Portale internetowe: „Co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi?”

Na portalu internetowym „Dobre Wiadomości” (medium firmuje się jako „serwis pozytywnych informacji”) ukazała się kolejna dobra wiadomość: przedstawiono wyniki trwającego ponad 75 lat badania na temat tego, co sprawia, że ludzie czują się szczęśliwi. Oto one:

Psychoterapia Gdańsk„75 lat trwały badania, prowadzone przez kolejne pokolenia naukowców z Harvarda, na temat tego, co sprawia, że ludzie czują się szczęśliwi. Wyniki przedstawił, w wystąpieniu dla Ted, kierownik tego projektu Robert Waldinger.

Oto treść całej wypowiedzi:

Co sprawia, że czujemy się zdrowi i szczęśliwi idąc przez życie? Gdybyś miał teraz zainwestować w najlepszą wersję siebie w przyszłości, w co włożyłbyś swój czas i energię? Niedawno przeprowadzono badanie wśród członków tak zwanego „Pokolenia Milenium”, pytając, jakie są ich najważniejsze cele życiowe, ponad 80 procent odpowiedziało, że najważniejsze są dla nich pieniądze. 50 procent z nich uznało również, że kolejnym ważnym celem jest sława.

Ciągle wmawia się nam, że musimy się skupić na pracy, dawać z siebie więcej aby więcej osiągnąć. Ulegamy wrażeniu, że to są cele, do których musimy dążyć, aby mieć dobre życie. Spojrzenie całościowe, na wszystkie podjęte decyzje i to jak wpłynęły one na nasze życie, wydaje się być niemożliwe. Większość tego, co wiemy o życiu, pochodzi z zadawania ludziom pytań o przeszłość, a jak wiadomo, umysł interpretuje ją w różny sposób. Zapominamy większość z tego, co działo się w naszym życiu, a czasami nasza pamięć puszcza wodze fantazji.

A co jeśli moglibyśmy obejrzeć, jak przez lata toczyło się czyjeś życie? Co jeśli moglibyśmy badać je od czasów młodzieńczych do starości i zobaczyć, co tak naprawdę czyni ludzi zdrowymi i szczęśliwymi?

Zrobiliśmy to. The Harvard Study of Adult Development to prawdopodobnie najdłuższe badanie życia dorosłych ludzi jakie zostało wykonane. Przez 75 lat śledziliśmy losy 724 mężczyzn, rok po roku pytając ich o pracę i rodzinę – nie wiedząc oczywiście, jak dalej potoczy się ich życie.

Badania takie jak te są niezwykle rzadkie. Niemal wszystkie podobne projekty kończyły się w ciągu pierwszych 10 lat, ponieważ zbyt wielu ludzi z nich rezygnowało, kończyło się finansowanie, badacze zaczęli zajmować się czymś innym lub umierali i nie miał ich kto zastąpić. Jednak ten projekt przetrwał, dzięki szczęściu i uporowi kilku pokoleń badaczy. Około 60 z 724 osób biorących w nim udział wciąż żyje, większość ma ponad 90 lat. A teraz zaczynamy badać ponad 2000 dzieci tych ludzi. Ja jestem już czwartym kierownikiem tych badań.

Od 1938 roku śledziliśmy losy dwóch grup. Pierwsza składała się z mężczyzn studiujących na drugim roku na Uniwersytecie Harvarda. Wszyscy ukończyli go w trakcie II wojny światowej i większość z nich poszła służyć w wojsku. Drugą grupę stanowili chłopcy z najbiedniejszych dzielnic Bostonu, specjalnie wybrani z rodzin, którym się nie wiodło. Większość żyła w kamienicach, wielu bez dostępu do bieżącej wody.

Kiedy zaczynaliśmy ten projekt, rozmawialiśmy z każdym z tych nastolatków. Przebadaliśmy ich pod kątem zdrowotnym. Odwiedziliśmy ich domy i rozmawialiśmy z ich rodzicami. Ci chłopcy z biegiem czasu stali się z mężczyznami, których życia potoczyły się różnie. Zostali pracownikami fabryk, adwokatami, murarzami, lekarzami, jeden z nich został prezydentem Stanów Zjednoczonych. Niektórzy popadli w alkoholizm. U kilku objawiła się schizofrenia. Część pięła się po drabince kariery na sam szczyt, innych czekała w przeciwnym kierunku.

Inicjatorzy tych badań w najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczali, że 75 lat później będę stał tutaj przed wami i opowiadał, że te badania wciąż są kontynuowane. Co dwa lata nasi cierpliwi i oddani ludzie dzwonią do tych mężczyzn i pytają, czy mogą jeszcze raz wypytać ich o sprawy związane z ich życiem.

Wielu z tych, którzy wychowywali się w biedzie, pyta: „Czemu ciągle chcecie mnie badać? Moje życie nie jest zbyt interesujące”. Ci po Harvardzie nigdy nie pytają. (…)”


całość można przeczytać na portalu internetowym:

www.dobrewiadomosci.net.pl/9660-co-sprawia-ze-jestesmy-szczesliwy-oto-wynik-badania-trwajacego-75-lat


 GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPIA GDAŃSK

Wywiady: „Przemoc finansowa boli równie mocno jak pięść partnera na twarzy.”

Na portalu internetowym „Na Temat” ukazał się wywiad – rzeka z psychoterapeutą, Mieczysławem Jaskulskim. Rozmowa jest o pieniądzach i przemocy finansowej. Zapraszam o lektury!

Psychoterapia Gdańsk„Przemoc finansowa boli równie mocno jak pięść partnera na twarzy. Upokarza tak samo, jak drwina, która burzy twoje poczucie własnej wartości. Czasem nie zdajesz sobie sprawy, że dotyczy ona również ciebie. A jeśli już wiesz, to masz poczucie, że tkwisz w sytuacji bez wyjścia. Jak się uwolnić z tej pułapki, jak otwarcie rozmawiać o pieniądzach w związku oraz jak wychować swoje dziecko, by nigdy nie stało się ofiarą, ani tym bardziej katem. Rozmawiam o tym z Mieczysławem Jaskulskim – psychoterapeutą Labolatorium Psychoedukacji. Zaparz kawę i porozmawiaj z nami.

Wczoraj rozmawiałam ze kolegą, który opowiadał mi o powszechnym zjawisku przemocy finansowej wśród swoich znajomych. Zaskoczyło mnie, kiedy powiedział, że kobiety, które tej przemocy doświadczają, często nawet nie są tego świadome. Według niego przemoc zaczyna się w momencie, w którym rodzi się dziecko. Ona zostaje w domu, by je wychowywać. On w tym czasie zaczyna więcej zarabiać, więc ona nie musi wracać do pracy, lub po paru latach nawet kiedy chce, to nie bardzo ma jak.

Przede wszystkim takie sytuacje, jak przemoc finansowa nie powstają nagle. One, w taki czy inny sposób, musiały się dziać od początku związku, bo przecież mężczyzna nie zmienił się nagle, pod wpływem pojawienia się na świecie dziecka i tego, że ta kobieta przez pierwsze lata je wychowywała, dając mu tym samym bezcenną wartość.

Czyli historia przemocy w takiej rodzinie musiała mieć miejsce od samego początku?

Oczywiście, był jednak jakiś powód, dla którego oboje tego nie dostrzegali, ale też być może, nie omówili tego, jak widzą na przykład podział obowiązków w tej relacji.

Czy pieniądze są również o władzy?

Pieniądze mogą spełniać przeróżne funkcje, ale przede wszystkim są symbolem – na przykład szeroko pojętej dominacji. Warto jednak pamiętać, że za każdą tyranią najczęściej stoi lęk, rodzaj słabości, a pieniądze są formą siły, która te wszystkie słabości zasłania.

To ważne co Pan powiedział, bo to demaskuje oprawcę, ale przecież wiemy, że on sam z siebie się nie zmieni, dopóki faktycznie nie zobaczy, że ma problem. Co ma jednak zrobić kobieta, która tego doświadcza, a na dodatek nie zarabia?

Wie Pani, w tym ‘nie zarabia’ tkwi pewien haczyk. Bo fakt, że nie zarabia, nie oznacza, że nie wnosi wartości. Pytanie na co oboje partnerzy się godzą i na ile robią to świadomie, a na ile ‘w amoku miłości’, na przykład podpisując intercyzę i widząc same jej zalety. Wtedy powinna zapalić się lampka ostrzegawcza, zwłaszcza jeśli któraś ze stron czuje się do tego zmuszona.

Wracając do sedna, pytanie, jakie kobieta daje sobie prawo do zarobianych przez męża pieniędzy, podczas kiedy ona na przykład wychowywała dziecko. Z pracy z pacjentami w gabinecie wiem również, że często kobiety nie chcą wiedzieć o różnych rzeczach – na przykład ile kosztuje utrzymanie mieszkania, ubezpieczenie samochodu, czy jakie biznesy prowadzi mąż. Bo to je niepokoi, budzi lęk. (…)


całość jest dostępna tutaj:

www.natemat.pl/171009,przemoc-finansowa-boli-rownie-mocno-jakipiesc-partnera-na-twarzy-zobacz-jak-stajesz-sie-ofiara


 GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPIA GDAŃSK

Portale internetowe: „Złość, smutek, rozczarowanie, odrzucenie. Jak pomóc dziecku uporać się z tymi emocjami?”

Poniżej fragment krótkiego artykułu – poradnika dotyczącego emocjonalności u dzieci. Tekst może w łatwy sposób podpowiedzieć, jak „obchodzić się” z wybuchami złości u najmłodszych i co one oznaczają:

Psychoterapia Gdańsk„Dzieci są spontaniczne. Ich reakcje na otaczający świat są szczere i odzwierciedlają to, co naprawdę czują. Wyrażają to mocniej, dosadniej i z dużo większą ekspresją niż dorośli. Swoich zachowań nie analizują, nie zastanawiają się nad tym, że może czegoś nie wypada. Obserwują i naśladują. Dopiero uczą się radzenia ze swoimi emocjami. Zanim to nastąpi upłynie dużo czasu, a my musimy im w tym pomóc.

Złość

Gdy coś nie układa się po myśli twojego dziecka, musisz mu odmówić, zabronić dla jego bezpieczeństwa, albo zabrać – wybuchy złości gwarantowane. Małe dzieci, które jeszcze nie potrafią się komunikować słownie, mogą nawet rzucać się na podłogę z płaczem. Co robić? Zachować spokój i być obok. Można też odciągnąć jego uwagę jakimś przedmiotem np. zabawką. U starszego dziecka, sprawa się komplikuje. Gdy ma gwałtowny wybuch złości, to najbardziej potrzebuje ciebie. Żeby go uspokoić okaż mu wsparcie, daj poczucie bezpieczeństwa. Pozostawiając go w odosobnieniu dajesz komunikat: Jestem przy tobie jak jesteś grzeczny i uśmiechnięty, a jak jesteś zły i rozgoryczony to zostań sam ze sobą.

Smutek

Powodem może być połamana kredka, pęknięty lizak lub bajka. U malutkiego dziecka-rozłąka z mamą, u przedszkolaka- kłopoty w relacjach z rówieśnikami. Co robić? Przede wszystkim nie bagatelizować. To nie ważne, że nic takiego się nie stało. To nasze zdanie. Dla naszego dziecka to koniec świata. Często oznacza to potok łez, silne przygnębienie. Jeśli nie potrafi czegoś zrobić- przytul, spytaj czy nie chce twojej pomocy. Możesz też powiedzieć, że tobie również nie wszystko od razu wychodzi, podaj jakiś przykład ze swojego życia, np. Jak uczyłaś się gotować. Pamiętaj, że dziecko na nas patrzy w pierwszej kolejności. Jeśli jesteś często smutna i stale się czymś zamartwiasz, nasz maluch może potraktować to jako normę.

Odrzucenie, rozczarowanie

Czy mnie lubią? To pytanie zadaje sobie niejeden przedszkolak. Dla wielu dzieci w tym wieku ważne jest, żeby być akceptowanym. Niestety często to rodzice podsuwają te wątpliwości. Nie pytajmy: Dlaczego dziś sam się bawiłeś? Ilu masz kolegów? Czy rozmawiasz ze wszystkimi dziećmi w grupie? Drążenie takimi pytaniami rodzi w dziecku wątpliwości czy jest lubiane. A jeśli przez jakąś część grupy faktycznie nie jest, zaczyna to traktować jako coś złego. Wtedy pojawić się może poczucie odrzucenia. A przecież doskonale wiesz, że niemożliwe jest ‚lubienie się’ ze wszystkimi.(…)”


cały tekst dostępny jest na stronie internetowej:

www.mamadu.pl/125405,zlosc-smutek-rozczarowanie-odrzucenie-jak-pomoc-dziecku-uporac-sie-z-tymi-emocjami


 PSYCHOTERAPIA GDAŃSKPSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKU

Wywiady: „Tylko silni mężczyźni płaczą naprawdę.”

Poniżej fragment wywiadu – rzeki z psychologiem, psychoterapeutą, Wojciechem Eichelbergerem. Rozmowę prowadzi redaktorka „Wysokich Obcasów”, Agnieszka Jucewicz:

Psychoterapia GdańskZaczynamy tęsknić za tzw. prawdziwym mężczyzną?

Kto pani zdaniem za nim tęskni?

Na przykład kobiety. Niezależne, z pasjami. Szukają równie samodzielnych, zdecydowanych mężczyzn, na których mogłyby polegać, ale częściej trafiają na biernych, niepewnych siebie, którzy oczekują wsparcia i dopieszczenia. O tej tęsknocie za silnym mężczyzną opowiadała mi również Alicja Długołęcka, edukatorka seksualna. Coraz więcej kobiet na jej warsztatach zwierza się, że w łóżku pragną samca alfa, a nie „misia”. Tęsknotę tę widać też w popkulturze, choćby w filmie „Zjawa”, obsypanej nagrodami, brutalnej historii o mężczyźnie, którego nic nie jest w stanie zabić, nawet wielka niedźwiedzica. Albo w sukcesie książki o fascynacji drewnem „Porąb i spal”, którą reklamuje się jako tytuł „dla prawdziwych mężczyzn”.

Bardzo mnie cieszą pani obserwacje. Przede wszystkim to, że kobiety zaczynają przyznawać się do tęsknoty za silnym mężczyzną. Bo to może oznaczać, że pojawiła się szansa na przełamanie tego kryzysu męskości, którego świadkami jesteśmy od lat. Może wreszcie z tego galimatiasu społeczno-kulturowego, w którym kobiety zdecydowanie zyskały na sile i niezależności – ekonomicznej, zawodowej, obyczajowej – a mężczyźni się zagubili, bo stary wzorzec męskości przestał obowiązywać, wyłoni się jakiś nowy typ mężczyzny, który będzie się umiał w tej nowej rzeczywistości odnaleźć.

Mężczyzny, który potrafi być i czuły, i stanowczy. Mężczyzny, który zajmie się malutkim dzieckiem i nie będzie uważał tego za niemęskie, a jednocześnie będzie umiał stanąć w obronie swojej rodziny, kiedy zajdzie taka potrzeba. Mężczyzny świadomego i pewnego swojej roli, tego, kim jest w relacji z partnerką, z dziećmi, w pracy.

Mężczyźni nie są dzisiaj tego pewni?

Wielu ma wątpliwości. Przychodzą na terapię indywidualną albo dla par i mówią na przykład: „Nie wiem, jak mam ułożyć sobie relację z moją partnerką, która więcej ode mnie zarabia, robi karierę, a mnie właśnie grozi zwolnienie” albo „Ona sobie świetnie radzi sama, nie potrzebuje mojej opieki. Do czego ja jej właściwie jestem potrzebny? Co ja mam robić w tym związku?”. Coraz więcej jest mężczyzn, którzy, jak to się brzydko mówi, siedzą w domu. Oczywiście, kobiety dobrze wiedzą, co się za tym siedzeniem kryje. Ci mężczyźni też w tym domu pracują, robią, co mogą, ale nie potrafią z tego czerpać satysfakcji.

Bo?

Bo ten stary model męskości, który dostali w spadku, podszeptuje im, że to nie tak ma być. A nowego nie ma! Rozmawiałem ostatnio z pewną kobietą, która zrobiła „badania terenowe” na placach zabaw wśród ojców opiekujących się małymi dziećmi. Wyszło jej, że większość tych mężczyzn wstydzi się tego, że są pełnoetatowymi ojcami. Nie wchodzą w interakcje ani z innymi mężczyznami w podobnej roli, ani z matkami. Trzymają się raczej z boku, chodzą z tymi wózkami gdzieś po krzakach. Zapytani o to mówią: „Nie ma się czym chwalić. Przecież nie będę rozmawiał z innymi mężczyznami o tym, które pieluchy są lepsze”. Brakuje im wzorców, żeby mogli się poczuć w tej sytuacji dobrze. Dumni, a nie obdarci ze swojej męskości. Do tego jeszcze część kobiet patrzy na nich z życzliwością, ale jednocześnie z pewną nutą pobłażliwości i lekceważenia, że jednak ten mężczyzna byłby więcej wart, gdyby potrafił zarobić na kogoś, kto by z tym wózkiem chodził. (…)”


całość jest dostępna na stronie internetowej:

www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,127763,19711535,tylko-silni-mezczyzni-placza-naprawde.html


PSYCHOLOG W GDAŃSKUPSYCHOTERAPIA GDAŃSK

Portale internetowe: „Dlaczego pozytywny obraz własnego ciała jest taki ważny?”

Poniżej artykuł dotyczący obrazu własnego ciała a zwłaszcza kształtowania się pozytywnego myślenia o sobie i swoim ciele u dzieci. Tekst ukazał się na portalu internetowym „Dzieci są ważne”:

Psychoterapeuta w Gdańsku„„Obraz własnego ciała” to umysłowa reprezentacja wyglądu, na którą składają się uczucia, myśli, oceny dotyczące postrzegania rozmiarów, funkcji i możliwości własnej cielesności. Wiąże się ona również z orientacją we własnym ciele i wiedzą na temat jego budowy czy fizjologii. Ta reprezentacja tworzy się już w pierwszych tygodniach życia dziecka. Niebagatelny wpływ na jej kształtowanie mają rodzice.

Dlaczego pozytywny obraz własnego ciała jest taki ważny?

Młodzi ludzie z pozytywnym obrazem własnego ciała czują się dobrze ze sobą i są bardziej pewni siebie. Nie liczą obsesyjnie kalorii, nie spoglądają z niepokojem na wagę. Negatywny wizerunek ciała mają zazwyczaj osoby niespokojne, izolujące się od otoczenia i te, które narażone są z jednej strony na większe ryzyko otyłości, z drugiej zaś – zaburzenia odżywiania.
Pozytywny obraz ciała najczęściej podlega modelowaniu i jest kształtowany w pierwszym miejscu przez samych rodziców, w dalszej perspektywie zaś – media i grupę rówieśniczą. O ile na dwa ostatnie punkty nie mamy dużego wpływu, o tyle w kwestii własnych przekonań o cielesności możemy zrobić całkiem sporo. Pierwszym krokiem jest zrozumieć, że coś takiego jak „obraz własnego ciała” w ogóle istnieje i że jest to zjawisko zupełnie niezależne od tego, jak faktycznie wyglądamy (możesz być otyły a więc nie pasować do promowanego społecznie wyglądu, a jednocześnie mieć pozytywny obraz ciała). Druga rzecz to przyjrzenie się temu, jakie kroki podejmujemy (świadomie bądź nie) ku temu, by nasze dzieci zdrowo i świadomie spoglądały na swoją cielesność.

Obraz ciała a rozwój dziecka

Pierwsze informacje o sobie dziecko czerpie z kontaktu z rodzicami. Kiedy otrzymuje od nich pozytywny przekaz i pełną akceptację, kiedy rodzice odpowiadają na jego potrzeby, u malucha kształtują się pozytywne uczucia, które stanowią podstawę prawidłowego wizerunku ciała. Niezwykle ważną rolę w tej kwestii odgrywa dotyk rodzica. Decydująca jest też odpowiednia stymulacja, polegająca na kołysaniu, masowaniu i głaskaniu ciała dziecka.
W następnym etapie, kiedy maluch zaczyna rozumieć mowę, istotne stają się komentarze dotyczące wyglądu dziecka, a także ich brak. Z jednej strony istnieją rodzice, którzy krytykują („zobacz jakim jesteś brudasem!”, „ładne dziewczynki nie wkładają rączek do buzi!”) , z drugiej – chwalą („jesteś najpiękniejsza na świecie”, „jesteś takim silnym, dużym chłopcem, do tego przystojniakiem!”), ale są też tacy, którzy ignorują ciało i wygląd dziecka, bądź nie zapewniają mu niezbędnego do rozwoju kontaktu fizycznego – nie przytulają, nie głaszczą, nie trzymają za rękę. Wszystkie te aspekty są równie ważne w kształtowaniu obrazu własnego ciała, który największą rolę zaczyna odgrywać w okresie dojrzewania. (…)”


cały artykuł można przeczytać tutaj:

www.dziecisawazne.pl/dlaczego-pozytywny-obraz-wlasnego-ciala-jest-taki-wazny


PSYCHOTERAPEUTA W GDAŃSKUPSYCHOLOG GDAŃSK

Prasa: „Pochwała smutku.”

Oto krótki artykuł – poradnik pokazujący, jak „obchodzić się” ze swoim smutkiem. Paradoksalnie, w tej krótkiej formie zawartych jest garść mądrości:

Gabinet Psychoterapii w GdańskuKiedy pojawia się smutek, nie przeganiaj go od razu. Nie zagłuszaj go muzyką, filmami, Internetem. Zrób mu trochę miejsca.

Skupianie się tylko na pozytywach nie zawsze jest dobrą strategią – uważa dr Erin Leyba, terapeutka pracująca z rodzicami i pomagająca im przeżywać zmiany związane z dorastaniem dzieci. Jest wiele dowodów na to, że zaprzeczanie i tłumienie smutku, ignorowanie go i zagłuszanie, nie wpływa na nas dobrze. Na przykład badania Jonathana Adlera i Hala Hershfielda pokazują, że zarówno odczuwanie radości jak i przeżywaniu smutku w procesie psychoterapii wiąże się z dobrostanem psychicznym. A więc nie tylko radość! 

Niektórzy żyją pod presją uważając, że należy ciągle być szczęśliwym. Nie mają czasu na smucenie się, w końcu tyle jest do roboty. Zapominają o tym, że przeżycie smutku to właśnie sposób, by się od niego uwolnić. 

Oto pięć wskazówek dla tych, którzy niekomfortowo czują się sam na sam ze swoimi trudnymi emocjami:

Znajdź ich miejsce.

Emocje mają tendencje do umiejscawiania się gdzieś w ciele człowieka. Kiedy skupisz się na sygnałach wysyłanych przez organizm, możesz poczuć ukłucie serca, ciężar na ramionach, ścisk w płucach, łzy kumulujące się gdzieś w okolicach oczu, mdłości w żołądku, drążące cię zmęczenie. Żeby tego doświadczyć, musisz na chwilę usiąść w ciszy i zamknąć oczy, skupić się na swoim ciele.

Wróć do korzeni.

Zastanów się kiedy zacząłeś czuć smutek. Czy to od piątkowego komentarza szefa w pracy? Czy od momentu, kiedy dziecko trafiło do szpitala? Jeśli uchwycisz taki moment, spróbuj wejść w to jeszcze głębiej, cofnij się pamięcią dalej. Czy dostrzegasz inne wydarzenia, przy okazji których czułeś się tak samo? Czy twój smutek może mieć źródło gdzie indziej?

Zaproś je.

Gdybyś zwolnienie lekarskie faktycznie przeznaczył na chorowanie, to prawdopodobnie spędziłbyś dzień w łóżku, oglądając mało wymagające programy, pijąc herbatę z miodem i siorbiąc rosół. Nie kończyłbyś projektów z pracy, robił porządków w szafie czy płacił rachunków. Jeśli więc dajesz sobie czas na smutek, minutę czy godzinę, co robisz? Zastanów się nad tym. (…)”


całość jest dostępna tutaj:

www.charaktery.eu/wiesci-psychologiczne/10183/Pochwa%C5%82a-smutku


GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPIA GDAŃSK

Wpisy na blogach: „Do tego wieku wyrobisz w dziecku dobre nawyki – potem jest to bardzo trudne!”

Na blogu parentingowym „Mamadu” pojawił się ciekawy tekst – poradnik dotyczący wychowywania dzieci oraz angażowania ich w obowiązki domowe.

Gabinet Psychoterapii w Gdańsku„Czy pamiętacie, kiedy nauczyliście się wycierać buty przed wejściem do domu? Od kiedy wiecie, że rano i wieczorem należy myć zęby albo że po posiłku trzeba posprzątać na stole? Prawdopodobnie nie pamiętacie, bo rodzice uczyli was tego już od wczesnego dzieciństwa. Badania pokazują, że dobre nawyki i zwyczaje dotyczące obowiązków i prac domowych najłatwiej jest wyrobić u dzieci przed ukończeniem dziewiątego roku życia. Potem może okazać się to o wiele trudniejsze i mniej efektywne.

Czym skorupka za młodu nasiąknie…

Jeśli wprowadzisz swoje dziecko w obowiązki domowe i powierzysz mu zadania już od wczesnego dzieciństwa, to prawdopodobieństwo, że dobre nawyki zostaną zakorzenione w nim na stałe, jest bardzo wysokie. Badania pokazują, że wprowadzone i utrzymywane do dziewiątego roku życia zwyczaje są łatwiejsze do kontynuowania w późniejszych latach. Nie ma co liczyć na to, że dziecko samo kiedyś się nauczy, kiedyś będzie robiło, weźmie się pracy później – bez wymagań ze strony rodziców i ich działania w tym zakresie będzie to o wiele trudniejsze.

Badacze z Brown University przebadali blisko 50 tysięcy rodzin, by zobaczyć, dlaczego niektórzy rodzice wymagają od swoich dzieci, nakładają na nich obowiązki i odpowiedzialność, a inni są mniej zasadniczy i wstrzymują się od takich działań. Najczęściej podawanym powodem braku wymagań była obawa przed niepoprawnym wykonaniem zadania przez dziecko oraz opinia rodziców o tym, że coś niewarte jest wysiłku.

Niepowodzenie? Nauka!

Choć obserwowanie zmagań malucha z jakimś zadaniem może być dla rodziców trudne, a przypominanie o obowiązkach i upominanie dziecka niekomfortowe, to warto stawiać przed dziećmi wymagania i powierzać im zadania. Nie można też niepowodzeń i błędów traktować jako porażkę dziecka – to dla niego cenna nauka. Rodzic, który tłumaczy brak wymagań zdaniem „nie chce patrzeć, jak coś mu się nie udaje” może równie dobrze powiedzieć „nie chcę patrzeć, jak moje dziecko się uczy”. (…)”


cały tekst jest dostępny na blogu:

www.agaidzieciaki.mamadu.pl/124497,do-tego-wieku-wyrobisz-w-dziecku-dobre-nawyki-potem-jest-to-bardzo-trudne


PSYCHOTERAPIA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

„Dziecko jest jak walizka – znajdziesz w niej tylko to, co wcześniej tam włożyłeś.”

Na stronie internetowej tygodnika „Wysokie Obcasy” pojawił się ciekawy tekst dotyczący dojrzewania młodzieży i wychowywania dzieci „od kołyski”. Warto przeczytać!

Gabinet Psychoterapii w Gdańsku„W procesie wychowania dziecka rodzice napotykają różne kryzysy rozwojowe. Pierwszy określany mianem buntu dwulatka jest trudny, bo niespodziewany. Rodzice bardzo często mają poczucie, że ktoś podmienił ich słodkiego bobaska na dziecko wrzeszczące, kłócące się i mówiące wciąż „nie”. Ostatnim kryzysem związanym z dzieciństwem jest z kolei okres dojrzewania. Te dwa okresy mają wspólny mianownik: oba powinny zakończyć się uzyskaniem przez dziecko autonomii. Jednak autonomii w dwóch odmiennych zakresach.

Erik Erikson określił okres dorastania jako kryzys tożsamości, którego nastolatek doświadcza na swojej drodze ku dorosłości. U młodego człowieka rodzi się pragnienie decydowania o sobie i podkreślenia swojej indywidualności, a także potrzeba niezależności.

Nastolatek w tym okresie manifestuje swoją oryginalność i indywidualność poprzez specyficzny, wyróżniający się ubiór, tatuaż czy nagłe przejście na dietę.

Negacja zasad narzucanych przez otoczenie jest w tym okresie naturalna i prawidłowa. Jej celem jest ukształtowanie własnej, spójnej tożsamości. Tego typu zachowania są oczywiście niezwykle trudne dla rodziców.

Powody problemów komunikacyjnych w tym okresie są najczęściej dwa. Pierwszy to fakt, że relacja rodzic – dziecko nigdy nie była dobra, a w czasie dojrzewania wszystkie błędy i niedociągnięcia się pogłębiają. Okres dojrzewania to nasze pierwsze „rozpakowywanie” przysłowiowej walizki.

Pracę nad jakością relacji z nastolatkiem zaczynamy w dniu narodzin naszego dziecka. Jeśli nie udało nam się stworzyć więzi opartej na szacunku, zaufaniu i dobrej komunikacji we wczesnym dzieciństwie, to nie uda nam się tego naprawić w okresie dorastania. Wtedy możemy już tylko minimalizować szkody. A jeśli nasze dziecko nam ufa, to dojrzewając, będzie chciało z nami rozmawiać.

Drugim wspomnianym powodem jest brak zrozumienia sytuacji, w jakiej znalazło się nasze dorastające dziecko. Jak Ty, Drogi Rodzicu, wspominasz ten okres w swoim życiu? Czy chciałbyś do niego wrócić? Na tak postawione pytanie opiekunowie zazwyczaj odpowiadają „nie”. (…)”


cały artykuł jest dostępny tutaj:

www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,19473617,dziecko-jest-jak-walizka-znajdziesz-w-niej-tylko-to-co-wczesniej.html


GABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKUPSYCHOTERAPEUTA GDAŃSK

Wywiady: ”Mamo, chciałbym cię zabić”.

Intrygująca rozmowa o agresji, wychowywaniu dzieci w dzisiejszych czasach, parentyfikacji i rodzicach „pozwalających swoim dzieciom na wszystko”:

Gabinet Psychoterapii w Gdańsku„Dlaczego dzieci zaczynają okazywać agresję względem rodziców? Jak kształtują się relacje we współczesnej rodzinie? Kiedy rodzice powinni poprosić o pomoc specjalistę? Rozmawiamy o tym z psychologiem Hubertem Czemierowskim:

Lukas i Elias to dziewięcioletni bliźniacy. Śliczni jak aniołki. Wspólnie z mamą, młodą kobietą po niedawno przebytej operacji plastycznej, spędzają lato w domu na wsi. Biegają po lesie, pływają w jeziorze, trochę się nudzą i zaczynają buntować się przeciw zasadom narzuconym w domu. Mama staje się poirytowana. Synowie stają się agresywni. A agresja ma tendencje do eskalacji.

Chłopcy fantazjują o wrzucaniu jej robaków do łóżka, a później ją do niego przywiązują. Zalepiają jej usta klejem, a potem rozcinają je nożyczkami do paznokci. Twarz matki wykrzywia grymas bólu. Na białą pościel ścieka krew, ale jej krzyków na odludziu nikt nie usłyszy.

Ten horror rozgrywa się w filmie „Widzę, widzę”. Severin Fiala i Veronika Franz przełamują w nim silne tabu: agresji, którą dzieci mogą wykazywać wobec własnych rodziców. I przemocy, którą może się to skończyć. Mocny obraz potraktowaliśmy jako punkt wyjścia do rozmowy o tym, co się dzieje, kiedy to dzieci próbują przejąć władzę nad dorosłymi.

Anna Bielak: „Spędziliśmy na tym planie najlepsze lato w życiu” – powiedzieli Lukas i Elias Schwarzowie. W filmie „Widzę, widzę” chłopcy zagrali braci, którzy torturują mamę. Przemoc bez konsekwencji jest źródłem przyjemności?

Hubert Czemierowski: Przemoc jest ekscytująca. Nie sądzę jednak, że ekscytuje zadawanie bólu. W grę wchodzi raczej posiadanie władzy nad drugą osobą. To ona jest podniecająca. Znajoma opowiadała mi, jak będąc jedenastoletnią dziewczynką, uczennicą z wzorowym zachowaniem i czerwonym paskiem na świadectwie, odkryła, jaką przyjemność sprawia dzierżenie władzy nad kimś od niej słabszym. Razem z przyjaciółką pojechały na obóz i okazało się, że dzielą pokój z koleżanką, która panicznie boi się opowieści o duchach. Wystarczyło kilka słów i koleżanka nie spała całą noc, trzęsąc się ze strachu i płacząc. Wspominała, że delektowały się poczuciem posiadania tak wielkiego wpływu na kogoś innego. W dobrych domach, w których się wychowały, nigdy się z czymś takim nie spotkały.

Jak kształtują się relacje władzy we współczesnych rodzinach?

– Układy są dziś bardziej partnerskie, niż były kiedykolwiek wcześniej. Pokolenia urodzone na przełomie lat 70. i 80. z uporem do tego dążyły. Ludzie, którzy dziś są po trzydziestce, byli jeszcze wychowywani w tradycyjny sposób – w rodzinach, w których władzę dzierżyli starsi. Wielu z nich nie chce powielać tego modelu. To zresztą naturalne, że każde kolejne pokolenie chce działać w kontrze do poprzedniego. Rodzice, którzy nie cieszyli się pełnią wolności jako młodzi ludzie, właśnie ją najbardziej chcą podarować swoim dzieciom. Ci, którzy żyli w szarej rzeczywistości, wydają pieniądze na zabawki, podróże i ciuchy. Tacy, którym w młodości powtarzano, że dzieci i ryby głosu nie mają, chcą rozmawiać z dziećmi i pozwolić im na podejmowanie decyzji. I generalnie nie ma w tym nic złego.

Ale każdy kij ma dwa końce.

– Bo czasem granica między dorosłym a dzieckiem za bardzo się zaciera. Współcześni rodzice często nie chcą wejść w rolę „dorosłych”. Szukają w dzieciach partnerów do wspólnej zabawy. Czasem, kiedy widzę na ulicy matkę i nastoletnią córkę, trudno mi powiedzieć, która jest która. Jedna się odmładza, druga się postarza. Pamiętam też jeden z pikników rodzinnych, w których uczestniczyłem. Przyszedł na niego ojciec z synem. Byli identyczni. Ubrani w takie same szorty i koszulki polo. Mieli takie same fryzury. Trzydziestoletni facet wyglądał i zachowywał się jak ośmiolatek – jakby był kumplem swojego syna. Zresztą ubrania dla dzieci kiedyś były zupełnie inne. Dziś są tylko zminiaturyzowanymi wersjami ubrań dla dorosłych. Za tą zmianą idą kolejne. (…)”


cały wywiad można przeczytać tutaj:

www.weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,19607174,mamo-chcialbym-cie-zabic-czy-agresja-dzieci-wobec-rodzicow.html


PSYCHOTERAPEUTA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU

Portale internetowe: „Zakochany mózg.”

Na portalu internetowym „Dziennik. Gazeta Prawna” pojawił się ciekawy artykuł dotyczący miłośći i namiętności rozumianych pod kątem neurobiologii. Autor odpowiada na pytanie: „Co miłość robi z naszym mózgiem?”:

Gabinet Psychoterapii w Gdańsku„Mózg – rozważny czy romantyczny? Przestarzały podział na emocjonalne serce i trzeźwo myślący mózg to mit. Co dzieje się z mózgiem, kiedy się zakochujesz? Badania wykazują, że koktajl chemicznych substancji, które serwuje nam mózg m.in. dopamina, oksytocyna i serotonina sprawią, że największy sceptyk oszaleje z miłości, a jego zachowanie zacznie przypominać zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.

Mózg w euforii

Co dokładnie powoduje, że tracimy z miłości do kogoś rozum i zmysły? Stan miłosnego upojenia nie sprowadza się tylko do narządu serca. Odpowiedzialne za to procesy biochemiczne mają bowiem swój początek w mózgu. Miłość to w dużej mierze wybuchowa mieszanka związków chemicznych, neuroprzekaźników, które przewodzą sygnały pomiędzy neuronami. To one wykonując wielką gonitwę wokół układu limbicznego, prowadzą do narodzin wyjątkowego uczucia, które nazywamy stanem zakochania. – System nerwowy nie działa w izolacji od innych układów i organów ludzkiego ciała. Np. neuroprzekaźniki mają znaczący wpływ na to, jak myślisz, pozwalają np. te myśli kontrolować, pośredniczą w wymianie informacji, ale też emocji, pragnień czy motywacji. Mogą na nas działać pobudzająco lub hamująco w zależności od ich funkcji – wyjaśnia dr n. med. Gabriela Kłodowska-Duda z kliniki Neuro-Care w Katowicach.

To także mózg sprawia, że kogoś kochamy. U par, które znajdują się w początkowej fazie relacji bardzo charakterystycznym uczuciem jest euforia, czyli stan niepohamowanej radości i komfortu. Co go powoduje? Badania mówią, że istnieje silna zależność pomiędzy intensywnym uczuciami miłości a wzrostem poziomu dopaminy w mózgu, nazywanej „hormonem szczęścia”. – Ten neuroprzekaźnik uwalniany przez ośrodkowy układ nerwowy jest związkiem niezbędnym w organizmie, m.in. dlatego, że odpowiada za nasz napęd ruchowy, ale także w znacznym stopniu „steruje” naszymi procesami emocjonalnymi. Taką odpowiedź dopaminy wyzwalają w nas wszelkie źródła przyjemności: doświadczenia, dźwięki, obrazy i oczywiście ludzie, których darzymy uczuciami – mówi neurolog.

Irracjonalny mózg

Naukowcy postanowili zbadać mózgi zakochanych par i okazało się, że gdy koncentrujemy swoją uwagę na obiekcie miłosnym, szczególnie intensywnie reaguje obszar zwany jądrem ogoniastym oraz ten związany z produkcją dopaminy i adrenaliny. To właśnie te związki odpowiadające za energię i motywację do działania powodują, że zakochany zdaje się robić irracjonalne rzeczy dla miłości: może nie spać, nie jeść, wciąż myśli o obiekcie westchnień, ma wyostrzone zmysły, pokonuje setki kilometrów, śpiewa serenady pod oknem, a nawet jest w stanie zmienić swoje życie. To wtedy mówimy, że ktoś „stracił rozum”. Niektórzy sugerują, że działanie dopaminy jest do tego stopnia przyjemne, że jej spadek przy bolesnym rozstaniu jest dla naszego mózgu jak pójście na odwyk. Z kolei stres, jaki odczuwamy podczas pierwszych randek wyzwala zastrzyk adrenaliny i kortyzolu do krwi. Efekt? Spocone ręce, szybsze bicie serca i suchość w ustach. (…)”


cały artykuł dostępny jest tutaj:

www.zdrowie.dziennik.pl/aktualnosci/artykuly/512995,zakochany-mozg-co-milosc-robi-z-naszym-mozgiem-okiem-neurologa.html


PSYCHOTERAPIA GDAŃSKGABINET PSYCHOTERAPII W GDAŃSKU