwłaszcza w klasach I-III tego rodzaju przyczepianie łatek przez nauczyciela bywa niebezpieczne. Nauczyciel zazwyczaj robi to pewnie „niechcący”, nie zdaje sobie sprawy, że krzywdzi. Po prostu wielu nauczycieli nie jest uwrażliwionych na ten problem. A dla sześcio-, siedmio-, ośmiolatków opinia pani jest zasadnicza, nie mówiąc już o sile, jaką mają uwagi pana od WF-u. „Nie umiesz biegać”, „Co masz taki ciężki tyłek” – no i koniec.

A czym dzieci „zasługują” sobie na przemoc?

Są dzieci, u których można zdiagnozować to „coś”, co zraża do nich grupę. Tutaj nie chodzi już tylko o przypadek, niefortunne i niefrasobliwe uwagi nauczyciela czy niezgodność charakterów w klasie. W samym dziecku jest coś, nad czym trzeba popracować. Ofiarą przemocy padają więc uczniowie mający mniejsze niż przeciętne umiejętności społeczne. Pierwszym typem „prowokujących” dzieci mogą być tzw. starzy malutcy – nie umieją się wydurniać jak reszta, wszystko traktują poważnie, lepiej czują się w towarzystwie dorosłych. Często są to jedynacy lub dzieci, które nie chodziły do przedszkola, lecz chowały się głównie z dorosłymi, np. z babcią czy opiekunką. Im dłużej żyły bez grupy rówieśniczej, tym dłużej muszą potem się docierać, wstępując do takiej grupy.

Inny typ to „dzieci kierownicy” – chcą za wszelką cenę rządzić, ich pomysł na zabawę jest najlepszy, forsują go na siłę. Zajmowałam się chłopcem, który twierdził: „Nikt mnie nie ceni”. Podczas obserwacji okazało się, że w grupie zachowuje się identycznie jak jego rodzice zajmujący wysokie stanowiska kierownicze – władczo i apodyktycznie. Rodzice długo nie zauważali problemu, mały cierpiał odrzucony przez klasę. Był typem dominującym, ale nikt go nie uczył umiejętności współpracy w grupie.

Cierpią też w grupie „Ananiasze” – dzieci nastawiane przez rodziców, że są lepsze od rówieśników, że mają mieć lepsze wyniki niż rówieśnicy, uczone egoizmu. A także dzieci przejawiające zachowania agresywne. (…)


cały wywiad jest do przeczytania na stronie internetowej „Wysokich Obcasów”:

www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,18364889,poza-stadem.html


LECZENIE DEPRESJI GDAŃSKPSYCHOTERAPIA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Dziecko w rozwodzie.”

Krótki „poradnik” o przygotowaniu dzieci na rozwód rodziców pojawił się na portalu Dzielnica Rodzica:

Gabinet Psychoterapii Gdańsk„Rozwód nie musi rujnować naszego życia. Może jednak zrobić to z życiem naszych dzieci, jeśli nie będziemy potrafili umiejętnie przygotować ich do zmian, jakie od tej pory staną się ich udziałem.

Nadrzędną zasadą jaka powinna nam przyświecać jest świadomość, że „małżeństwem możemy przestać być, ale rodzicami będziemy do końca życia”. Odpowiedzialność za dzieci to przede wszystkim zapewnienie im bezpieczeństwa. Nie tylko tego materialnego, ale też – a może przede wszystkim – psychicznego. To dzięki niemu kształtujemy szczęśliwego, pewnego swojej wartości i potrafiącego stworzyć pozytywne relacje z innymi człowieka. Rozstanie rodziców nigdy nie będzie dla dziecka łatwe, choćbyśmy nie wiem jak się starali. Możemy jednak zrobić wiele, żeby zminimalizować u niego lęk przed nowym, nieznanym tworem.

Przede wszystkim musimy pamiętać, że każde dziecko wyczuwa napięcie między rodzicami, nawet to najmniejsze. Dlatego zróbmy wszystko co w naszej mocy, aby nie było ono świadkiem kłótni, wyjaśniania nieporozumień, ale też rozmów związanych z ustaleniami „co dalej”. W tej kwestii nie powinniśmy traktować dziecka jako równorzędnego partnera w rozmowie.

Kolejną istotną sprawą jest to, że dziecko powinno się dowiedzieć o naszej decyzji wtedy, kiedy my sami będziemy jej absolutnie pewni.  Jeśli choć jeden z partnerów wciąż wierzy, że jest cień szansy na pogodzenie postarajmy się omówić to we dwoje. Dopiero kiedy dojdziemy do porozumienia poinformujmy o naszej decyzji dziecko. Chaos informacyjny i niespójność w przekazie między rodzicami zaburza w dziecku poczucie bezpieczeństwa, które później trudno odbudować. (…)”


cały artykuł do przeczytania na stronie internetowej:

www.dzielnicarodzica.pl/42213/39/artykuly/mama_i_tata/mama_i_tata/Dziecko_w_rozwodzie?cid=9175969


GABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSKPSYCHOLOG W GDAŃSKU

Wpisy na blogach: „Dlaczego nastolatki buntują się?”

Gabinet Psychoterapii GdańskNa blogu NISHKA.PL pojawił się bardzo ciekawy tekst na temat dojrzewania i separacji. Warto przeczytać!

Z 15-letnią córką mam dobrą relację: rozmawiamy, żartujemy, wiemy co u siebie słychać, lubimy swoje towarzystwo. Jednak równie często jej wzrok mówi: „Nie mogę na ciebie patrzeć. Odejdź, zagiń, przepadnij, mamo”. 

Iskrzące między nami napięcie nie przypomina tego, które pcha ku sobie zakochanych, lecz bardziej to, które odpycha od siebie pary z bardzo długim stażem.

Bywa, że kontestuje wszystko, co powiem i zrobię: dobór składników do potrawy (fatalna kompozycja), sposób śpiewania piosenki w samochodzie (najgorszy z możliwych), komentarz do wydarzeń na świecie (zupełnie nietrafiony), wybór wakacyjnego miejsca pobytu, styl zakupionej sukienki itd.

Gdy piszę ten tekst, właśnie wbiegła wściekła do pokoju, krzycząc:

– Jak mogłaś zjeść pół słoika Nutelii??!

– Wcale nie zjadłam pół słoika, to były dwie ostatnie łyżki – bronię się i daję Wam słowo, to były dwie łyżki, no może cztery… – Wczoraj  wieczorem robiłam dziewczynom (młodszej córce i jej koleżance) kanapki – dalej się bronię i nie wierzę własnym uszom. Dlaczego mam tłumaczyć się córce ze zjedzenia produktu, który kupiłam za własne pieniądze?

– Jak mogłaś to zrobić, mamo? Nie mogę na ciebie patrzeć! – krzyczy i znika za drzwiami DYNAMICZNIE zamkniętymi.

A teraz uwaga: w szafce stoi drugi, cały słoik tego czekoladowego kremu i córka o tym wie. Nie chodzi tu więc o to, że pozbawiłam ją przesłodkich kalorii, wtedy złość byłaby w pewnym sensie usprawiedliwiona. Tu chodzi o mnie. Tu chodzi o to, że drażnię ją i irytuję. Tym, że jestem.

Czasem, gdy siada obok mnie, mam wrażenie, że ma mi ochotę przyłożyć, bynajmniej nie porcji jedzenia. Jeżeli już to porcją. Przy obiedzie siedzimy sobie w miłej atmosferze, żartujemy, śmiejemy się, a już przy kolacji patrzy na mnie tak, że gdyby jej wzrok potrafił zabijać, to byłabym już martwa.

Żeby zacząć żyć swoim życiem, musimy najpierw oddzielić się od rodziców.

Jakiś czas temu spytałam o to znajomą psycholog i oto, co usłyszałam.

– 15-latka, która ma świetną relację z mamą opartą wyłącznie na miłości: TO byłoby dopiero podejrzane. Nie widzę nic niepokojącego w tym, co mówisz. To, że czuje do ciebie złość jest zupełnie normalne w tym wieku – wyjaśniła mi.

– Ale dlaczego tak się dzieje? – spytałam.

– Żeby łatwiej było się wam rozdzielić. Żeby córka mogła pójść własną drogą. Osoby, którym to się nie udało, które mają zbyt silny związek ze swoimi rodzicami, mają zwykle przez to wiele problemów w relacjach z innymi ludźmi i z samym sobą. Żeby zacząć żyć swoim życiem, musimy najpierw oddzielić się od rodziców.

– Nasza relacja bywa teraz taka trudna, żeby łatwo było jej się ode mnie oddzielić? – dalej pytałam, mimo że przecież przed chwilą to usłyszałam.

  Tak. Jej od ciebie, a tobie od niej. Bo przyznaj, ty też masz czasem dość córki, co?

– O tak 🙂 Czasem żartujemy sobie z mężem i mówimy do niej: „Słuchaj, a może liceum nie tylko z internetem, ale i z internatem, he? Na przykład może jakieś… we Wrocławiu? (czyli najbardziej oddalonym od naszego miasta mieście).

– Otóż to. W sytuacji, gdybyście były wciąż tak blisko związane: bezwarunkowo uwielbiałybyście się, nieustannie czułybyście się w swoim towarzystwie doskonale, to rozstanie byłoby bardzo bolesne, a może nawet niewykonalne.

W momencie, gdy to zrozumiałam życie stało się prostsze.

Niechęć do rodzica pomaga dziecku odejść.

Rzeczywiście, gdyby moja relacja z nastolatką była porównywalna do tej jaką miałyśmy, gdy była młodsza, czyli relacji, w której dominował zachwyt, bezwarunkowa miłość, czułość, potrzeba bliskości (czyli porównując do relacji męsko-damskich: stan zakochania), to rozstanie sprawiłoby nam wiele bólu, jakby ktoś wyrżnął nam po kawałku serca.

Tymczasem teraz zaczynamy przypominać „ludzi, którym nie układa się w związku”. Drażnimy się nawzajem i irytujemy, jest nam zbyt ciasno, zaczyna nam brakować powietrza, czasem aż chce się powiedzieć: „Słuchaj, mam tego dość, koniec z nami!”

To, że coraz częściej tak trudno nam znieść swoje towarzystwo, sprawia że wkrótce będziemy mogły naturalnie i w miarę bezboleśnie odłączyć się od siebie. Moje dziecko będzie w stanie samo stanąć na własnych nogach. (…)”


cały artykuł jest dostępny na stronie internetowej blogu NISHKA.PL:

www.nishka.pl/dlaczego-nastolatki-buntuja-sie-pozwol-dziecku-odejsc-od-siebie-hen-daleko/


PSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK

Wywiady: „Logika snów.”

Leczenie Zaburzeń Osobowości GdańskWywiad z psychoterapeutką, Agnieszką Wróblewską przeprowadziła Aleksandra Nowakowska, redaktor miesięcznika „Zwierciadło”:

„Jung odkrył, że sny odsłaniają przyczynę naszej dysharmonii i emocjonalnego niepokoju, ujawniają ukryty potencjał jednostki, zawierają twórcze rozwiązanie codziennych problemów. Poprzez sny ludzie stają się świadomi tego kim rzeczywiście są. Tak?

Agnieszka Wróblewska: Snami zajmowano się od wieków. Świadczą o tym chociażby senniki staroegipskie. Wróżbici analizowali sny dawnych władców przed ich wyprawami na wojny. Do psychologii sny wprowadził Freud. To on powiedział, że warto się nimi zajmować. Jest autorem pięknego sformułowania: „Sny są królewską drogą do nieświadomości”. Freud mówił o tym, że marzenia senne ukrywają nasze nieświadome życzenie. Bywa, że jest ono przez sam sen mocno ukryte. Twierdził, że sen ma treść jawną i zamaskowaną. Zadaniem terapeuty jest dotrzeć do tej ukrytej treści poprzez swobodne skojarzenia, które podaje pacjent. Jung w analizie snów poszedł dalej. Według niego sny zaspokajają pragnienia, które tłumimy. Mówił szerzej – że sny są po to, żeby uzupełnić naszą jednostronną codzienną świadomość. Chodzi tu o to, że jeżeli na przykład jesteśmy osobą spokojną, wycofaną, która żyje w poukładanym świecie, możemy mieć sny o wielkich wojnach, chaosie, bałaganie. Takie sny wskazują na nasz nie dopuszczany do świadomości aspekt.

Psychoanalityczka Marie-Louise von Franz, wieloletnia współpracownica Junga, twierdziła że sny nie odzwierciedlają naszych myśli, marzeń, planów – tak jak się powszechnie sądzi – tylko coś zupełnie odwrotnego, coś czego nie chcemy usłyszeć.

Wiadomości, które niosą nam sny, są dobre. Tylko że niekoniecznie dla naszego świadomego umysłu. One są dobre dla naszego rozwoju. Śni nam się coś, czego potrzebujemy, coś czego w naszym życiu brakuje. Oceniamy to natomiast z punktu widzenia naszego świadomego „ja”. Jeśli ma się ono rozwinąć, musi wzbogacić się o coś nowego. O co? Podpowiedź znajdziemy w snach. Często ukryta jest ona w postaciach, które nam się śnią. Jeśli na co dzień jestem osobą, która stara się być dla wszystkich miła, a śni się mi się agresywny niedźwiedź, to na świadomym poziomie ten sen będzie dla mnie przerażający. Natomiast jeśli udałoby mi 5 proc. z niedźwiedzia wprowadzić do moich relacji, rozwiązałoby to 50 proc. moich problemów w rodzinie i w pracy. Oczywiście, nam samym często trudno jest odkryć tę stronę.

Jung mówił, że sny pokazują nam nasze plecy.

Jung opowiadał swoje sny studentom, nawet tym początkującym, i prosił ich o dowolne skojarzenia i interpretacje. Wierzył, że nawet ktoś niedoświadczony w analizie snów, podpowie mu coś, na co on sam by nie wpadł. Na końcu jednak weryfikatorem snów jest sam śniący. Gdy terapeuta podaje interpretację, tylko my jesteśmy w stanie poczuć czy jest ona właściwa. (…)”


cały wywiad jest dostępny na stronie internetowej „Zwierciadła”:

www.zwierciadlo.pl/2012/psychologia/relacje-spoleczne/logika-snow-wywiad-z-psychoterapeutka-agnieszka-wroblewska


PSYCHOLOG W GDAŃSKULECZENIE ZABURZEŃ OSOBOWOŚCI GDAŃSK

Prasa: „Ważna figura.”

Gabinet Psychoterapii GdańskInteresujący tekst o zaburzeniach odżywiania wśród mężczyzn napisała Joanna Cieśla. Artykuł ukazał się na łamach strony internetowej „Polityki”:

„Głodzącego się mężczyznę łatwiej przeoczyć niż dziewczynę z anoreksją czy bulimią. A takich, z kobiecymi wydawało się kiedyś chorobami, przybywa. (…)

Co dziesiąta osoba z zaburzeniami odżywiania (w skrócie ED, z ang. eating disorders) to mężczyzna. W Polsce, szacuje się, jest ich kilka tysięcy. Prawdopodobnie częściej dotyka ich bulimia (czyli napady chorobliwego objadania się, a potem wymioty) niż anoreksja (jadłowstręt, patologiczne ograniczanie jedzenia), ale zdarzają się też opinie przeciwne. Dane są skąpe i trudne do interpretacji, bo fachowej pomocy szuka tylko część chorujących i to wtedy, gdy już bardzo cierpią. Męskie problemy z jedzeniem często towarzyszą też innym zaburzeniom psychicznym – psychozom, schizofrenii, autyzmowi. Przez to trudniej je wychwycić. Terapeuci przypuszczają, że w rzeczywistości anorektyków i bulimików może być więcej, niż wynikałoby z gołego rachunku zgłoszeń. Że może to kolejne oblicze kryzysu męskości.

Biceps zamiast portfela

(…) ED dość często wiążą się z zaburzeniami osobowości, tożsamości seksualnej albo z homoseksualizmem u chłopców. Ale nie jest to żelazna reguła. Dopadają także mężczyzn po 40, z rodzinami, życiowo osiadłych. Niekiedy w maskę ED ubiera się kryzys wieku średniego. (…)

ED szczególnie często dotykają mężczyzn, którzy zaczynają się odchudzać, bo faktycznie ważą za dużo (to jedna z różnic między damską a męską anoreksją czy bulimią – cierpiące na nie kobiety zwykle na wejściu są szczupłe). Albo takich, od których praca wymaga dobrego wyglądu lub szczupłości. Najgłośniejszy w ostatnich latach przypadek męskiej anoreksji – potocznie nazywanej manoreksją – to skoczek narciarski Sven Hannawald. (…)

Dr Daniel Bąk, biolog i psycholog, dodaje, że niektóre osoby mają skłonność, by właśnie ciało wykorzystywać jako narzędzie do manifestacji problemów psychicznych czy do prób ich rozwiązywania. A skoncentrowana na ciele popkultura te skłonności umacnia. Amerykańscy naukowcy już w 2007 r. zwracali uwagę, że podobnie jak na samoocenę kobiet wpływa epatowanie przez media wizerunkami wychudzonych modelek, tak oglądanie modelowych kaloryferów i bicepsów może sprzyjać patologicznym dietom, ćwiczeniom fizycznym, a także stosowaniu sterydów przez mężczyzn. Nawet największy abnegat, zarzekający się, że wygląd nie ma dla niego znaczenia, widzi, kto jest pokazywany jako król życia i człowiek sukcesu. (…)”


cały artykuł jest do przeczytania na stronie internetowej „Polityki”:

www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1622487,1,mezczyzni-tez-choruja-na-anoreksje.read


TERAPEUTA W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK

Portale internetowe: „Kochankowie i wrogowie.”

Gabinet Psychoterapii GdańskCiekawy tekst o koluzji w związkach napisał Michał Czernuszczyk, psychoterapeuta. Artykuł ukazał się na portalu „Charaktery”:

„Ona ciągle walczy, by poświęcał jej więcej czasu i był bliżej niej i jej problemów. On nie zgadza się na zbyt silne więzi, chce autonomii. Kłócą się i… nieświadomie potrzebują siebie. Dlaczego nie mogąc żyć ze sobą, nie chcą żyć bez siebie?

Na ogół zakładamy, że powody, dla których podoba nam się nasz partner są dość jasne. Wydaje nam się, że jesteśmy świadomi – jeśli nie w pełni, to chociaż w przeważającej mierze – dlaczego chcemy być w związku właśnie z tą, wybraną przez nas, osobą. Sądzimy też, że wiemy, co tak naprawdę jest dla nas niechcianym, problematycznym aspektem bycia razem. A to nieprawda. Często nasze wyobrażenie o związku, w którym jesteśmy, niewiele ma wspólnego z rzeczywistymi mechanizmami, które nim rządzą – twierdzi współczesna psychologia.

W sieci zależności

Na sesjach terapeutycznych nie tylko terapeuci, ale i pacjenci dostrzegają, że przekonania o naszej motywacji do bycia z kimś mają się często nijak do rzeczywistych powodów utrzymujących te relacje. Odkrywamy je dopiero wtedy, gdy np. kryzysowa sytuacja zmusza nas do głębszego zbadania wzajemnych oczekiwań i uczuć.
Deklarujemy, że w naszym związku chcemy stabilności, poczucia bezpieczeństwa, wierności i satysfakcji. Ale jakże często słyszymy i widzimy inne pary (inne, bo najtrudniej dostrzec belkę we własnym oku), które przez lata żyją ze sobą, jak pies z kotem. Tacy małżonkowie/partnerzy z roku na rok coraz bardziej się nienawidzą, ale i coraz mocniej zacieśniają nici wzajemnych „uwiązań” i zależności. Kłótni jest coraz więcej i nikt już nie pamięta, co tych ludzi kiedyś ze sobą połączyło.
A zatem po co się tak męczyć? Dlaczego żyjemy w związkach, które nie tylko nie przynoszą nam radości, ale jeszcze powodują wyraźnie odczuwane cierpienie? (…)”


cały artykuł jest do przeczytania na stronie internetowej portalu „Charaktery”:

www.charaktery.eu/razem/593/Kochankowie-i-wrogowie/


GABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSKTERAPEUTA W GDAŃSKU

Wykłady: „Jak pamięć operacyjna nadaje sens światu.”

Czy kiedykolwiek byłeś w trakcie rozmowy i zapomniałeś, jaki jest jej temat? Albo przechodziłeś do drugiego pokoju i zapominałeś- po co? „Życie dzieje się bardzo szybko i trzeba uchwycić ten niespójny potok doświadczeń i wydobyć z niego znaczenie” – w zabawnym, pouczającym wystąpieniu psycholog edukacyjny Peter Doolittle opowiada o istotności i ograniczeniach pamięci operacyjnej – funkcji mózgu, która pozwala nadawać sens temu, co się aktualnie dzieje. Podpowiada również, jakie „tricki” można wykorzystywać na co dzień, by usprawnić pracę swojego systemu poznawczego. Pamięć robocza jest niezwykle ważnym procesem, który pozwala nam na przetwarzanie i magazynowanie bieżących informacji i wydarzeń pochodzących z otoczenia oraz zintegrowanie ich z pamięcią długotrwałą.


Gabinet Psychoterapii GdańskPeter Doolittle jest profesorem psychologii edukacyjnej, na co dzień wykłada w Szkole Edukacji na Uniwersytecie Virginia Tech. Jego praca naukowa skupia się głównie na zagadnieniach takich jak: uczenie się w środowisku przepełnionym multimediami oraz rola pamięci roboczej w procesie nabywania wiedzy i funkcjonowaniu człowieka. Posiada 25- letnie doświadczenie w pracy badawczej i uniwersyteckiej, o psychologii edukacyjnej wykłada na całym świecie- uczy studentów na uczelniach prywatnych i publicznych (wykłada takie przedmioty jak: „Kognitywistyka”, „Konstruktywizm i Edukacja”, „Psychologia Poznawcza i Multimedia”, „Uczenie na Uniwersytecie”). Jest redaktorem naczelnym International Journal of Teaching and Learning in Higher Education oraz redaktorem International Journal of ePortfolio. Na swojej rodzimej uczelni został wyróżniony nagrodą „the University Alumni Award for Excellence in Teaching” (nagrodą za „Perfekcję w Nauczaniu”). Opublikował ponad 40 artykułów i rozdziałów książek, prezentował swoje wystąpienia na ponad 100 naukowych konferencjach. W trakcie swojej kariery akademickiej uzyskał ponad 2 miliony dolarów dofinansowania na badania naukowe, zgłębiające tajemnicę ludzkiej pamięci. Jak przystało na badacza analizującego wpływ postępu multimedialnego na rozwój intelektualny, sam jest bardzo aktywny w sieci (między innymi na portalu społecznościowym „Twitter”).


tutaj można zobaczyć ten film z polskimi napisami:


GABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSKPSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Pozwólcie dzieciom dobrze się bawić.”

Psychoterapeuta w GdańskuNa portalu internetowym „Charaktery” pojawił się krótki artykuł dotyczący ważnej kwestii wychowawczej – pozwalaniu dzieciom na zabawę:

„Ryzykowne zabawy dzieci, te które ich rodziców przyprawiają o palpitację serca, są pożyteczne i ważne dla rozwoju – przekonują psychologowie i radzą, by dawać dzieciakom więcej swobody.

Nie wolno biegać po deszczu i mierzyć własnymi stopami głębokości czy długości kałuż, bo to pewny sposób na przeziębienie i chorobę. Nie wchodź na drzewo, bo spadniesz i złamiesz rękę albo nogę. Sanki i stroma górka to prosta droga do okaleczenia. Oddalanie się od domu może skończyć się tym, że zabłądzisz, zaginiesz albo ktoś cię porwie i zrobi ci krzywdę – litania zakazów, którą wygłaszają rodzice do swoich dzieci jest nieskończenie długa, współcześni troskliwi rodzice często próbują ukrywać swoje dzieci pod kloszem i usuwać spod ich nóg najdrobniejsze przeszkody. To błąd, przekonują psychologowie – trochę ryzyka w zabawie jest dla dziecka dobre, rozwija go zarówno pod względem fizycznym jak i psychologicznym.

Zaplanowane dzieciństwo

– Niebezpieczne zabawy przyczyniają się do większej ruchliwości dzieci, zapobiegają siedzącemu trybowi życia i służą socjalizacji najmłodszych – uważa Mariana Brussoni, psycholog rozwojowy z University of British Columbia. Jej badania wykazały, że przyzwolenie rodziców na takie formy spędzania wolnego czasu wcale nie zwiększa ryzyka kontuzji lub psychicznej traumy.
– Od lat 90. dzieciństwo wygląda inaczej. Rodzice bardziej kontrolują dzieci, nie pozwalają się włóczyć, sami planują im wolny czas – mówi Tim Gill, autor książki  „No Fear: Growing Up in A Risk Averse Society”. – Rodzice robią to w dobrej wierze. Są świadomi niebezpieczeństw czyhających na najmłodszych i ich naiwnego spojrzenia na świat. Mimo dobrych chęci, ograniczenie do zera dziecięcej wolności nie jest dobrym posunięciem.
Mariana Brussoni z kilkoma współpracownikami przeprowadziła wnikliwą analizę badań psychologicznych dotyczących tego, jakie korzyści i zagrożenia niesie szczypta ryzyka podczas zabawy. Z tysięcy badań naukowcy wyselekcjonowali 21 najlepszych pod względem metodologicznym. Żadne z nich nie pozwalało na wyciągnięcie wniosków, jakoby ryzykowne zabawy miały zły wpływ na dzieci. Większość wskazywała za to, że ryzyko podejmowane przez najmłodszych poprawia ich rozwój fizyczny, podnosi ich pewność siebie oraz odporność w obliczu napotykanych trudności. (…)”


cały artykuł jest do przeczytania na stronie internetowej portalu „Charaktery”:

www.charaktery.eu/wiesci-psychologiczne/9579/Pozw%C3%B3lcie-dzieciom-dobrze-si%C4%99-bawi%C4%87/


TERAPIA GDAŃSKPSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Pracoholizm, czyli jak wypoczywać po pracy, żeby wypocząć.”

Na blogu „Strefa Psyche SWPS” pojawił się krótki artykuł o pracoholizmie. Autorem jest dr hab. Sylwiusz Retowski, psycholog pracy i organizacji. Zapraszam do zapoznania się:

Gabinet Psychoterapii Gdańsk„Coraz częściej w różnego typu mediach wymienia się określenie „pracoholizm”. Z jednej strony menadżerowie przyznają, że idealny pracownik powinien być w pełni dostępny, skrajnie oddany pracy, gotowy do poświęcenia swojego życia osobistego dla firmy. Z drugiej jednak strony coraz więcej jest dowodów na to, jak negatywne są skutki takiego „uzależnienia od pracy”. Jak współcześnie definiuje się pracoholizm?

Z psychologicznego punktu widzenia wiele jest różnych sposobów tłumaczenia, dlaczego i kiedy ludzie stają się pracoholikami. W relatywnie wielu koncepcjach teoretycznych powtarza się jednak jeden motyw – „przymusu pracy”. U pracoholików motywacja do pracy ma wyraźnie wewnętrzny charakter, nie wynika ani z zewnętrznych wymagań otoczenia społecznego (np. wymagań szefa), ani z dążenia do przyjemności, jaką można odczuwać w pracy, ani nawet z dążenia do dobrobytu materialnego. Charakterystyczne jest to, że w sytuacji, gdy pracoholik nie zajmuje się pracą – pojawiają się u niego różne negatywne emocje, pojawia się stres i poczucie winy. Nie ulega wątpliwości, że pracoholicy mają problem z wypoczynkiem, który nie stanowi dla nich miłego i wyczekiwanego oderwania się od wykonywanej pracy. Praca zawodowa jest więc pewnego rodzaju ucieczką od przykrych emocji związanych z życiem pozazawodowym.

W tym kontekście pojawia się ciekawe pytanie, jak wypoczywać po pracy, aby dobrze wypocząć? Jak, wykonując na co dzień mocno angażującą pracę, uniknąć losu pracoholika? (…)”


cały artykuł jest dostępny na portalu „Strefa Psyche SWPS”:

www.swps.pl/strefa-psyche/blog-strefy-psyche/11842-pracoholizm-czyli-jak-wypoczywac-po-pracy-zeby-wypoczac


PSYCHOTERAPIA W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK

Portale internetowe: „Psychoaustria.”

Bardzo ciekawa rozprawa przeplatająca literaturę, film i psychoanalizę. Autorem jest Adam Lipszyc, eseista i tłumacz. Tekst ukazał się na portalu „Dwutygodnik.com”:

Gabinet Psychoterapii Gdańsk„Mniej więcej od czasów Fryderyka Nietzschego filozofia raz po raz narzeka na samą siebie, marudząc, że jej własne, wielowiekowe założenia i strategie nieuchronnie spychają ją w stronę wypreparowanych abstrakcji, a zagradzają drogę do prawdziwej substancji ludzkiego życia: do zawrotnej, przygodnej wielości, której nie sposób sprowadzić do żadnej prazasady. Filozofia marudzi i biadoli, ale kiedy zabiera się wreszcie do roboty, okazuje się, że ma w sobie sporo z inteligenckiej wersji króla Midasa – czego się dotknie, zaraz przemienia w papier – i nawet postulat ocalenia wielości i przygodności świata zdolna jest przekuć w kolejną abstrakcję.

Między innymi z tych właśnie powodów udręczona filozofia może zacząć – z pożytkiem – zezować w stronę psychoanalizy. Nauka Freuda wraz ze swymi rozmaitymi mutacjami zaproponowanymi przez późniejszych teoretyków zdaje się bowiem oferować nader pojemną, elastyczną wizję rozmaitości ludzkiego życia. Wbrew temu, co mogliby sądzić nieuważni czytelnicy Freuda, zgodnie z tą wizją człowiek nie sprowadza się wcale do plątaniny biologicznych sił. Wedle Freuda, jest fragmentem natury nieuchronnie zdeformowanym przez świat społeczny, szalonym splotem kulturowo zniekształconych popędów. Zarazem jednak człowiek Freuda nie tkwi też przecież w swojej wspólnocie kulturowej jako ten pączek w maśle. Jest istotą społeczną, która staje się człowiekiem na scenie międzyludzkiego spektaklu, od razu wszakże jest też z życiem społecznym nieodwołalnie skłócony, jako że relacje międzyludzkie tworzą go, a równocześnie zniekształcają. Wplątany w świat relacji, człowiek Freuda jest na każdym poziomie istotą wewnętrznie podzieloną, nieustannie negocjującą między rozmaitymi siłami, która może liczyć jedynie na krótkotrwałe okresy niestabilnej równowagi i przebłyski rozkoszy.

Ale czy po to, by dowiedzieć się tych wszystkich okropnych rzeczy, trzeba koniecznie czytać Zygmunta Freuda, Jacques’a Lacana lub Melanie Klein? Być może filozofowie zwykle odwracali głowy od tych prawd, ale czy nie znali ich ci, których Platon chciał się czym prędzej pozbyć ze swojego Miasta? Czy to nie literatura jest najlepszym źródłem wiedzy o tej plątaninie cielesnych pragnień i kulturowych znaczeń, która składa się na nasze życie, o przygodnej wielości sposobów istnienia, niewyczerpanej palecie odcieni bezmiernego nieszczęścia i drobnych radości? Owszem. Freud chętnie podkreślał, że choć swoje koncepcje wypracowywał przede wszystkim na podstawie spostrzeżeń poczynionych w gabinecie terapeuty, literatura zawsze stanowiła dla niego zasadnicze źródło inspiracji. Sądził jednak, że nawet jeśli literatura od zawsze wiedziała o tym wszystkim – lub prawie wszystkim – co ma do powiedzenia psychoanaliza, ta ostatnia zdolna jest wyrazić te i inne rewelacje w sposób bezpośredni, dyskursywny i spójny. Co więcej, czyni to bardziej bezwzględnie, albowiem troszczy się jedynie o prawdę, nie dba zaś o przyjemność estetyczną, którą ma na uwadze literatura („Przyczynki do psychologii życia miłosnego”). (…)”


cały esej jest dostępny na stronie internetowej:

www.dwutygodnik.com/artykul/6011-psychoaustria.html


PSYCHOLOG W GDAŃSKUGABINET PSYCHOTERAPII GDAŃSK